Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Jaki cel przyświeca Jerzemu Owsiakowi, organizatorowi Przystanku Woodstock - czy chodzi tu tylko o muzykę, czy o coś więcej?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: To wcale nie jest łatwe pytanie. Oficjalnie, pan Owsiak stwierdza, że Woodstock jest swoistym festiwalem - nagrodą za zaangażowanie w Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Jest pochodną tego styczniowego przedsięwzięcia. Trzeba by zatem najpierw zapytać, czy jest za co dziękować? Oczywiście, zdaję sobie sprawę z ogromu dokonań Orkiestry, ale też mam świadomość niejasności i dowiedzionych „przekrętów". We mnie osobiście Orkiestra nigdy nie wzbudziła przez moment zaufania. Wiem, że wielu moich bliskich, czy raczej kolegów, znajomych nie podziela tej opinii. Ale raz jeszcze powtórzę - nie mam zaufania do tej imprezy. Z wielu względów - najprostszy z nich wyraża się właśnie w dylemacie: czy moja hipotetyczna złotówka pójdzie na dobry cel ogłaszany w mediach, czy na prywatną fundację p. Owsiaka, czy wreszcie na Woodstock?

Postawię sprawę inaczej - czy ludzie dający na Orkiestrę są pewni, że dają na na przykład inkubatory czy może na imprezkę pełną narkotyków i tarzania się w błocie? Dla mnie - powtórzę to - nie było, nie jest i nie będzie to obojętne. Dlatego, skoro nie bardzo cenię dzieło spod znaku czerwonych serduszek, nie widzę powodu celebracji tego wydarzenia. Ale tutaj trzeba chyba postawić nie tylko pytanie - czy jest za co dziękować? Jeśli nawet, spierając się o to, uznamy, że jednak jest za co, to trzeba zapytać o to jak wyrazić to podziękowanie? Może najprostszą formą byłyby na przykład odwiedziny przez najbardziej zaangażowanych wolontariuszy w styczniowe wydarzenia domów opieki, szpitali, oddziałów neonatologii...

Myślę, że nie ma większego świętowania i radości, niż doświadczenie wdzięczności od tych, którzy obdarowują nas za naszą pomoc swoimi sercami. Tymczasem forma tej wdzięczności jest delikatnie mówiąc specyficzna. Muzyka rockowa, w różnych jej odcieniach i różnych oddziaływaniach, ciche przyzwolenie na dystrybucję narkotyków, jawne promowanie sekt, w tym roku (choć nie tylko) - taplanie się w błocie... Przyznam się, że bardziej to przypomina radosne warcholenie się w chlewie niż celebrację świątecznej radości.

Czy uczestnicy festiwalu szukający wolności, swobody i odrzucenia wszelkich zahamowań znajdą tam to wszystko i czy na tym właśnie - m. in. na rozbieraniu się do naga (ale jednak przy zakryciu przez niektórych twarzy) i polega bycie ,,wyzwolonym człowiekiem''?

Trafia pani redaktor w moim odczuciu w sedno sprawy. O co bowiem chodzi w projekcie Orkiestry Świątecznej Pomocy? No, najpierw o to, by sprowadzić naszą dobroczynność do świątecznego gestu, który stanie się dla nas uwolnieniem od codziennego wysiłku formacyjnego na rzecz jednorazowego gestu. Ten gest może nam póżniej zawsze posłużyć jako rękojmia - „jestem z tych, którzy są spod znaku czerwonego serduszka". A skoro tak, to mam zapewnioną rękojmię - jestem dobrym człowiekiem. A w tej sytuacji - wszystko mi wolno! Czyż nie? Wszystko mi wolno! Inaczej: „róbta, co chceta". Przepraszam za cytowanie tego prymitywizmu. Ale to właśnie wyraża sens owego projektu twórców Orkiestry i Woodstocku.

Wytworzenie, wyprodukowanie nowego człowieka, którego sedno życia, jakim jest miłość zostaje sprowadzone do jednorazowej darczynności i do nastawienia na kochanie się. Na jednym poziomie stawia się czyn, jakim jest jednorazowy akt zaangażowania w pomoc i świętowanie, w którym obficie panoszy się wyżycie seksualne! To jest potworna degradacja człowieczeństwa! Bardzo symboliczne przy tym jest owo - zauważone przez Panią - rozebranie się do naga z równoczesnym zakryciem twarzy. Ono, niezależnie od tego, co jest w takim działaniu prostym „pragmatyzmem" (ukrywaniem własnej tożsamości), ma w sobie coś z pierwotnej tragedii człowieka, po grzechu pierworodnym. Człowieka, który bezradnie usiłuje ukryć się przed Bogiem.

Na tym festiwalu są też księża, co widać na zdjęciach. Czy to dobrze, że księża rozmawiają z uczestnikami Przystanku Woodstck i czy obecność tam kapłanów  ma sens?

Myślę, że po pierwsze trzeba dostrzec dwa typy tej obecności. Jedna z nich ma charakter zaangażowania i wspierania Woodstocku. To na przykład pobyt ks. Lemańskiego czy obecny o Gużyńskiego. Są to pobyty epizodyczne, które jednak usiłują wesprzeć Woodstock „światłą" stroną „postępowego" Kościoła. Jak donosi regionalne wydanie zielonogórskiej GW o. Gużyński wystąpił na Woodstocku z krytyką aliansu Kościoła z narodowcami, krytyką stereotypów w rodzaju „Polak katolik". Nie chcę w ogóle nadawać jakiegoś sensu tym „światłom Woodstocku", które są jak robaczki świętojańskie. Powiem krótko, zamiast tych dywagacji - odtworzę sobie ostatnią oprawę kibiców Legii.
Jest drugi rodzaj obecności - w postaci „Przystanku Jezus", który ma charakter ewangelizacyjny. To jest próba przenikania ludzi młodych i oddziaływania na nich z orędziem Dobrej Nowiny. Powiem w ten sposób - szanuję wysiłki i biskupów, i księży, i kleryków, którzy podejmują to wyzwanie. Jako rektor mojego Seminarium przed laty godziłem się na udział chętnych kleryków w tym przedsięwzięciu. Rad jednak byłbym usłyszeć, już z perspektywy pewnego czasu, jakie są doświadczenia, jakie są wrażenia ewangelizatorów i ewangelizowanych. Mówiąc najprościej - szanuję, ale nie czuję sil, by naśladować ten trud.

Dziękuję za rozmowę