Śmiem twierdzić, że konflikt o. Krzysztofa Mądela jest głębszy. Sięga siedmiu lat wstecz, kiedy jezuita zdecydowanie opowiedział się po stronie lustracji. Nie tylko wspierał moje działania przy pisaniu książki „Księża wobec bezpieki”, ale sam chciał przeprowadzić autolustrację. Apelował o to, by zakon dokonał lustracji w szeregach jezuitów. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Jego zesłano karnie do Kłodzka, później przeniesiono do Nowego Sącza, gdzie de facto, poza jakimiś drobnymi pracami duszpasterskimi, jest on odsunięty od działania. Jest „wyautowany”.

Myślę, że konflikt w zakonie narastał od bardzo długiego czasu. Dobrze znam o. Krzysztofa – stale korespondujemy, rozmawiamy. Wydaje mi się, że konflikt nabrał już takich rozmiarów, że wszystko mogło być taką iskrą, która zapala beczkę prochu. Ale na temat molestowania w dzieciństwie nigdy nic nie słyszałem. Mnie nigdy o takim problemie nie mówił. Trudno jest mi więc odnosić się do sprawy. Broń Boże, nie posądzam o. Mądela o kłamstwo, ale myślę, że w tym przypadku działają już tak silne emocje, że wyciąga się sprawy z bardzo odległej przeszłości. 

Jeżeli zaś chodzi o sam problem molestowania, to myślę, że to jest ciągle wierzchołek góry lodowej. Nie uważam, żeby księża w Polsce masowo dopuszczali się nadużyć seksualnych. Moim zdaniem, są dwie skrajności. W ramach pierwszej skrajności, o molestowanie oskarża się znaczną część księży, prawie cały kler, zaś w ramach drugiej – próbuje się przekonywać, że absolutnie żaden ksiądz nie dopuścił się nadużyć. Prawda, jak zwykle leży pośrodku. Do tej pory władze kościelne nie wiedziały, jak rozwiązywać takie problemy. Szczerze mówiąc, w ogóle ich nie rozwiązywały. Obawiam się, że przy różnych sytuacjach konfliktowych, jak to w tej chwili ma miejsce u jezuitów w Nowym Sączu, tego typu sprawy będą wyciągane na światło dzienne. 

Osobiście, jestem mocno zdegustowany całą tą sytuacją. Zawsze popierałem o. Krzysztofa. Przyjaźnimy się. Ale on o swoim problemie powiedział, moim zdaniem, w najmniej odpowiednim momencie. Każdy może mu teraz zarzucić, że odgrywa się na zakonie, bo zabroniono mu wypowiadania się w mediach. Jeśli taki problem zaistniał, to trzeba było wcześniej go rozwiązywać, dochodzić pewnych spraw. Przy całej sympatii dla o. Krzysztofa, z jego ostatniej wypowiedzi nie mogę wyciągać jakiegokolwiek wniosku. Uważam, że to kolejna odsłona narastającego od dawna konfliktu.

Not. Marta Brzezińska-Waleszczyk