- Jesteśmy świadkami dwóch spektakularnych wydarzeń związanymi z ujawnianiem akt dawnej bezpieki. W Niemczech na prezydenta wybierany jest pastor Joachim Gauck, który był działaczem opozycji demokratycznej w NRD i gorącym zwolennikiem lustracji. Podjął się jej, powstała instytucja, którą kierował i dzięki temu Niemcom udało się przeciąć czerwoną pajęczynę, bo rozumieli, że Stasi była przedłużeniem rosyjskiego KGB. Gauck zabezpieczył całą dokumentację, nawet odzyskiwał to, co trafiło do niszczarek, kompletowano te ścinki. Dla niego każdy dokument był ważny. Mówił podczas panelu w Lipsku, w którym również brałem udział, że robi to dlatego, bo opiera się na Ewangelii.

 

Gauck, który jest pastorem ewangelickim podkreśla, że rozliczenie się z przeszłością jest również pomocą dla osób uwikłanych. Oni są w szachu, szantażowani dokumentami, albo mają złamane sumienie. Trzeba to ujawnić, aby nie żyć w pułapce.

 

Kościół w na początku lat 90. miał ogromny wpływ na Polskę, ale zbagatelizował sprawę współpracy. Zaufał Kiszczakowi, że akta wydziału IV, który zajmował się Kościołem zostały zniszczone. Gdyby polski Kościół szedł drogą Gaucka, to mógł wymusić badanie tych akt, ujawnienie ich i przeprowadzić lustrację w latach 1990-93. Niestety nie tyle, że tego nie uczynił, ale zaczął zamiatać to pod dywan.

 

Duchownych, którzy donosili jest niewielu, jakieś 10 proc.... ale są to ważni duchowni. Zamiast im pomóc, dać szansę na pojednanie, przeprosiny, to niestety, ma tutaj takich gestów. Oni idą drogą Judasza, w zaparte kłamią, są agresywni (to jest wspólna cecha TW). Jednak byli współpracownicy są bardzo nieszczęśliwi, znam przykład samobójstwa duchownego z tego powodu. Jest sięganie do kieliszka, depresja. Znam też przykłady, że skruszony duchowny szedł do swojego biskupa, a on powiedział mu, że nie wolno mu się publicznie przyznawać do współpracy. Przełożony mu odradził, zamknął drogę. To jest jednak jak wrzód, który boli w Kościele. Prawda jednak wyjdzie na jaw, prędzej czy później. Jej nie da się zatuszować.

 

Przecież zająłem się tym tematem, tylko dlatego, że w sierpniu 2005 zwrócili się do mnie pracownicy Huty Warszawa, że w swoich aktach z IPN znaleźli na siebie donosy duchownych. To znaleźli ludzie mocno związani z Kościołem, którzy mają do niego żal, że nic z tym nie zrobiono. Powołana do rozliczenia się z tym problemem komisja „Pamięć i Troska” nie spotkała się z nimi. Dlaczego władze kościelne nie zajmują się poszkodowanymi? To wygląda jak taki bezduszny korporacjonizm, że ofiara cierpi samotnie, a sprawca jest chroniony przez instytucję.

 

Not. Jarosław Wróblewski