Fronda.pl: Agencja Bloomberg ujawniła, ze Rosjanie bardzo chętnie inwestują w takich krajach jak Holandia, Irlandia, Luksemburg, Cypr. Oznacza to, że kraje ten zamrażając środki finansowe koncernów i oligarchów powiązanych z Kremlem mogłyby szybko doprowadzić do zatrzymania ataku Rosji na Ukrainę. Dlaczego tym krajom tym nie zależy na zakończeniu tego konfliktu? 

Krzysztof Szczerski: To jest sytuacja, która działa w dwie strony. Z jednej strony są kraje na terenie, których są duże rosyjskie inwestycje. Instrumenty ku temu by zatrzymać Rosję mają przed wszystkim banki. Z drugiej jednak strony im większe są w kraju inwestycje tym bardziej politycy będą od tego odciągani. W tych krajach wiele osób korzysta z rosyjskich pieniędzy. One nie są lokowane w sposób bierny. Banki czy też firmy, w których są lokowane rosyjskie pieniądze z nich żyją.

By wykorzystać posiadane instrumenty i zablokować rosyjski imperializm politycy musieliby podjąć decyzję polityczną, która gospodarczo będzie dużo kosztować ich państwo. Musieliby być przekonani, że warto z powodów innych niż biznesowe ponieść koszty. Takiej jednak decyzji nie podjęto. Tu bardziej liczy się to, że te pieniądze rosyjskie pracują na gospodarki ich krajów. Oni są mentalnie i interesownie zależni od Rosji, a nie odwrotnie. 

Czy kraje te mogą wpływać na Unię Europejską by sankcje na Rosję nie zostały nałożone?

W Unii Europejskiej są dwie kategorie państw sprzyjających Rosji. Jest to grupa państw sprzyjających rosyjskim celom politycznym, są to Bułgaria, Cypr, Gracja. Inne kraje patrzą na Rosję z perspektywy biznesowej. One z kolei uważają, że przeciwstawienie się Rosji będzie ich dużo kosztowało i nie widzą powodów by narażać się gospodarczo z powodów politycznych. Mamy tu konglomerat różnego rodzaju instrumentów jakimi Rosja rozgrywa Europę. Efekty tego widzimy.

Prezydent Francji, Francois Hollande, wysłał Putinowi zaproszenie na obchody 70 – tej rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Czy, jeśli przywódcy państw spotkają się w czasie uroczystości w Paryżu z Putinem, będzie to oznaczać wspólne poparcie dla działań Rosji na Ukrainie?

Nie ma żadnej wspólnej europejskiej polityki. Pokazuje to nawet taka symboliczna rzecz jak zaproszenie Putina na obchody rocznicy lądowania aliantów w Normandii. Wszelkie opowiadania o tym, że Europa mówi wspólnym głosem to bajka sprzedawana naiwnym europejskim obywatelom. Zaproszenie Putina to indywidualna decyzja Francji i nie wyraża wspólnej linii politycznej Europy.

Pytanie tu jest jednak takie: w jakim charakterze Putin ma wystąpić w Paryżu? Może się okazać, że będzie to powtórzenie retoryki, na której mu zależy czyli przypomnienie, że Rosja była jednym z antyfaszystowskich wyzwolicieli Europy spod hitleryzmu. Jednak dokładnie to samo mówi dziś Putin wobec Ukrainy. Przecież on dziś mówi, że działa tam bo jest wierny antyfaszystowskiej rosyjskiej tradycji.

To jest podwójnie nieprzemyślane zaroszenie bo nie było żadnego obowiązku by w tym kontekście zapraszać Putina. Tego typu rocznice wydarzenie mogłoby się odbyć bez jego udziału. Dziś trzeba rozmawiać o konkretach czyli wstrzymaniu obecnej polityki rosyjskiej na terytorium Ukrainy, a nie wspólnie z nim obchodzić rocznice i mówić o zasługach Rosji w działaniach antyfaszystowskich. To nie współgra z rosyjską propagandą.

Rozmawiała Agata Bruchwald