Taká informacje opublikował rosyjski dziennik "Kommiersant", powołując się na źródła pochodzące z Kremla

Moskwa twierdzi, że w niedzielę nad ranem w obwodzie rostowskim na terenie Rosji, spadł wystrzelony z Ukrainy pocisk. W wyniku wybuchu zginęła jedna osoba, a dwie zostały ranne. Rosyjskie MSZ ocenił to jako "prowokację i kolejny akt agresji". "Może to mieć nieodwracalne konsekwencje, za które odpowiedzialność poniesie strona ukraińska" - napisano w nocie protestacyjnej, skierowanej przez rosyjski MSZ do ukraińskiej dyplomacji - informuje lb.ua. -

Kijów odpiera zarzuty, jednocześnie przyznając, że sytuacja miała miejsce. Wyjaśnia jednak, że pociski wystrzelili separatyści, bowiem wielokrotnie ostrzeliwali terytorium Rosji i ludność cywilną, by zrzucić potem winę na ukraińskich żołnierzy.  - Nasza cierpliwość ma granice - powiedziało źródło "Kommiersanta", podkreślając, że strona rosyjska "dobrze wie, skąd strzelają". 

Pomysł zastosowania przez Rosję broni precyzyjnego rażenia przeciwko Ukrainie w niedzielę wyraził wiceprzewodniczący Rady Federacji Jegwienij Buszmin. Przy tym, Buszmin powołał się na przykład Izraela, "który w podobnych sytuacjach jest w stanie precyzyjne namierzyć i zniszczyć cel". 

Akcja ma być przeprowadzona jutro. Czy Rosja kolejny raz zaatakuje Ukrainę? I jakie będą konsekwencje tego ataku?

mopd/Wprost.pl/Kommiersant