Jeżeli ktoś otrzymuje od sądu kościelnego decyzję o unieważnieniu sakramentalnego małżeństwa, to nie powinien - zwłaszcza będąc osobą publiczną - zawierać kolejnego w blasku jupiterów, ponieważ może wywołać zgorszenie wiernych.

   Szkoda, że nie rozumie tego Jacek Kurski, dziwne że nie wyperswadowali mu niestosowności urządzania okazałej ceremonii ślubnej w łagiewnickim sanktuarium świętego Jana Pawła II zaprzyjaźnieni z nim księża, a także kapłani z tej wyjątkowej dla Polaków świątyni.

   Skoro oboje państwo młodzi byli już wcześniej w związkach małżeńskich, to nawet stwierdzenie ich unieważnienia nie powinno skłaniać do zawierania kolejnego w sposób, który - co łatwo było przewidzieć - może stać się powodem ataku nie tylko na nowożeńców z odzysku, ale także na Kościół. Kto jak kto, ale rasowy człowiek mediów, jakim jest Kurski, powinien o tym doskonale wiedzieć i liczyć się z wszelkimi możliwymi konsekwencjami takiej ceremonii.

   Na usta ciśnie mi się kilka słów na określenie tej sytuacji, ale użyję tylko jednego, najmniej dosadnego, lecz adekwatnego: niesmaczne.

            Jerzy Bukowski