- Szczęśliwy to kraj nad Wisłą, choć na świecie zawieruchy i rozróby. Najważniejsze, że tygryski są już zdrowe i zebrano na nie już ok. 1 mln zł, a więc więcej niż na nie jedno ciężko chore dziecko i nowy poseł PO wyczyścił już buty idąc do Sejmu - pisze Janusz Szewczak na portalu tysol.pl

Zeszły wyraźnie na plan dalszy sprawy szalejącej podobno w Polsce inflacji, straszenie drożyzną pietruszki i kapusty ze strony ekspertów ekonomicznych PO-KO, wizja drugiej Grecji czy Białorusi oraz Armagedonu gospodarczego w stylu prof. Leszka Balcerowicza. Ucichły troski totalnej opozycji o rzekome spowolnienie gospodarcze (4,4 proc. wzrostu PKB), a nawet kwestia tzw. płacy minimalnej. Nawet ostateczne domykanie skrajnie niekorzystnej i wielce kosztownej tzw. reformy OFE, która była jednym z największych oszustw i manipulacji tego 30-lecia, a która kosztowała Polskę ok. 20 mld zł wytransferowanych z kraju, gigantyczną, coroczną dziurę budżetową i rosnący lawinowo dług publiczny, a w końcu likwidację tzw. części obligacyjnej i w konsekwencji rozpłynięcie się w czarnej dziurze deficytów byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego kwoty ok. 150mld zł też nie wywołuje większych emocji publicznych.

Dziś bowiem bardziej liczy się nowy eko-obłęd, nowa klimatyczna religia, walka z jedzeniem mięsa, co tak infantylnie obwieściła opinii publicznej nowa noblistka Olga Tokarczuk, która dodatkowo uważa, że „granica między człowiekiem i zwierzęciem jest sztuczna” i tylko czekać jak jakaś żaba czy myszka napisze epokową powieść godną Nobla. Nagrodzona pisarka twierdzi, że „akcyza na mięso będzie kiedyś bardzo wysoka” oraz że „będziemy się wstydzić, że jedliśmy mięso”. A, co z akcyzą na rozum i przyzwoitość, co ze zdrowym rozsądkiem i podatkiem od rozumności? Dziś liczy się sprawa żeńskich końcówek polskich słów, rozkwita słowotwórcze odmóżdżenie, ma być trollica zamiast trolla i kierownica zamiast kierowcy, ciekawe co feministki zrobią ze słowem głupiec?

Sama „GW” tak bardzo dba już o środowisko i klimat, że krytykuje palenie zniczy na grobach we Wszystkich Świętych - oczywiście nie dotyczy to zniczy przed Sądami i Pałacem Kultury. Europosłanka Sylwia Spurek, do niedawna z Wiosny, wcześniej prawa ręka RPO, pozostaje w nieutulonym bólu w trosce o „gwałcone krowy, które muszą dawać mleko”. I choć wicepremier Jarosław Gowin chce się położyć Rejtanem w obronie gender na polskich uczelniach, to prezydent Warszawy z PO Rafał Trzaskowski, wielki dobroczyńca LBGT, nie wychodzi mu na przeciw i o zgrozo chce podobno podnieść ceny parkowania w stolicy do 5 zł za 1 godzinę, chce płacenia w soboty i niedziele i rozszerzania stref parkowania, bo być może zabrakło już na dotacje dla gender i LGBT i dotyczyć to ma zarówno męskich kierowców jak i żeńskie kierownice. Poseł PO Mieszkowski sam jest gotowy wypowiedzieć Konkordat, a burmistrz Włoch Artur W. stał się o dziwo polityczną sierotą, bez przyjaciół. Gdzieś zniknęły nagle dotychczasowe, gospodarcze strachy na lachy opozycji. Już nie załamanie eksportu, groźba masowych bankructw i ciężka dola uciśnionych w Polsce banków, po wyroku TSUE w sprawie tzw. frankowiczów, spędzają mediom sen z powiek. Już nie węgiel i smog, ale sałatka prof. Krystyny Pawłowicz rozpala dziś sądową kastę do białości, a z celebrytów PO-KO czyni prawdziwych, intelektualnych barbarzyńców.

A przecież wystarczyłoby tylko brać na poważnie zdanie: „Miej proporcje Mocium Panie” oraz kierować się dewizą, że „warto mieć otwarty rozum, ale nie na tyle, by co chwila wypadał z niego mózg”.

Janusz Szewczak/tysol.pl