„Kto chce szybkiego przyjęcia przez Polskę euro ten niewątpliwie źle życzy Polsce i Polakom […] Wspólna waluta to nie jest żadna gwarancja dobrobytu czy solidarności i równowagi europejskiej, ale wręcz jest zagrożeniem dla dalszego istnienia Unii Europejskiej […] Myślę, że niedługo również uśmiech zniknie z twarzy Donalda Tuska- ”- Janusz Szewczak, poseł PiS, wiceprzewodniczący Komisji Finansów Publicznych, specjalnie dla portalu Fronda.pl

Fronda.pl: Panie pośle, jakie są szanse, że zostaniemy dopuszczeni do ekskluzywnego klubu państw, które korzystają z dobrodziejstw waluty euro?

Poseł Janusz Szewczak: Marzenia o euro a rzeczywistość bardzo się rozminęły. Po ostatnim kryzysie 2008 roku widać bardzo dobitnie, że strefa euro i wspólna waluta ani nie gwarantują uniknięcia kryzysów gospodarczych, ani automatycznego, szybkiego rozwoju gospodarczego, ani niskiego bezrobocia, a często wręcz przeciwnie- są gwarantem stagnacji czy nawet recesji, czego dowodem są dzisiejsze wyniki fatalnych wzrostów PKB w wielu krajach strefy euro, na poziomie 0,5 %. Euro poniosło porażkę, ponieważ nie osiągnęło ono celów, które były zakładane. Zamiast solidarności unijnej mamy brak tej solidarności, zamiast harmonijnej współpracy mamy oskarżanie niektórych krajów o nieprzestrzeganie wartości europejskich, kiedy nikt nie wie do końca jakie są te wartości.

Sytuacja ekonomiczna Hiszpanii, Włoch czy Francji, wcześniejsze bardzo poważne problemy Grecji, której znaczne obszary gospodarki zostały przejęte przez niemieckie banki nie zachęcają do kroków w kierunku przyjmowania wspólnej waluty. Skąd zatem głosy w Polsce namawiające nas do rezygnacji ze złotówki?

Ten kto chce szybkiego przyjęcia przez Polskę euro ten niewątpliwie źle życzy Polsce i Polakom dzisiaj. Nie ma żadnej wizji jak europejska waluta ma dalej funkcjonować, jak długo będzie funkcjonować. Euro jest walutą korzystną w tej chwili tylko dla Niemców, i może trochę dla Holendrów, na pewno nie dla Greków, Włochów czy Portugalczyków. Wystarczy popatrzeć na wskaźniki i wyniki gospodarcze tych państw- widać wyraźnie, że w krajach strefy euro tam słabnie i produkcja przemysłowa i konsumpcja w przeciwieństwie do krajów, gdzie tej waluty nie ma.

Polska obecnie ma ponad 4% wzrost PKB przy wzroście PKB Francji czy Niemiec czy Belgii w okolicach 1%. Prognoza Komisji Europejskiej dotycząca wzrostu gospodarczego dla całej strefy euro została obniżona do 1,3% w 2019 r. To niemal stagnacja.

Jest nawet gorzej, ponieważ w I kwartale tego roku Włochy są na poziomie 0,2% a Niemcy na poziomie 0,6%- to są ułamki procent wzrostu gospodarczego. Średnia jest w granicach 1%.Żeby w krajach południa Europy, takich jak Hiszpania, Portugalia, Grecja, Włochy mogło być lepiej, to najpierw musiałoby być gorzej w Niemczech. A na to Niemcy się nie zgodzą, ponieważ to oni zrobili największy biznes na euro- są badania które pokazują, że Niemcy zyskały na tym pomyśle około 2 bilionów dolarów od 2002 roku.

Na Ryszarda Petru zawsze można liczyć. Czy jego happening mógł potwierdzić, że ceny w niemieckich marketach w Niemczech mogą być faktycznie niższe niż ceny w niemieckich marketach w Polsce? Być może zyskaliśmy potwierdzenie, że ceny na polskim rynku są po prostu zawyżane.

W Polsce zagraniczne wielkie sieci handlowe, w tym również niemieckie spacyfikowały i zmonopolizowały rynek, i strzygą nas do gołej skóry. Taka jest prawa. Polityków Koalicji Europejskiej mówiących o euro możemy podzielić na pożytecznych idiotów i wierutnych łgarzy. Te wypowiedzi, te błazenady o euro w stylu Róży Thun, Petru czy Lubnauer można traktować wyłącznie w kategoriach kabaretu. Natomiast jest kompromitujące i wielce zastanawiające, że były prezes Narodowego Banku Polskiego, też członek tej Koalicji Europejskiej kandydujący do Brukseli, były premier Marek Belka opowiada kompletne dyrdymały, plecie androny mówiąc, że euro będzie wprost pomagało Polsce tak jak pomaga Niemcom, i że straszenie wspólną walutą to są bzdury, wypowiadane przez ludzi, którzy na ekonomii się nie znają. Rozumiem, że chodzi tu o premiera Kaczyńskiego czy premiera Morawieckiego, nie mówiąc już o pośle Szewczaku. Według prezesa Belki powinni oni unikać wypowiedzi na tematy ekonomiczne o pewnym stopniu komplikacji.

To kto powinien wypowiadać się w kwestiach ekonomicznych?

Poleciłbym panu Belce lekturę noblisty, który na ekonomii zna się chyba lepiej od pana Belki, a mianowicie Joseph’a Stiglitz’a, która to pozycja jest w Polsce od lat dostępna, a która mówi o tym, w jaki sposób wspólna waluta zagraża przyszłości Europy. Prof. Stiglitz stawia tezę, że dzisiaj wspólna waluta to nie jest żadna gwarancja dobrobytu czy solidarności i równowagi europejskiej, ale wręcz jest zagrożeniem dla dalszego istnienia Unii Europejskiej. Tego typu waluta gwarantuje raczej nierównowagę, ogromne dysproporcje majątkowe, większe długi, większe deficyty, rosnący protekcjonizm, olbrzymie bezrobocie, które w wielu krajach strefy euro sięga 10, 15 a nawet 17%, przy bezrobociu w Polsce będącym na poziomie 5%. To jest charakterystyczne, że wszystkie kraje, które nie mają wspólnej waluty rozwijają się szybciej- dotyczy to Polski, Szwecji czy Węgier.

Czemu mają służyć głosy namawiające Polaków do przyjęcia wspólnej waluty?

Euro miało być środkiem do celu, a stało się dla niektórych celem samym w sobie. Te głosy, szczególnie jak ten głos profesora Belki to jest głos na rzecz wzmocnienia jeszcze bardziej hegemonii niemieckiej w Unii Europejskiej. Żeby ci silniejsi i bogatsi byli jeszcze silniejsi i bogatsi, a ci słabsi jeszcze bardziej słabi i zubożali. I to wszystko w kontekście wielkich niewiadomych wiszących nad Europą, takich jak Brexit, kompletnie nierozwiązany problem „żółtych kamizelek”, jak miliony muzułmańskich uchodźców, na których Niemcy musieli wydać w ubiegłym roku prawie 30 miliardów euro.

Większość ekspertów stoi na stanowisku, że ewentualne wejście Polski do strefy euro to perspektywa kilku lub nawet kilkunastu lat. Czy Unia Europejska i waluta euro przetrwają te kilkanaście lat?

To jest bardzo logiczne pytanie: co w ogóle będzie ze wspólna walutą za kilkanaście lat? To jest w dużej mierze eksperyment nie do końca udany, czy wręcz nieudany, dlatego, że był on oparty na naiwnych założeniach, że ta unia monetarna zapewni wszystkim uczestnikom podobnie korzystny wzrost, przepływ kapitału, zapewni pełną integrację czy dobrobyt. Jednak w każdym projekcie gospodarczym czy finansowym zawsze są jacyś zwycięzcy i jacyś przegrani. Ktoś odnosi korzyści, a ktoś ponosi straty. I tu wygranym są bezapelacyjnie Niemcy, natomiast przegranych jest coraz więcej. Stawiam tezę, że jeśli Grecja nie pozbędzie się wspólnej waluty i nie odzyska własnej, to będzie w tak dramatycznych tarapatach gospodarczych i finansowych jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Gdybyśmy byli już w strefie euro tak jak nasi sąsiedzi Słowacy, to do greckiego kryzysu Polska musiałaby dorzucić 200 miliardów złotych- tylko na załatanie kryzysu tylko w jednym małym państwie. To są monstrualne pieniądze.

W jaki sposób powinniśmy bronić polskich interesów i czy powinniśmy bronić złotówki?

Całe szczęście mamy dziś innego prezesa Narodowego Banku Polskiego niż prezesa Belkę. Prezes Glapiński zajął dość twarde, jednoznaczne stanowisko w sprawie Euro. Nie brakuje tych, którzy by chętnie pomogli jeszcze Niemcom dodatkowo zarobić, mimo że zarabiają w Polsce krocie. Pamiętajmy, że własna waluta jest niezwykle ważnym instrumentem przeciwdziałania zjawiskom kryzysowym, związanym z możliwością elastycznego reagowania kursem na zjawiska kryzysowe. To jest kwestia wpływu na stopy procentowe we własnym kraju, a nie uzależnienie się od tego jakie stopy procentowe wyznaczy Europejski Bank Centralny we Frankfurcie. W przypadku przyjęcia euro to Frankfurt będzie decydował o wielkości emisji pieniądza, a nie Bank Narodowy. Wydaje się, że NBP i prezes Glapiński dość jednoznacznie, twardo i sensownie stawiają sprawę. Jedyną szansą, że my będziemy odzyskiwać głupio i tanio wyprzedane w atmosferze afer sektory gospodarcze, monopole naturalne wręcz, jest to, że będziemy posiadali własną walutę.

Donald Tusk twierdzi, że gospodarka się nie liczy, a liczy się tylko uśmiech.

Myślę, że niedługo również uśmiech zniknie z twarzy Donalda Tuska, bo gospodarka zniknęła im z horyzontu. Na szczęście mamy te dodatkowe 100 miliardów złotych rocznie dochodów z podatków. Cała strefa euro stoi pod znakiem zapytania, ponieważ sama Unia Europejska stoi przed niesłychanymi wyzwaniami. Zapewne najbliższe majowe wybory bardzo zmienią politycznie strukturę instytucji unijnych i Brukselę, i postawią wiele pytań otwartych. My jako Polacy jesteśmy jednym z najbardziej euroentuzjastycznych narodów w Europie, natomiast nasi sąsiedzi Czesi są najbardziej eurosceptyczni- tam jedynie 30% pozytywnie ocenia Unię Europejską.

Dziękuję za rozmowę.