Fronda.pl: Wczoraj dokonano kolejnego zamachu, tym razem w Egipcie. Tego rodzaju natężenie, czyli kilka zamachów w krótkim odstępie czasu, to przyszłość do jakiej trzeba się w jakimś sensie przyzwyczajać?

Jan Wójcik, Euroislam.pl: Wydaje mi się, że ciężko mówić o przyzwyczajeniu, bo jednak zamachy budzą reakcje niezrozumiałe przez społeczeństwo. Trudno żeby można było „przyzwyczaić się” do zabijania w ślepych atakach agresji. Wolałbym więc nie mówić o „przyzwyczajeniu”, ale prawdopodobnie taka przyszłość się zbliża, zwłaszcza, że Państwo Islamskie nawoływało do nasilenia takich ataków na początku roku. Nawoływało ono, by nie przyjeżdżali do Syrii i Iraku, ale by to w państwach Europy prowadzić dżihad. Problemy będą narastać, tym bardziej, że każde działania ze strony władz zmierzające do ich rozwiązania, łatwo jest przedstawić jako islamofobię.

A więc walka o zmianę obecnej sytuacji jest trudna?

Władze w Europie zastanawiają się co robić, bo np. zamykanie meczetów jest przedstawiane jako atak na religię, a nie atak na radykałów. Trudna jest też komunikacja władz z tą częścią ludności muzułmańskiej, która nie ucieka się do radykalizmu, ale trzeba próbować ją prowadzić, by nie dawać atutów do rąk radykałom, którzy to automatycznie wykorzystają.

W jaki sposób zatem można ograniczyć atuty w rękach radykałów?

Wydaje mi się, że powinno działać się dwutorowo. Z jednej strony powinno się wzmacniać przekaz umiarkowanych muzułmanów, którzy oczywiście są na Zachodzie. Powinno się wesprzeć ten przekaz innego odczytywania Islamu, co rządy w Europie niespecjalnie robiły. Z drugiej strony chyba nie da się próbować ograniczyć ekstremizmu islamskiego inaczej, jak poprzez radykalne działania. Na przykład Austria próbuje w ostrzejszy sposób niż inne państwa ograniczyć rozwój radykalizmu, wymagając znajomości języków, głoszenia kazań w języku niemieckim, a wkrótce ma także wejść w życie zakaz dystrybucji Koranu na ulicach. Prawo zmienia się tam w sposób niekorzystny dla muzułmanów, ale być może to obecnie konieczne w Europie.

Wracając do kwestii zamachów, czy ta ich częstotliwość zapewnia to o co chodzi radykalnym wyznawcom Islamu?

Z pewnością tak jest. W każdym zamachu terrorystycznym chodzi o efekt zastraszenia, który chce się wykorzystać do realizacji swoich celów. W tym przypadku Państwo Islamskie dąży do wywołania konfliktu w Europie. Zmiana w charakterystyce zamachów w ostatnich latach pokazuje, że chociaż są użyte przy pomocy prostej „broni” jak ciężarówki, to są coraz częstsze i dotykają zupełnie przypadkowych ludzi. Każdy może wejść do ciężarówki i wjechać w tłum. Tu nie potrzeba tak wiele, jak chociażby przy ataku 11 września 2001, gdy piloci musieli przejść przeszkolenie jeśli chodzi o prowadzenie Boeinga. Dzisiaj terrorystom wystarczy umieć prowadzić ciężarówkę.

Ostatnio papież Franciszek mówił, że media pokazują nieprawdziwy obraz rzeczywistości, bo za dużo mówią o negatywnych aspektach obecności imigrantów, a za mało o pozytywnych. Ale czy da się w kontekście zamachów inaczej?

Oczywiście głosy, by sterować mediami w jakiś sposób pojawiają się nie od dziś. Wiadomo, że media żywią się pewnego rodzaju sensacją i wiadomościami mniej pozytywnymi. Ważne jest dla nas to, byśmy jednego czy drugiego zamachu nie przekładali na każdą osobę. Tak więc nie każdy muzułmanin to zamachowiec. Tego robić nie powinniśmy, natomiast ograniczanie mediów i nakazywanie im pokazywania innych obrazów niż pokazują trochę pachnie cenzurą.

Dziękujemy za rozmowę.