Przepisy polskiego prawa zakazują negowania holocaustu. By bronić prawdy historycznej uchwalono nowelizację ustawy o IPN, która zabraniała w niektórych dziedzinach życia (dopuszczając w innych), kłamstw na temat polskiej rzekomej odpowiedzialności za zbrodnie na Żydach (w rzeczywistości popełnione przez Niemców czy komunistów).

Likwidacje przepisów zakazujących kłamliwego szkalowania Polaków nakazali PiS Żydzi, i niestety większość parlamentarna posłusznie te absurdalne antypolskie żądania spełniła, co niewątpliwie utwierdza środowiska antypolskie w słuszności oczerniania Polaków bezpodstawnymi oskarżeniami. Prawo polskie broni więc interesów Żydów, dyskryminując Polaków, których interesy nie są chronione. Trudno nie dostrzec, że szkalowanie Polski i Polaków służy stworzeniu zaplecza propagandowego dla bezpodstawnych roszczeń żydowskich wynoszących 300.000.000.000 dolarów.

 

Na lewicowym portalu „Krytyka Polityczna” ukazał się artykuł „Pogromy? To nie Polacy robili to Żydom, to komuniści” autorstwa Piotra Floreckiego (pracownika Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM). Autor artykułu twierdzi, że polscy publicyści rozmywają „udział Polaków w zbrodniach dokonywanych na Żydach”, starają się go zneutralizować, przesycić odpowiedzialność z Polaków na kogo innego. Artykuł ilustruje zdjęcie podpisane „żydowskie dzieci uciekają z Polski przed przemocą i antysemityzmem // Holocaust Encyclopedia”.

 

Te rzekome antysemickie praktyki Polaków mają na celu „zachowanie statusu narodu ofiar, a nie sprawców” i „podtrzymywanie narracji o Polsce przyjaznej Żydom. Państwie, w którym Polacy sami z siebie nie dokonywali pogromów, nie brali udziału w Zagładzie, byli wobec Żydów gościnni i – patrząc na liczbę drzewek w Yad Vashem – zdecydowanie pomocni w chwili próby”.

 

Według lewicy Polacy rzekomo stosują „siedem sposobów takiego przeinaczania. Są nimi: pomijanie (selektywne przemilczanie pewnych nieprzyjemnych faktów), fałszowanie (zaprzeczaniu czemuś, co się wydarzyło, towarzyszy twierdzenie o czymś, co nigdy nie nastąpiło), wyolbrzymianie i upiększanie, wiązanie versus odrywanie, czyli manipulowanie związkami (skupianie uwagi na jednych przyczynach z pominięciem innych), obwinianie nieprzyjaciół (podkreślanie domniemanych win i nieprawości wrogów, innych, obcych oraz przypisywanie im własnych nieprawości), zrzucanie winy na okoliczności i konstruowanie kontekstu”.

 

Zdaniem lewicy Polacy swoją odpowiedzialność za zbrodnie na Żydach przerzucają na komunistów – jest „szczególnie widoczne w konstruowaniu narracji o pogromie kieleckim. Na mocy teorii o prowokacji wina za pogrom przypisywana jest komunistom – zarówno tym rodzimym, jak i pochodzącym z ZSRR. Komuniści w myśl obowiązującego w Polsce antykomunistycznego paradygmatu nie należą do wspólnoty narodowej, zostali z niej wykluczeni i są traktowani jako obcy, nie mają ojczyzny. Tym samym wskazywanie ich jako inspiratorów lub/i sprawców pogromu kieleckiego w ostatecznym rozrachunku pozwala mówić, że nie dokonali go Polacy. Żydowskie ofiary pogromu bywają natomiast wliczane w rejestr ofiar komunizmu, a nawet polskich ofiar wojny domowej z komunistami. Zgodnie z teorią o prowokacji to przecież komuniści doprowadzili do pogromu w Kielcach, byli jego głównymi architektami, wykonawcami, instrumentalnie posłużyli się antysemityzmem, a wszystko to w celu odwrócenia uwagi od sfałszowanego referendum, dyskredytacji polskiego podziemia niepodległościowego oraz nadania Polakom piętna antysemitów w opinii Zachodu”.

 

Problem z lewicową antypolską narracją jest taki, że pogrom kielecki był dziełem okupujących ziemie polskie sowietów i ich komunistycznych polskojęzycznych kolaborantów (w tym i Żydów). Lewica za antysemicką narracje, przypisującą odpowiedzialność za rzekome polskie zbrodnie komunistom, uznała teksty zawierające prawdę o pogromie kieleckim publikowane w „Tygodniku Solidarność”, „Gazecie Polskiej”, tygodniku „Niedziela”, transparenty Kieleckich Patriotów, list Ryszarda Bendera, publikacje Krzysztofa Kąkolewskiego na łamach nieistniejącego już proPiSowskiego tygodnika „Nasza Polska” (Kąkolewski jest też autorem „Umarłego cmentarza” książki negującej odpowiedzialność Polaków za pogrom kielecki), publikacje Antoniego Zambrowskiego, Artura Janickiego na łamach „wSieci Historii”, Józefa Orlickiego, Jerzego Roberta Nowaka, ojca Jacka Salij (z „Tygodnika Solidarność”), „Naszego Dziennika”, Macieja Korkucia (historyka związanego z IPN). Rzekomą polski antysemityzm i polską odpowiedzialność za pogrom miała też, w opinii lewicy, ukrywać w swoim raporcie Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

 

Zdaniem lewicy „wskazywanie komunistów jako inspiratorów i wykonawców pogromu kieleckiego pozwala ukryć jego rzeczywistych sprawców, a dowodzenie tezy o prowokacji odwraca uwagę od tego, że w ogóle do niego doszło. Przede wszystkim zaś umożliwia wyeliminowanie z języka opisu pogromu problemu antysemityzmu jako jego fundamentalnej siły sprawczej w celu zachowania i obrony dobrego imienia Polaków”.

 

Przykładem polskiego antysemityzmu, ma być w opinii lewicy, przypisywanie przez Polaków odpowiedzialności za zbrodnie w Jedwabnem Niemcom – w opinii lewicy w Jedwabnem to nie Niemcy ale Polacy wymordowali Żydów.

 

W rzeczywistości Żydzi w Jedwabnem zostali wymordowani przez Niemców. By szerzyć kłamstwa na temat polskiej odpowiedzialności do dziś uniemożliwia się przeprowadzenie wymaganej prawem ekshumacji w Jedwabnem, która jednoznacznie by wskazała, że ofiary zbrodni zostały zabite przez Niemców.

 

Lewica piszących o faktach sprzecznych z antypolskimi bredniami, realiach kolaboracji Żydów z sowietami, żydowskich zbrodniach na Polakach, uznaje za antysemitów. Antysemitami mającymi negować rzekomą polską odpowiedzialność za Jedwabne są zdaniem lewicy: Tomasz Strzembosz, Leszek Żebrowski, publicyści „Życia”, „Naszej Polski”, działacze Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski oraz członkowie Komitetu Obrony Dobrego Imienia Miasta Jedwabne, który powstał z inicjatywy posła Michała Kamińskiego, historyk Marek Wierzbicki. Wodą na młyn rzekomych polskich antysemitów mają być ustalenia IPN.

 

Opisując rzekome tradycje rzekomego polskiego antysemityzmu lewica jako przykład antysemityzmu przedstawia raport biskupa Kaczmarka o prowokacji w Kielcach, który po latach miał być w ramach rzekomego polskiego antysemityzmu propagowany przez „Rzeczpospolitą” i „Nasz Dziennik”. Przejawem antysemityzmu ma być też to, że prowokacja kielecka nie jest nazywana pogromem: przez Główną Komisje Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, w wypowiedzi ministra sprawiedliwości Leszek Kubicki [w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza]. Antysemityzmem miało być też podważanie tezy o tylko spontanicznym pogromie przez reżysera Artura Janickiego w filmie „Pogrom czy mord. Kielce 4.07.1946”, oraz szefa IPN Leona Kieresa, Jana Żaryna w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”, Leszeka Żebrowskiego w „Encyklopedii Białych Plam”.

 

Z artykułu na lewicowym portalu czytelnicy dowiedzą się, że antysemityzmem nie jest nazywanie innych rzekomych pogromów z czasów wojny i czasów powojennych pogromami. Według lewicy rzekome pogromy mieli dokonywać „NSZ, WiN, AK”. Antysemickimi publikacjami negującymi rzekome zbrodnie Polaków mają być publikacje: Mariusza Bechty, Marka Chodakiewicza, Krzysztofa Kaczmarskiego.

 

W opinii lewicy przykładem rzekomego polskiego antysemityzmu ma być przypisywanie komunistom odpowiedzialności za antysemicką kampanie marca 68 i wskazywanie na istnienie żydokomuny. Według lewicy marzec 68 był dziełem polskiego antysemickiego ludu, przykładem tego maiły być „wezwania do ujawnienia swojej tożsamości, szepty, lustrujące spojrzenia sąsiadów, samozwańcze antysemickie denuncjacje w windach i na drzwiach domów żydowskich obywateli, pobicia, zwolnienia z pracy, a przede wszystkim wygnanie z Polski tysięcy Żydów, nazywane dziś eufemistycznie ''emigracją marcową''”

 

W antysemicki klimat miał się też wpisywać Andrzej Duda w czasie swej pierwszej kampanii prezydenckiej (który sam też był ofiarą polskich antysemitów wypominających mu antypolskie wiersze teścia), oraz Jerzy Bratkowski.

 

Zdaniem autora artykułu na lewicowym portalu (fragmentu książki „Pogromy Żydów na ziemiach polskich w XIX i XX wieku, t. 4: Holokaust i powojnie (1939–1946)”) polski antysemityzm „wypływa z odpowiedzialności za antysemickie zachowania w przeszłości i opiera się właśnie na rozmaitych wariantach zaprzeczania/rozmywania udziału własnego narodu w zbrodniach dokonanych na Żydach. Sprowadza się do rozmaitych strategii umywania rąk, odcinania od trudnej przeszłości i przenoszenia odpowiedzialności za dokonane zbrodnie na ofiary. Niewątpliwie to tutaj Andrzej Duda i Stefan Bratkowski spotykają się z Jerzym Robertem Nowakiem”.

 

Lewicowe brednie na temat antysemityzmu sprawiły dewaluacje tego pojęcia. Kiedyś antysemityzm oznaczał poglądy oparte na przesądach rasowych zakładające eksterminacje Żydów lub ograniczenie ich praw. Dziś według patologicznej lewicowej definicji antysemityzmem jest pisanie prawdy. Nie można się więc dziwić, że dziś nikt się nie wstydzi być antysemitą według kretyńskiej lewicowej definicji.

Jan Bodakowski