Ponieważ prosiłeś mnie, najdroższy bracie Julianie, abym napisał ci kilka uwag na temat modlitwy czy też na temat tego, jak się modlić, więc, chociaż nie jestem kompetentny w żadnej ze spraw – a w tej najmniej ze wszystkich – to jednak posłuszny miłosierdziu, które niczego się nie boi, pomimo prostoty mojej osoby i natłoku codziennych zajęć, postaram się zebrać parę krótkich i prostych uwag na temat tego, jak się modlić; nie po to, aby nauczyć ciebie lub innych tego, czego sam nie potrafię, ale raczej aby powierzyć ci metodę, jaką stosuję, będąc wolnym od zajęć czy w momentach, w których nie poddaję się lenistwu i kilka razy w ciągu dnia oddaję się modlitwie.

Przyjmij życzliwie, jak mówi mędrzec, ten dar biednego przyjaciela. Jeśli jednak oczekiwałeś ode mnie rzeczy daleko głębszych i bardziej doskonałych, to zdasz sobie szybko sprawę z mojego duchowego ubóstwa. Jako że nie można domagać się od kogoś tego, czego on nie ma.


Część pierwsza

Przede wszystkim modlitwa może być wieloraka i zróżnicowana. Podobnie jak wśród wielu osób nie ma choćby jednej, która miałaby twarz, dłonie lub głos całkowicie podobny do twarzy, dłoni i głosu drugiej, mimo iż wszyscy posiadają ludzką twarz, to jednak każda z nich posiada jakiś szczegół odróżniający ją od pozostałych. Tak samo w odniesieniu do modlitwy. Niezliczone istoty ludzkie chętnie oddają się modlitwie; a jednak trudno byłoby znaleźć wśród nich choćby dwie, które modlą się na ten sam sposób. Każde z nich posiada własną szczególną metodę modlitwy, która odróżnia je od pozostałych.

Jak więc jest możliwe ustalenie jakiejś techniki modlitwy w sytuacji, kiedy istnieje tyle sposobów i form zanoszenia modłów, ile jest osób oddających się modlitwie?

Może wydać się komuś rzeczą dziwną, że istnieje tyle sposobów modlenia się, ile jest modlących się osób. Ale jakby tego było jeszcze mało, o wiele bardziej zróżnicowane i liczne są formy samej modlitwy. W istocie nie tylko każdy człowiek posiada własny sposób modlenia się, odmienny niż pozostali, ale również ta sama osoba stosuje za każdym razem, kiedy przystępuje do modlitwy, inną jej metodę.

Niech nikt nie sądzi, że możliwe jest, aby ten sam umysł ludzki, nie mówię nawet, że wiele razy, ale choćby dwukrotnie, mógł zastosować w modlitwie tę samą technikę, tę samą formę. Nie przeczę, że modlitwa jednej osoby jest bardzo podobna do modlitwy kogoś innego; a tym bardziej, że jedna modlitwa danej osoby jest podobna do innej jej modlitwy; ale twierdzę w sposób zdecydowany, że tak modlitwa różnych osób, jak i modlitwy tej samej osoby w różnych momentach nigdy nie są do siebie na tyle podobne, by ten, kto uważnie się nad nimi zastanowi, nie uznał ich za wyraźnie odmienne.

Odmienność ta przypomina różnice między ludzkimi obliczami, dłońmi i głosami, jak w przytoczonym wyżej przykładzie. Prawdą jest, iż w wielu przypadkach istnieje podobieństwo wśród dzieci różnych ojców, a w jeszcze większym stopniu wśród dzieci tego samego ojca, ale prawdą jest także, że nie ma całkowitego podobieństwa nawet między urodzonymi w trakcie tego samego porodu, nie zdarza się, aby nie było jakiejś, choćby najdrobniejszej, różnicy.

Rozmyślając często nad tym, nabrałem przekonania, że jest rzeczą zbędną poszukiwanie jakiegoś sposobu modlitwy, gdyż uważam, iż sposobem, jaki należy stosować w modlitwie, jest niestosowanie żadnego sposobu. Trzeba natomiast postępować według tego, co Duch Święty podpowiada. To On jest doskonałym mistrzem wszelkich metod modlitwy. Dlatego będzie rzeczą słuszną, dać się porwać – nie chcąc wiedzieć, jaką drogą cię prowadzi – oraz iść za Nim, podążać tam, gdzie On wiedzie, bez zastanawiania się nad tym, jaką drogą podążasz.

Podobnie jak statek, który płynie po morzu, nie pozostawia za sobą żadnego śladu przebytej drogi, tak samo dusza prowadzona przez Ducha Świętego, przemierzając bezkresne morze i otchłań kontemplacji Boga, nie może zobaczyć, jeśli spojrzy do tyłu, jaką drogę przemierzyła ani w jaki sposób doszła do punktu, w którym teraz się znajduje.

Gdybyś miał to wszystko na uwadze, ukochany bracie w Chrystusie, prawdopodobnie nie prosiłbyś mnie, ani nikogo innego, aby podsunął ci sposób modlitwy. Zdałbyś się tylko bezgranicznie na Ducha Świętego, nie ubiegając się o poznanie drogi i tego, jak cię prowadzi. Poszedłbyś za Nim przekonany o wyborze właściwej metody modlitwy, przystępując do niej bez zachowania jakiejkolwiek metody.

W każdym razie, nie mogąc i nie potrafiąc odmówić odpowiedzi na twoje pytanie, jako że jestem zarozumiały, dokonam wysiłku, aby wyjaśnić ci metodę działania, która nie posiada żadnej metody, i formę tej rzeczy, która nie ma żadnej formy. Przeciwnie, posiada wszystkie sposoby i wszystkie formy. A ponieważ modlitwa pochodzi od Ducha Świętego, który jest niezmiernie obfity i wieloraki w swoich darach, stąd metody, jakie zwykła przybierać, są różne, urozmaicone i bez mała nieskończone.

Musisz więc wiedzieć, być może wbrew woli niektórych i przypuszczalnie wbrew samemu znaczeniu słowa modlić się, że modlitwa, o której metodę mnie prosisz i o której zamierzam ci mówić, nie ma miejsca tylko wtedy, gdy w gorącym błaganiu prosi się o coś Boga, ale modlitwa najprawdziwsza i najskuteczniejsza to właśnie ta, kiedy nie prosi się o nic.

Można się modlić na bardzo liczne sposoby. Dlatego wielce szanowany Doktor Kościoła, proponując różne sposoby modlitwy, stara się wskazać, że każdy psalm, co więcej – każdy wiersz któregokolwiek psalmu, chociaż w wielu z nich o nic się nie prosi Boga, jest modlitwą. A św. Paweł Apostoł, pisząc do Tymoteusza, podpowiada cztery sposoby modlitwy: Zalecam więc przede wszystkim, aby prośby, modlitwy, wspólne błagania i dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi. Te słowa, zarówno w tym cytacie, jak i wygłoszone przez wielu innych Doktorów Kościoła interpretowane są na rozmaite sposoby, ale nie jest to moment, aby o tym dyskutować. Tutaj chcemy zrozumieć słowa Apostoła, mianowicie: modlimy się nie tylko wtedy, kiedy o coś prosimy – i, być może, właśnie to Apostoł chciał wyrazić poprzez słowo błagania – ale na wiele innych sposobów: wzywając, modląc się i dziękując; a o wiele lepiej i owocniej – moim zdaniem – modlimy się do Boga, kiedy dziękujemy za jakieś otrzymane dobro, niż kiedy prosimy o to, by Bóg dał nam jakąś łaskę. Bogu podoba się bardziej modlitwa, w której uznajemy i wyznajemy naszą nędzę i Jego miłosierdzie, niż ta, w której szczerze wzywamy miłosierdzia nad nami, grzesznikami.

Mając do dyspozycji tak różnorodne sposoby modlitwy, każda dusza wybiera najchętniej ten, który, jak czuje, skuteczniej nią porusza i dzięki któremu czyni postępy z większą przyjemnością.

Ktoś będzie czuł, że przemienia się za każdym razem, kiedy zaczyna głosić niezmierzone miłosierdzie Boże. Ktoś inny natomiast bez ulegania emocjom da z siebie wszystko, przystępując do dziękowania Bogu za otrzymane dobrodziejstwa. Każda dusza w zależności od swoich zmiennych nastrojów czy bogactwa natchnień czerpanych od Ducha Świętego, który, choć jest tylko jeden, czyni każdą rzecz w każdej duszy – poczuje się poruszona raz takim rodzajem modlitwy, raz innym. Dlatego nie wydaje mi się, aby jakiejś osobie można było podsunąć określoną formę modlitwy, ale wszystkim można poradzić, że dobrze jest stosować tę, która przyczynia się do skuteczniejszego duchowego poruszenia.

Kiedy ktoś zauważy, iż jest poruszony bardziej, stosując określony sposób lub formę modlitwy, nie uważałbym tego za zjawisko niekorzystne, przeciwnie – za konieczne, aby spędzał swój czas na modlitwie w różnych momentach dnia, zgodnie z różnymi poruszeniami ducha, o różnych porach i w różnych formach oraz postaciach.

Oto chciałbym ci teraz wskazać formę i sposób modlitwy. Wracam zatem do mojego uprzedniego wniosku – bo prawda zawarta w nim do tego mnie zmusza – iż formy i sposób modlitwy są różne, liczne i prawie nieskończone. Jednym słowem, prawdziwy sposób i najbardziej doskonała forma modlitwy to zwrócenie uwagi nie na to, by modlić się w określony sposób, ale by iść za tym, co dzień za dniem stawia przed nami Duch Święty.

A gdybyś mnie teraz zapytał: „A czy nie byłoby możliwe, byś pokazał mi przynajmniej jedną spośród tak wielu i tak różnych form oraz sposobów modlitwy?”, to odpowiedziałbym ci z całą pewnością, że chcąc ci wskazać prawdziwą jej formę, bliższy byłbym prawdy wskazując ci, że to, czego szukasz, jest w moich wcześniejszych słowach, mianowicie że modlitwa ma wszystkie formy, a ponieważ ma wszystkie, nie ma żadnej, niż gdybym chciał ci pokazywać jedną albo dwie czy więcej jej postaci.

Musisz wiedzieć, iż zawsze uważałem, że nie tylko każda modlitwa ustna albo zapisana (ustna to znaczy wyuczona na pamięć, ułożona przez innych lub przygotowana wcześniej), lecz także każda modlitwa – nawet myślna – która wymaga korzystania z gotowego już tekstu, przy stosowaniu danego sposobu modlitwy – musi być uważana za lekturę raczej niż modlitwę.

Ten, kto zatrzymuje się zawsze na tej samej formie, to jest korzysta zawsze z tego samego tekstu, sprawia, że jego myśli zachowują się raczej jak w czasie czytania, niż spontanicznej modlitwy. Nie jest to rzecz, która nie jest dobra, ale nie jest tak doskonała, jak prawdziwa modlitwa myślna, która, oczywiście, nie ogranicza się do jednej wyłącznie formy.

W związku z tym dostrzegłeś zapewne, że ja – w przeciwieństwie do wielu innych – modlitwą ustną nazywam nie tylko tę, którą wypowiada się głosem, ale również i tę, która napisana przez ciebie lub przez innych, lub wyuczona na pamięć, nie rodzi się w samym akcie modlitwy z umysłu wzniesionego do Boga. Krótko mówiąc, nazywam myślną jedynie tę modlitwę, która wypływa z naszego umysłu wzniesionego do Boga w tymże akcie modlitwy.

I gdybyś ty również odmawiał inne modlitwy, czy to czytane, czy wyuczone na pamięć, nie wydobywając głosu, bez poruszania wargami, mimo to tę modlitwę, ponieważ nie rodzi się w naszym umyśle, wolę nazywać raczej ustną albo czytaną niż myślną. Istotnie, jeśli nawet nie pozwalasz słyszeć głosu i nie poruszasz wargami, to jednak podobnie, jak często zachodzi w czasie lektury książek, odmawiasz swoją modlitwę jakby była wypisana w umyśle jak lektura lub przemówienie.

Przeciwnie, kiedy nasza modlitwa wypływa z samego aktu modlitewnego umysłu wzniesionego do Boga, mimo że wszystko, co [umysł] wyraża na modlitwie ze względu na poruszenie ducha, objawione jest żywym głosem, okrzykami lub jękami, ja tego rodzaju modlitwy nie potrafiłbym nazwać inaczej jak modlitwą myślną.

Wracając więc do tego, co zamierzałem powiedzieć, przyznaję, że kiedy pragniemy nadać modlitwie jakąś postać albo metodę (w tym celu, aby ją komuś ukazać), nie czynimy nic innego, jak tylko zamieniamy modlitwę w lekturę. Ponieważ po nadaniu modlitwie pewnej formy, po utrwaleniu jej na piśmie, traktujesz ją już jako coś obdarzonego własną formą i raczej jako lekturę, a nie spontaniczną modlitwę.

A nie wydaje mi się czymś dobrym staranie się o to, by zmuszać i ograniczać duszę (która może się wznosić do Boga na niezliczoną ilość sposobów) do jednej lub kilku ograniczonych form i by chcieć, z naszej inicjatywy, regulować określonymi formami i sposobami to, co powinno być regulowane wyłącznie przez Ducha Świętego, i chcieć mierzyć małą i ograniczoną miarą naszej pojętności obfitość i nadmiar bogactw Ducha.

Cóż więc takiego możemy powiedzieć? Czy nie można znaleźć jakiegoś sposobu czy jakiejś formy modlitwy?

Tak, na pewno można; ponieważ zawsze byłem tego zdania, że umysł ludzki powinien pozwolić się ponieść Duchowi Świętemu do kontemplacji Boga, nie zważając na to, jaką drogą jest prowadzony, zupełnie jak okręt, który znalazłby się na morzu bez dna i bez brzegu, ogromnym i nieskończonym do tego stopnia, że niezależnie od tego, w którą by płynął stronę, zawsze znajdowałby się na tym samym morzu a pragnienie, by dowiedzieć się, w którą stronę zmierza i dlatego się spieszy, wydawałoby się rzeczą niepotrzebną i nadaremną. Może istotniejsza jest wiedza o tym, z jaką miłością, czystością duszy oraz skruchą i żarliwością trzeba się modlić, niż poznanie stosowanych w modlitwie form.

Co więcej, może byłoby właściwą rzeczą nauczyć się, jak można posiąść nieodzowną czystość, żar ducha – by być w stanie, posiadłszy je, modlić się w godny sposób – niż chcieć się dowiedzieć, w jaki sposób można czynić to, co czyni się na tysiąc sposobów; właśnie dlatego, że można modlić się na tysiąc sposobów, można też uważać, że modlitwa nie posiada żadnego sposobu i żadnej formy.

Nie chcę powiedzieć, że rozmowa z Bogiem nie zna formy lub sposobu – gdyby ich nie posiadała, umysł ludzki nie byłby zdolny do modlitwy, ponieważ z powodu swojej ograniczoności nie jest on w stanie we właściwy sposób pojąć rzeczy, która jest pozbawiona kształtu i zmienności. Powtarzam jednak, że najlepszą postacią modlitwy jest brak określonej formy i przekonanie, że można powiedzieć, iż modlitwa ze względu na swoje najrozmaitsze formy i kształty nie ma żadnej postaci ani metody.

Teraz, gdy to piszę, wydaje mi się, iż widzę cię głęboko zaniepokojonego i oburzonego na mnie. „Jak to?” – mówisz – „Proszę cię, abyś mi wskazał sposób modlitwy, a ty nie tylko nie czynisz tego, ale przeciwnie – chcesz mnie przekonać, że modlitwa posiadająca swą metodę nie jest prawdziwą modlitwą?”.

A ja w tym momencie nie mogę powiedzieć ci nic innego, jak tylko to, co czuję. Jednakże – abyś jasno wiedział, że nie powiedziałem tego, aby zrezygnować i wycofać się z pokazania ci postaci i sposobu modlitwy, ale że powiedziałem ci to raczej dlatego, że zmusiła mnie do tego prawda – oto jestem gotów dać kształt i miarę temu, co nie ma kształtu ani miary, i zaproponować ci, stosownie do ubóstwa mojego intelektu i mojej ubogiej postaci, kilka form modlitwy, a raczej lektury, ponieważ modlitwa, kiedy chcesz nadać jej pewną i określoną formę, staje się lekturą.

Jednakże – czy to będzie modlitwa, czy lektura – czasem mój słaby i ułomny umysł, kiedy pragnie się modlić i nie jest nawiedzany przez Ducha Świętego, przez co czuje, jakby brakowało mu tworzywa do prawdziwej modlitwy, wówczas aby nie pozostać całkowicie wyziębionym, ma zwyczaj uciekać się – w ten sam sposób jak do modlitwy (jeżeli tak chcesz ją nazwać) lub do lektury (jak ja sam uważam) – do siedmiu słów, jakie stawiam przed oczami umysłu, w których znajduje on zawsze nowe i niezmierzone bogactwo tworzywa pełnego radości, pożywienia i uniesienia się ku swemu Stwórcy.

Bywa, że [mój umysł] w trakcie jednej jedynej modlitwy dokonuje przeglądu wszystkich wspomnianych siedmiu słów, bywa, że poświęca wiele dni na jedno słowo, ale i tu nie znajduje ostatecznego wyniku i pełni, w taki sposób, że modlitwa także w tej formie, w tym określonym sposobie siedmiu słów, nie zachowuje ani formy, ani miary, ale do tego stopnia jest zmienna, różnorodna i wieloznaczna, że nawet kiedy pozostaje zamknięta i wgnieciona w wąskie i ograniczone ramy znaczeniowe siedmiu słów, mimo to cieszy się i na tysiąc sposobów rozrasta, przetwarza, pomnaża, wykazując, że również i w ten sposób okazuje się nieskończona, nieukształtowana, nieuregulowana przez żadną miarę: czyli bez granic, bez kształtu i bez miary.

Co więcej: modlitwa, nawet w jednym z tych słów, przybiera tak liczne i różne formy, że właściwiej jest powiedzieć, iż jest bez formy, niż że przyjęła formę od tego słowa. W każdym razie, jeśli ma to być prawdziwa modlitwa, to im bardziej byś się trudził, by ją zamknąć w jakiejś formie, znajdziesz ją tym bardziej różnorodną i wieloznaczną, zupełnie niezdolną do zachowania określonej i precyzyjnej formy.

A teraz posłuchaj tych siedmiu słów, na których podstawie starałem się czasem kształtować i skupiać moją modlitwę. Wyobraź sobie, że mam ci przedstawić siedem mórz, bez kresu czy granicy, przez które umysł ludzki musi żeglować, raz w tym, drugi raz w innym kierunku, to znów w wielu; to we wszystkich, to znów w jednym kierunku, nie mogąc znaleźć, w żadnym z nich, brzegu ani granicy.

I nie myśl, że nie ma wielu innych słów, oprócz tych siedmiu, na których umysł ludzki może budować modlitwę; pomyśl raczej, że ja, w małości mego intelektu, wybrałem – gdyż nie jestem zdolny do czegoś więcej – spośród nieskończoności słów jedynie te siedem, wśród których może poruszać się mój umysł w czasie modlitwy, o ile nie jest kierowany inaczej przez Ducha Świętego.

Pomyśl, że kiedy kieruję mój umysł ku Bogu, modlę się w ten sposób: „Panie, Boże mój, wielbię Cię, wyznaję Cię, dzięki Ci składam, wzywam Cię, oczekuję Cię, pragnę Cię”. Lecz przede wszystkim następuje wyznanie: uznanie mojej nędzy i niegodności.

To jest siedem głosów albo siedem słów, w których czasem starałem się zamykać niezliczoną liczbę różnych metod i form modlitwy.

I dochodzę do wniosku, że każde z nich posiada tak wielką objętość, szerokość i głębię, że nie widzę nic innego, jak tylko siedem otchłani, w których statek umysłu ludzkiego, nawet gdyby nigdy się nie zatrzymywał, nie dotarłby do kresu; i że każde z powyższych słów podsuwa tak wiele tematów do rozważania, oferuje i sugeruje tak wiele form, stopni i sposobów modlitwy, że żaden umysł ludzki, choćby wzniosły, nie byłby w stanie w pełni zaangażować wszystkiego czasu, jaki mu może zaoferować do medytacji każde z tych słów, nawet gdyby przez całe ludzkie życie trwał w nieustannej modlitwie.

Ale ponieważ dzień się zbliża i godzina wzywa mnie do innych obowiązków, jako że zostało powiedzianych wiele rzeczy, czas już zakończyć rozmowę; tej nocy, jeśli Bóg dozwoli, po nocnym czuwaniu [powiem resztę]…


Fragment publikacji Pisma, tom 2. Rozważania o modlitwie i o miłości Boga. O autorze: Bł. Paweł Giustiniani (1476–1528). Humanista, wykształcony na Uniwersytecie w Padwie, głęboko przepojony doktryną stoików, wyrzekł się przyjemności cielesnych, aby zwracać się coraz bardziej ku Bogu. W roku 1510 wstąpił do eremu Camaldoli. Świeżo po złożeniu ślubów, przyszło mu reformować cały zakon kamedulski. W 1520 r. opuścił Camaldoli, podjąć życie jeszcze bardziej samotnicze. Wnet dołączyli do niego uczniowie, z którymi założył Towarzystwo Eremitów św. Romualda, które do dziś istnieje pod nazwą Kongregacji Eremitów Kamedułów Góry Koronnej.