Wielu z nas zastanawia się, czy jest życie po śmierci. Ci, którzy dochodzą do wniosku, że „musi” coś po niej być, pytają: „jak tam jest i czy będą tam szczęśliwi”? Skąd mogą nabrać pewności, że trafią do nieba a nie do czyśćca czy piekła? Odpowiedzi na te pytania mają swój początek w grzechu praojców i zbawieniu ludzkości przez Jezusa Chrystusa.

Pierwsza zbrodnia – grzech pierworodny

           Szczęście wieczne ma swój początek na ziemi. Pierwszy człowiek nie potrafił docenić tego co ma, chciał więcej, w konsekwencji zapragnął i tego, by być Bogiem. Chciał zobaczyć to, co Bóg widzi i poznać Jego tajemnicę. Zdradził więc swojego Stwórcę, łamiąc postawiony przez Niego zakaz. Zjadając owoc, wpadł w grzech, świat przestał być taki kolorowy i dobry. Człowiek zaczął doświadczać zła. Bóg jednak dał mu szansę, nie potępił, ale dał możliwość odpokutowania. Od tej pory człowiek podlega cierpieniu, bólom, chorobom. Skazany jest na tułaczkę. Jednak na drodze, którą przemierza ma możliwość na nowo nauczyć się i odpowiednio patrzeć i widzieć dobro. Na końcu drogi pojawiła się jednak przeszkoda – brama raju została zamknięta. To światło z raju oświetlało ziemię, teraz nastała ciemność, padają na ziemię jedynie małe promyczki światła niby blask przez dziurkę od klucza. Potrzebny był zatem ktoś, kto odkupi zaciągniętą przez człowieka winę. Potrzebny był ktoś, kto na nowo otworzy bramy raju, do którego zmierzamy.

Wcielenie Słowa i ziemska misja Jezusa

     Bramy nieba zostały zamknięte przez Boga ale z winy człowieka. Jeżeli miałyby zostać otwarte to tylko w podobny sposób jak zostały zamknięte. Potrzebny był człowiek, który by przebłagał Boga za grzech pierwszych ludzi. Nikt jednak nie był w stanie tego zrobić dlatego Bóg zesłał nam Swojego Syna. Od teraz czysta miłość, dobro i prawda, chodzi po ziemi i oświetla ją swoją nauką, tą, którą zaczerpnął od Ojca. W końcu spełnia misję, z którą przeszedł i wydaje się za nas umierając na krzyżu. Pierwszego dnia po szabacie zmartwychwstaje i od tej pory bramy nieba zostają otwarte. Nie dość, że pewne prawdy stają się jasne, gdyż bramy są otwarte „na oścież”, to jeszcze możemy prosić o uczynienie naszego życia i świata na wzór tamtego (dzięki Modlitwie „Ojcze nasz”). Zostaliśmy zbawieni. Ale czy wszyscy?

Zbawienie poza Kościołem

      Na płaszczyźnie niewidzialnej nie ma czegoś takiego jak bycie poza działaniem Kościoła. Chrystus połączył w sobie wszystkich. Krew i woda wytryskająca z jego przebitego serca rozlewają się na dobrych i złych. Tak jak bycie w Kościele oznaczałoby tych stojących pod krzyżem i patrzących na Jezusa z wiarą, tak bycie poza oznaczałoby ludzi z niego szydzących, nie wierzących czy nieobecnych. Czy z powodu braku wiary pod krzyżem nie zabrakło także apostołów? Duch Święty zatem mimo centrum swojego działania POD KRZYŻEM rozlewa się na cały świat, na wszystkie dziedziny ludzkiego życia. Zawsze jest On tym samym Duchem miłości, prawdy i piękna. Wyznawcy innych religii bądź ateiści też są pod opieką Ducha Świętego. Świadomie mogą żyć poza Kościołem widzialnym, ale nieświadomie do niego przynależą np. poprzez szukanie prawdy, spełnianie miłosiernych uczynków względem bliźnich itp. Tak więc niechrześcijanie – podobnie jak chrześcijanie – mogą dostąpić zbawienia tylko dzięki łasce wysłużonej przez Jezusa Chrystusa i udzielanej przez Ducha Świętego. Jezus Chrystus i Duch Święty oddziaływuje nie tylko na chrześcijan. Zbawcze „działanie, jakie Jezus Chrystus prowadzi ze swoim Duchem i przez Niego, rozciąga się na całą ludzkość ponad widzialnymi granicami Kościoła”(Deklaracja Dominus Iesus 12).

Zbawienie poprzez Kościół

        Dzięki pełnej obecności Ducha Świętego w sakramentach, „na bieżąco” człowiek oczyszcza się z grzechów. W każdej chwili może skorzystać z spowiedzi, przeprosić za wyrządzone zło  żyć w spokoju pod „płaszczykiem Bożym”. Gdy szczerze uczestniczy w życiu Kościoła, jego dusza promieniuje radością i miłością, uzewnętrznia to i „zaraża” ludzi dookoła siebie. Często otrzymuje dary Ducha Świętego (i to najrozmaitsze), ma poczucie, że idzie dobrą drogą, jest spokojny w sercu, nie martwi się, a mimo cierpienia, które go spotyka, ma ufność w Bogu. Ma wewnętrzne poczucie, że mają one sens, że są po coś. W swoim Kościele Chrystus daje nam jak na tacy to, czego najbardziej pragniemy, wystarczy tylko podejść i poprosić. Problem w tym, że nie chcemy tego, co piękne, tego co mamy pod nosem i schylamy się po okruchy szukając szczęścia tam, gdzie go nie ma.

Ku światłu

      Każdy, kto żyje według prawdy, żyje według Ducha Bożego. Człowiek żyjący według Ducha, najpierw musiał się z Ducha narodzić. Dla niego przykazania nie będą pustymi nakazami. On nie będzie słyszał: nie rób tego czy tamtego, ale: nie będziesz tego robił, bo kochasz. Tak jak mąż kochający żonę nie potrzebuje nakazu: nie zdradzaj! To oczywiste, że jak się kocha to się nie zdradza. Mąż słysząc taki nakaz mógł poczuć się urażony. Tak samo sprawa ma się z tym, na co wielu ludzi się buntuje, czyli z faktem, że Kościół tylko wymaga, zakazuje bądź nakazuje. Najczęściej Duch Boży poprzez swoje sługi – kapłanów i biskupów wyraża swoją troskę, obawę o danego człowieka, że zajdzie za daleko w złą stronę i ciężko będzie mu z niej zawrócić. Logika jest prosta - lepiej żeby człowiek wyrażał swoje niezadowolenie, lepiej żeby się buntował, byleby słuchał, miał świadomość zła i nie przegrał swojego życia. Miłosierdzie Boga jest nieograniczone, kto wie może zbawi wszystkich? Może... Na to pytanie nie ma odpowiedzi, czy warto postawić na szali swoje ewentualne zbawienie i szczęście na ziemi?  Człowiek będzie nieraz wystawiany na próbę, ale dopóki nie zacznie widzieć w tym dobra, i Bożego palca, nie zacznie świadomie żyć łaską. Brak świadomości faktu, że jesteśmy kochani przez Boga, spowoduje, że w pewnym momencie naszej wędrówki zatrzymamy się i przeszkoda, którą napotkamy będzie nie do przeskoczenia. Każdy mądry człowiek, który wiele dostaje musi dojść do wniosku, że nie sam sobie to zawdzięcza. Jeżeli nie będzie w stanie tego przyznać, okaże się głupim.  Pan Bóg go nie przekreśli, ale niemożność ponownego narodzenia się w Duchu na wyższym poziomie (każde ponowne narodzenie coraz bardziej przybliża nas do Boga) spowoduje, że  jego czyny okażą się być wykonywane nie w Bogu. Człowiek widzący łaskę Bożą w swoim życiu natomiast będzie jak wiatr, nikt nie będzie potrafił przewidzieć jego działań a wszędzie gdzie się pojawi, zostawi po sobie promień dobra. 

    „Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu” (J 3,21).

br. Tytus Wandas OFM