Jaja Moniki Olejnik czyli co było pierwsze, współpraca z SB czy zamożność

Jaja Moniki Olejnik czyli co było pierwsze, współpraca z SB czy zamożność

W piątek przeczytałem coś, co Monika Olejnik zatytułowała:  "Ale jaja!".   Pora była nie po temu, aby się tym zajmować; teraz - czemu nie?   Pani redaktor postawiła pytanie: "...kto był pierwszy - prezes czy jajko?" - ale o tym potem, bo ważniejsze wydają się trzy pierwsze zdania.   Ważniejsze, bo mówią wszystko o całym tekście:  "Mamy Trybunał Konstytucyjny, który nie jest akceptowany przez partię rządzącą.  Mamy orzeczenie TK, którego nie chce opublikować rząd.  Ba, mamy nawet prezesa partii rządzacej, który grozi premier sądem, jeżeli ta opublikuje orzeczenie."   Zdania trzy, a stosunek w nich do realiów jeden i ten sam - czyli fałsz:  co do Trybunału w takiej postaci, jaka jest, nikt nie ma zastrzeżeń - co innego, jeśli idzie o aktywność Prezesa;  nie mamy orzeczenia TK, a tylko notatkę ze spotkania dwunastu sędziów;  prezes partii rządzącej nie groził pani premier, a tylko wyjaśniał, dlaczego ona nie może opublikować tej notatki jako orzeczenia; bo to byłoby złamanie prawa, za co grozi odpowiedzialność.   Takie stanowisko wobec tych kwestii z pewnością gorsze nie jest od zaprezentowanego przez MO, ale po cóż byłoby  wysłuchiwać także altera pars, prawda?

   W takim duchu, jak w tych zdaniach, leci dalej cały tekst -  do jednego tylko  nie mógłbym się przyczepić: "Mamy biznesmenów, zamożnych, którzy okazują się współpracownikami SB" - i to trochę zastanawiające,skąd się ono wzięło pośród zaserwowanych przez panią Monikę przeinaczeń i wykoślawień rzeczywistości, biorących się być może z tego, że tak tę rzeczywistość wskutek jakiegoś szczególnego stanu receptorów ona odbiera - a może jest też tak, iż jakości percepcji niczego nie można zarzucić i produkt rzucony w eter lub na papier jest wynikiem starannej obróbki wedle zasad składających się na warsztat w pewnych kręgach żurnalistów nie budzący sprzeciwów natury etycznej.   Jak jest - tego nie dojdziemy, ale czemu nie postawić takiego pytania?  Tym bardziej, że ma ono sens - w przeciwieństwie do postawionego przez panią redaktor: - kto był pierwszy, prezes czy jajko?   Pytano już o rozmaite, niejednokrotnie dziwne rzeczy; pewien Francuz dawno temu próbował dojść, gdzie są niegdysiejsze śniegi - a w nieśmiertelnym "Szwejku" jakiś poczciwina  dopytywał się, czemu latem jest ciepło, a zimą zimno.   Na te pytania odpowiedzieć łatwo, bo dziwne - nie znaczy bezsensowne;  na to znane nieśmiertelne z jajkiem i kurą - trudno, choć sensu odmówić mu nie sposób.   Na pytanie pani Moniki o prezesa i jajko odpowiedzieć się nie da, bo sensu w nim ani za grosz.  Co innego na takie, na przykład: co było pierwsze - współpraca z SB - czy zamożność biznesmena? (to - żeby trzymać się tekstu p.MO).   Albo podobne: co pierwsze - kontakt z SB, czy kariera dziennikarska?   Bywało pewnie różnie.

 Eurybiades/Salon24.pl
 
/