Patrząc na ułożone w menorę siedzenia parlamentarzystów w Knesecie, flagę i godło Izraela oraz "prawo powrotu", trudno podważyć żydowski charakter Izraela. Wprowadzanie jednak ustawy, w której Izrael już oficjalnie będzie państwem żydowskim, budzi zrozumiałe zaniepokojenie wśród wielu osób.

Według forsowanego przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu projektu ustawy, Izrael zostanie uznany za państwo żydowskie. Mimo że wszyscy obywatele Izraela mają mieć nadal równe prawa, to  - mająca szerokie poparcie wśród żydowskich nacjonalistów -  nowa definicja państwa, może zniszczyć to, co z takim mozołem udało się zbudować Żydom w Izraelu, w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Chodzi mianowicie o bazującą na języku hebrajskim izraelską wspólnotę, w której swoje miejsce znaleźli nie tylko Żydzi, ale także Arabowie, Druzowie, chrześcijanie oraz inne mniejszości.

Przy obecnych wskaźnikach demograficznych, już za kilkadziesiąt lat Żydzi mogą stać się w Izraelu mniejszością. Uznając więc Izrael za państwo żydowskie, Netanjahu mógł chcieć zabezpieczyć przyszłość Żydów w Izraelu. Wychodząc jednak z założenia, że żydowskość państwa ma pomóc Żydom zachować władzę w państwie, w którym większość w przyszłości będą stanowili Arabowie, premier Izraela z góry godzi się na traktowanie arabskich obywateli Izraela, jak obywateli drugiej kategorii. Jeżeli więc Izrael dalej chce uchodzić za przyczółek demokracji na Bliskim Wschodzie, to musi zawrócić z drogi, która może go zaprowadzić do systemowego apartheidu, przejawiającego się w dyskryminacji nie-Żydów w sferze politycznej i społecznej. Nie bez powodu więc, przeciwko wprowadzeniu zmian opowiedziała się obecna minister sprawiedliwości Izraela, Cippi Liwni oraz minister kultury i sportu Limor Livnat z Likudu, a także Jehuda Weinstein, prokurator generalny Izraela, który stwierdził, że ustawa, którą przeforsował Benjamin Netanjahu "jest atakiem na demokratyczną naturę Izraela".

Kompletnie nie przekonuje mnie twierdzenie, że żydowskość zawsze oznacza demokrację oraz jest nierozerwalnie związana z otwartością na różnorodność religijną i narodową. Jeżeli bowiem żydowskość rzeczywiście oznacza pluralizm i tolerancję, to dlaczego przed miesiącem minister obrony Izraela, Mosze Ya'alon zgodził się na wprowadzenie na Zachodnim Brzegu zakazu podróżowania Palestyńczyków tymi samymi autobusami, którymi jeżdżą Żydzi? Dlaczego gdy do Izraela miał przyjechać papież Franciszek, ortodoksyjni Żydzi - których w Izraelu jest coraz więcej - wysyłali do katolików pogróżki i pisali obraźliwe napisy na murach kościołów? Dlaczego podczas meczu tenisowego z Izraelkami żydowscy kibice wyzywali siostry Radwańskie od "katolickich suk"? Dlaczego emigrujące z Etiopii do Izraela kobiety były zmuszane do przyjmowania środków antykoncepcyjnych? Dlaczego wreszcie na początku tego roku czarnoskóra Miss Izraela, Yityish "Titi" Aynaw stwierdziła, że w Izraelu obecny jest rasizm?

Patrząc na zadane powyżej pytania, widać wyraźnie, jak odemiennie od pozytywnego wizerunku żydowskości - który lansują niektóre izraelskie środowiska - można ją postrzegać. Wiedząc zaś, że Żydzi z Izraela mogą zachowywać się w przedstawiony powyżej sposób, nie możemy mieć pewności, czy żydowskość nie zostanie odczytana właśnie w sposób wykluczający Izraelczyków, którzy nie są Żydami. Jeżeli bowiem izraelscy politycy, którzy opowiadają się za uznaniem Izraela za państwo żydowskie, już dziś na wielu polach ulegają lub wręcz sprzyjają - wprowadzającym w autobusach segregację  - żydowskim ekstremistom, to przecież bardzo prawdopodobne, że gdy tylko państwo izraelskie będzie miało już prawnie charakter stricte żydowski, nasili się dyskryminacja Izraelczyków niebędących Żydami.

- Czuję niepokój, gdy słyszę o państwach, które nazywam "przymiotnikowymi". "Demokracja socjalistyczna" miała swój głęboki podtekst. "Republika islamska" - podobnie. Dlaczego z "państwem żydowskim" ma być inaczej? Zwłaszcza że żydowskość definiuje się obecnie poprzez reguły judaizmu, co jest ograniczające i nawet wykluczające dla wielu Izraelczyków. Sto lat temu hebrajski był językiem synagogi, dzisiaj nawet arabscy posłowie do Knesetu wygłaszają swoje przemówienia po hebrajsku, to język państwa różnorodnego, jak każde inne państwo. David Ben Gurion do znudzenia powtarzał: musimy mieć hebrajską armię (mamy), hebrajskie związki zawodowe (mamy). Hebrajska, izraelska armia to coś innego niż armia żydowska - mówił w maju 2014 roku w wywiadzie dla  "Gazety Wyborczej", urodzony w Polsce, izraelski prawnik i dziennikarz Uri Huppert.

Podkreślenie w ustawie żydowskości izraelskiego państwa, może rozluźnić związki z Izraelem różnych mniejszości, w tym izraelskich chrześcijan, którzy czuli się dotychczas bardzo mocno z nim związani. Służąc w izraelskiej armii, często narażali oni w jego obronie nawet swoje życie. Teraz zaś, mogą poczuć się wykorzystani i odrzuceni, a nawet zdradzeni. W końcu będą służyć państwu, które nie jest już państwem chrześcijan, ale jest państwem stricte żydowskim. Czy  żydowskość Izraela rzeczywiście okaże się jednak destrukcyjna dla izraelskiego społeczeństwa, czy też może stanie się jego nowym spoiwem, czas pokaże.

Gabriel Kayzer

Żydzi promują Izrael na świecie pokazując jego różnorodność. Czy pozostanie tak nadal?