Według niemieckiej gazety dotychczas uznawano, że na Zachodzie jedynie niemiecki kanclerz Helmut Schmidt w latach 80. Poprzedniego wieku sceptycznie się odnosił do wielkiego ruchu Solidarności. Okazuje się, że również najbliższa współpracowniczka Ronalda Reagana mogła nieufnie patrzeć na polski zryw wolnościowy. Według „Spiegla”  dowodzić ma tego notatka wykonana przez niemieckich dyplomatów z Nowego Jorku, gdzie wypowiadał się szef brytyjskiego MSZ Lord Peter Carrington, który mówił podobno, że Wielka Brytania i rząd Thatcher zasadniczo popierają Solidarność. Jednak gabinet miał się obawiać, że związek zawodowy "wyrwie się spod kontroli", co zmusi władze PRL do sięgnięcia po drastyczne metody. Obawiano się także ewentualnej interwencji ZSRR.



Lord Carrington miał powiedzieć, iż Wielka Brytania popiera Solidarność tylko z powodu sympatii, jaką przejawia do niej opinia publiczna. Gabinet Thatcher miał jednak w potencjalnym otwartym konflikcie Solidarności z władzami rozważać stanięcie raczej po stronie tych drugich, co traktowano jako racjonalny wybór. Brytyjczycy obawiali się podobno radykalizacji nastrojów w Polsce, które mogły źle wpłynąć na całą sytuację w komunistycznym bloku. Według Niemców właśnie między innymi z powodu tego sceptycznego nastawienia do Solidarności, Wielka Brytania pod rządami Thatcher nie przyłączyła się do sankcji nałożonych przez USA na PRL po wprowadzeniu stanu wojennego.

 

Ł.A/TVN24