Niestety wymowa książki została znacząco zepsuta przez polskiego wydawcę, który w przeszłości wprowadził na nasze półki wiele wybitnych  światowych dzieł ekonomicznych i historycznych. Tym razem Fijorr Publishing zawiodło jednak na całej linii. Nie chodzi tylko o to, że miejscami książka jest topornie tłumaczona i niezbyt atrakcyjnie wydana, ale głównie o fakt powierzenia napisania wstępu do niej Stanisławowi Michalkiewiczowi. Publicysta „Naszego Dziennika” jest niezwykle kontrowersyjną postacią w świecie polskiej publicystyki i często stawia tezy, które najzwyczajniej w świecie nie pasują do literatury filmowej. Autor książki odciął się zresztą jednoznacznie od jej wstępu i przyznał, że nie wiedział, iż wydawca zamierza umieścić (również na okładce) nazwisko Michalkiewicza. Publicystyczny wstęp zupełnie wypacza wymowę książki i konfunduje czytelników, którzy mogą oczekiwać kwiecistego opisania świata fabryki snów. Inni mogą odlożyć książkę na półkę myśląc, że opisuje świat Hollywood oczami prawicy. Zresztą Michalkiewicz roztrząsając kwestie żydowskie w "Gwieznych Wojnach" w jej wstępie, naprawdę powoduje, że można w specyficzny sposób odebrać książkę. Mimo kontrowersji związanych w samym wydaniem pracy, której recenzja w „Tygodniku Powszechnym” niestety skupiła się głównie na nieszczęsnym wstępie, książkę Biskupskiego każdy szanujący się kinoman musi znać.


/

Włodzimierz Lenin pisał, że ze wszystkich sztuk pięknych najważniejsze jest kino. Rozumieli to zawsze najwybitniejsi propagandyści w XX wieku. W 1948 roku na spotkaniu z Ronaldem Reaganem i gwiazdami Hollywood Henry Fondą i Jamesem Cagneyem, autor powieści „Ciemność w południe” Artur Koestler tak określił amerykańskich liberałów z Hollywood: „To nie lewica. To jest Wschód”. Peter Schweizer w swojej znakomitej książce „Wojna Reagana” opisał całą batalię przyszłego prezydenta USA jaką stoczył on (jeszcze jako aktor) z komunistycznymi wpływami w fabryce snów, rozbijając w pył strajk inspirowany przez bolszewików. Autor pisał, że w roku 1935 Komunistyczna Partia USA wydała nawet tajną instrukcję wzywającą do objęcia siłą władzy w studiach filmowych. Mimo tego, że nawet Ronald Reagan potępiał metody senatora Josepha McCarthego, który urządził  „polowanie na czarownice” w latach 50., to nie można nie zauważyć, że problem infiltracji Hollywood przez komunistów był poważny i miał wpływ na losy świata. Dobitnie potwierdza to praca  prof. M. B. B. Biskupskiego.

Autor z niesamowitym pietyzmem rozbiera na czynniki pierwsze filmy, które choćby w małym stopniu podejmują temat Polski w latach 30. i 40. ubiegłego wieku. Każdy kto średnio interesuje się historią II wojny światowej wie, że to właśnie jawna amerykańska propaganda, która uczyniła z ludobójcy Stalina „dobrego wujka” spowodowała późniejszą znieczulicę elit na informacje o istnieniu gułagów czy mordowaniu obywateli „wyzwolonych” krajów. Propaganda ta spowodowała również wielką niechęć opiniotwórczych elit do jakiegokolwiek przejawu antykomunizmu. Książka prof. Biskupskiego jest brakującym elementem tej ponurej historii. Autor pokazuje w jak absurdalny i pełen ignorancji sposób pokazana była Polska w amerykańskim kinie w latach wojny. Biskupski nie tylko zauważa, że producenci hollywoodzcy, w  większości Żydzi z Europy Wschodniej, którzy mogli doświadczyć antysemityzmu w „starym kraju”, mieli negatywny wpływ na wizerunek Polski i nie krępowali się umieszczać go w swoich filmach, ale również podkreśla lewicowe zacietrzewienia samych Amerykanów.

Zdaniem autora najważniejszą przyczyną antypolskich fragmentów kina amerykańskiego było zdecydowanie prosowieckie nastawienie wielu ludzi Hollywood, zwłaszcza scenarzystów, (nierzadko członków Partii Komunistycznej), którzy, zdaniem cytowanego lewicowca Paula Buhle’a, odcisnęli swoje piętno na 1500 filmów nakręconych przed rokiem 1947. „Dziełem tych radykalnie lewicowych twórców były filmy przedstawiające Polskę negatywnie, przychylnie zaś prezentujące sowieckie zamiary wobec Polski, które w kluczowych momentach fabuły wręcz przemilczano” - pisze Biskupski. Autor skupia się nie tylko na filmach z lat 50., które w idiotyczny sposób przedstawiały to jak wyglądała Polska i Polacy (pokazując ich jako śniadych, dzikich, pijanych ludzi o dziwnych imionach nie mających nic wspólnego z polskością). Biskupski skrupulatnie (dla osób nie przyzwyczajonych do akademickich prac owe fragmenty mogą się wydawać nużące) opisuje role Polaków w filmach hollywoodzkich, a także opisuje w precyzją chirurga niemal wszystkie antypolskie i prosowieckie filmy z lat 40. Jednak jak przystało na rzetelnego naukowca stara się on również nakreślić przyczyny takiego stanu rzeczy. Opisuje, jak znakomite lobby w Hollywood mieli Irlandczycy czy Włosi. Polacy zaś zaniedbali ten ważny aspekt życia na emigracji nie „sprzedając się dobrze” Amerykanom. „Nie istniał w kulturze rozrywkowej stereotyp Polaka, który kino mogłoby odziedziczyć” - pisze autor. To wszystko miało swoje konsekwencje podczas II wojny światowej, gdy Amerykanie zawierając pakt z diabłem musieli kogoś położyć na jego ołtarzu.


/

Biskupski oprócz skrupulatnego pokazania wypaczonego i przekłamanego wizerunku Polaków w amerykańskich filmach i umniejszaniu w nich ich roli podczas bitw II wojny światowej, zrywa również maski z wielkich autorytetów kina. Autor ujawnia, że za scenariusze z antypolskimi wątkami brali się wówczas tacy filmowcy jak Ernst Lubitsch czy Frank Capra. Pokazuje on również jak udział Polaków w istotnych wydarzeniach z czasów wojny pominięto w słynnej „Casablance”, której reżyser Michael Curtiz nakręcił w 1943 roku otwarcie prosowiecką „Misję do Moskwy”, w której sugerowano nawet zasadność stalinowskich czystek. Studia filmowe inspirowane przez machinę rządową robiły wszystko,  by w swoich filmach przemilczeć pakt Ribbentrop-Mołotow, który nie pasował do wizerunku Stalina, pragnącego wyzwolić Polskę. Antypolskość w kinie była tak jawna, że nawet (sporadycznie, ale jednak) recenzenci amerykańscy reagowali na nią z obrzydzeniem. Dotyczy to szczególnie satyrycznego (sic!) filmu o okupacji Warszawy  „To be or not to be” z 1942 roku, który zmiażdżył w swojej recenzji „New York Times” i nawet lewicowa Hollywood Writers Mobilization uznała film za „ohydny”. Wielu innych krytyków pisało, że film jest antypolski. To jednak były sporadyczne przypadki uczciwości ludzi kina. „Ukazanie Polski ze współczuciem prowadziłoby do bardzo poważnych pytań o Związek Sowiecki, co hollywoodzka lewica z pewnością uznałaby za „zjadliwy antykomunizm” - zauważa autor. Jeżeli dodamy do tego potrzebę przekonania Amerykanów, że współpraca ze Stalinem była niezbędna, to zdamy sobie sprawę, że Polska stała na każdej płaszczyźnie na przegranej pozycji w tamtych latach. Również w kulturze.

 


Książka Biskupskiego jest potrzebna by lepiej zrozumieć dramatyczne losy naszego narodu. Jest ona jednak napisana z myślą o Amerykanach, co tłumaczy lekko łopatologiczną wykładnię historii Europy i Polski przed rokiem 1939 roku. Nie jest to w żadnym razie zarzut wobec autora. Ta praca może zrobić więcej dla dobrego imienia Polski niż tysiące flag na ulicach amerykańskich. Praca na szczęście nie jest martyrologiczna i nie przemilcza tego, że sami Polacy nie potrafili walczyć o swoje interesy, które przekułyby się na sukces w Hollywood. W końcu PR nie tylko dziś jest podstawą sukcesu. Po akademicką pracę prof. Biskupskiego w Polsce sięgną zapewne wyłącznie kinomani i historyczni zapaleńcy. I nie będą nią zawiedzeni. Jednak najważniejsze jest to, że książka "Nieznana wojna Hollywood przeciwko Polsce 1939-1945"  została wydana przez Amerykanów, którzy powinni być głównymi odbiorcami tytanicznej pracy jakiej dokonał profesor Biskupski. My zaś powinniśmy po nią sięgnąć, by przekonać się jakich mamy ambasadorów na Zachodzie.


Łukasz Adamski


Recenzja pojawiła się na www.portalfilmowy.pl