Krakowski filozof i etyk, Jan Hartman po raz kolejny zaatakował Kościół Katolicki. Na swoim blogu w serwisie Polityka.pl przekonuje, że "Wstyd być katolikiem" i pisze o "złu" czynionym przez duchownych. Zdaniem Hartmana, przynależność do "organizacji", jaką jest Kościół i "finansowanie jej" może oznaczać wspólnictwo w tym "złu". 

"Czyż trzeba aż tak wielkiej mądrości i wrażliwości moralnej godnej „prawdziwego chrześcijanina”, aby dojść do wniosku, że skoro w Kościele w różnych krajach 4-7 proc. kapłanów to pedofile, to może nie jest dobrym pomysłem oddawanie czci Bogu akurat w tej konfesji? A może nie trzeba aż być „prawdziwym chrześcijaninem”, żeby to zobaczyć, a za to wystarczy być człowiekiem?"-zastanawia się niedoszły europoseł Twojego Ruchu. 

Jan Hartman zwraca uwagę, że konferencja prasowa biskupów, na którym przedstawiono dane o pedofilii w polskim Kościele, jak również oświadczenie Rady Episkopatu w sprawie "deklaracji LGBT" oburzyły również "światłych katolików- m.in. Szymona Hołownię". 

"Trudno w polskiej przestrzeni publicznej znaleźć wypowiedzi tak głęboko obrażające moralność publiczną, a jednocześnie tak bezdennie zakłamane i głupie jak to, czego byliśmy świadkami w ostatnich dniach. Jako że internet cały aż huczy od komentarzy tej odrażającej hucpy, daruję dziś sobie. Chcę powiedzieć coś, co wybrzmiewa bardzo rzadko w przestrzeni publicznej, a powinno być mówione na co dzień i pełnym głosem: przynależność do Kościoła katolickiego i płacenie nań jest głęboko niemoralne i hańbiące"- pisze krakowski profesor, przekonując, że historia Kościoła Katolickiego (który uparcie nazywa "organizacją") jest "potwornym, niekończącym się pasmem zbrodni". Etyk, od którego dziwnych wypowiedzi na temat "związków" kazirodczych odcięła się nawet partia Palikota, pisze na blogu o... "niesamowitej skali zepsucia i zwyrodnienia" duchownych... 

"Każdy katolik ma dostęp do wiedzy o straszliwych represjach i terrorze naznaczających tysiąclecie totalitarnej władzy papiestwa w Europie, podobnie jak do informacji o gigantycznej liczbie księży gwałcicieli, o głodzeniu i zabijaniu dzieci w Irlandii, o masowych nadużyciach księży wobec zakonnic, o masywnych i trwałych powiązaniach mafijnych Watykanu etc."- pisze. Dalej filozof uderza w tzw. "prostych katolików". którzy nie wiedzą, że "papieże trzymali Żydów w gettach i kazali im nosić „łaty”, inspirując tym Hitlera, który po kilku dekadach przerwy powrócił do tych świętych praktyk" (co z tego, że Hitler ma na rękach również krew duchownych katolickich, takich jak św. Maksymilian Kolbe?). W ocenie Hartmana, "prosty katolik" jest "nienawykły do czytania, zdobywania wiedzy i tego nienauczony". 

"Każdy katolik musi wiedzieć, że bilans zbrodni i zasług w dziejach Kościoła katolickiego – nawet gdyby było czymś etycznym taki bilans mechanicznie czynić – wypada dla Kościoła tragicznie. Musi to wiedzieć, nawet jeśli straszliwe fakty w swych szczegółach nie trzymają się jego głowy. I jako istota inteligentna, kształcona w szkołach, ma wobec samego i samej siebie obowiązek postawienia pytania: czy skoro ten właśnie Kościół był i jest tak potworną instytucją, a jego biskupi i dziś są tak bezdennie głupi i zdemoralizowani, jak pokazują to swoimi wypowiedziami, to czy w ogóle wchodzi w grę, aby właśnie to był TEN Kościół, który upodobał sobie Bóg i Jezus? TEN właśnie, spośród tylu innych?"-pisze filozof. Jak widać, Hartman czuje się mądrzejszy nie tylko od "polskiego chama", o którym pisał niegdyś na swoim blogu, nie tylko od "prostych katolików" nienawykłych do czytania i pogłębiania wiedzy, ale i od Boga i Jezusa. 

"Czyżby o jego autentyczności miała świadczyć jego krwawa potęga? Czyż tego właśnie chciał Jezus? Czy chciał pychy i przepychu? Imperialnej potęgi i terroru? Tysiącletniej nienawiści do narodu, do którego sam należał?"-pyta etyk. Jan Hartman  neguje również sakrament Chrztu Świętego i każe katolikom zastanawiać się, czy wypada im "wierzyć, że kiedyś wszyscy ludzie na ziemi wyrzekną się swojej wiary i swojej kultury, uwolnią się od błędu islamu, hinduizmu, buddyzmu i ukorzą się przed Jezusem Chrystusem, który przyjdzie na ziemię jako Król? Czy to po prostu wypada kulturalnemu człowiekowi w XXI w.?". I choć kilka akapitów wcześniej nazwał Szymona Hołownię "światłym katolikiem", w kolejnej części felietonu twierdzi, że nie ma "światłego i otwartego katolicyzmu", bo "doktryna jest, jaka jest". 

"(...) ludzie sumienia potępiają pychę, obłudę, nienawiść i ciemnotę. Potępiają i pogardzają obmierzłymi obrońcami dewiantów, potwarcami i łgarzami, którzy tam, wyjąc z piekła swego zepsucia, ignorancji i załgania, mają jeszcze czelność każdego dnia pouczać ludzi, jak mają żyć, oraz mają czelność wymuszać dla siebie publiczne przywileje oraz władzę, powołując się przy tym na swoje rzekome specjalne względy u stwórcy świata"-pisze. Zdaniem Hartmana, "gdyby istniał katolicki Bóg i jego słynne piekło", to właśnie katoliccy hierarchowie i duchowni mieliby być "jego arystokratyczną klientelą".

"Mają szczęście, że nie ma tego świata z bajek i złudzeń, tak intratnie sprzedawanych przez nich naiwnym ludziom, którzy ze strachu przed śmiercią gotowi są uwierzyć we wszystko, co ten strach złagodzi".

Cóż, ci "oświeceni" i "niewierzący w bajki" mogą się po śmierci "zdziwić"... Tylko czy nie będzie już za późno? 

yenn/hartman.blog.polityka.pl, Fronda.pl