"Nacjonalizm rządzi Polską!", "Zagrożona demokracja!" - te i inne hasła można było zobaczyć i usłyszeć w niemieckich mediach po Marszu Wolności i Solidarności. Ataki na polską władzę w ostatnim czasie nie są zresztą w Niemczech niczym nowym. Na ten temat rozmawiamy z Arturem Górskim - posłem Prawa i Sprawiedliwości.

 

Niemieckie media prześcigają się w "bronieniu polskiej demokracji". Komentując niedzielny Marsz Wolności i Solidarności, "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i "Die Welt", pisały, że w Polsce znów na salonach zagościła nacjonalistyczna ideologia. Jak można skomentować takie oskarżenia? Skąd aż tak wściekły atak zachodnich mediów?

Czołowe niemieckie media, tamtejsi politycy i politycy lewicowo-liberalnej opozycji, a także media mainstreamowe w Polsce - to jedna wielka sitwa. Nie bójmy się tej spółki nazwać właściwym słowem. Połączeni ponad granicami wspólnymi poglądami i interesami, działają na rzecz wzajemnych korzyści. Poprzednia władza stawała na baczność na kiwnięcie palca kanclerz Angeli Merkel, ta władza nie jest już taka spolegliwa, ceni niepodległość Polski, nie chce kłaniać się w pas i realizować polityki niemieckiej kosztem polskiej racji stanu. To ich uwiera, to ich przysparza o ból głowy, nie są przyzwyczajeni w Berlinie do tego, że ktoś ma inne, swoje zdanie, inną wizję Europy - bez hegemona. Dlatego tak wściekle, bezczelnie atakują nasz neokonserwatywny rząd. Za wszelką cenę, nawet za cenę kłamstwa, manipulacji i obelgi chcą odzyskać utracone pozycje i wpływy swoich pupili. Chcą przywrócić do władzy w Polsce zdetronizowaną przez Naród lewicową, rodzimą kamarylę.

Wspomniane pisma określają polską władzę jako "prawicowych ekstremistów" i krzyczą o łamaniu zasad trójpodziału władzy w naszym kraju. Myśli Pan, że z czasem ta agresja będzie eskalować?

Mamy dwa rodzaje "argumentów", które padają przeciwko Prawu i Sprawiedliwości i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Pierwszy, wspólny dla polityków liberalnych i lewicowych, w kraju i na osi Berlin-Bruksela to zarzut dążenia do dyktatury jednej partii i jedynowładztwa lidera PiS. Najłatwiej sięgnąć po oskarżenie o antydemokratyzm, bo to łatwa do przyklejenia łatka. Ale jest jedna różnica. Politycy PO oskarżają nas o powrót do komunizmu i standardów Polski Ludowej, a na Zachodzie o nacjonalizm, a nawet faszyzm, które są "amunicją" lewicy do politycznego eliminowania oponentów. Zarzut komunizmu, który wciąż cieszy się dobrą sławą w krajach Unii Europejskiej, nie byłby tam zrozumiały i wywoływał zdziwienie. Każdy sączy jad nienawiści takim językiem, jaki jest mu bliski. I eskalacja tego ataku niewątpliwie będzie postępować, bo szykujemy głębokie zmiany w państwie, chcemy wyrwać antypolskie chwasty z korzeniami, przywrócić wartości, wzmocnić tradycyjna rodzinę i państwo. Wiemy, że kolejnej szansy na uratowanie i odrodzenie Polski, którą dostaliśmy od Chrystusa Króla, możemy już nie otrzymać. Ta kontrrewolucja musi się dopełnić, także kulturowo i światopoglądowo.

Jak Pan ze swojej perspektywy ocenia wydarzenia ostatniego weekendu czyli manifestację KOD, a także Marsz Wolności i Solidarności?

Spontaniczność i organizacja były po obu stronach. Naszych zwolenników mobilizowała nadzieja na lepszą Polskę, na oczyszczenie naszego państwa z "łobuzerii", a naszych przeciwników przyciągnął dzień wcześniej strach podsycany przez polityków opozycji i media. Tamci ludzie dali sobie wmówić, że demokracja i wolność są zagrożone. Strach jednak to słaby napęd. Trzeba zauważyć i powiedzieć to głośno, że cała zjednoczona liberalno-lewicowa opozycja zebrała znacznie mniej osób, niż jedna partia centro-prawicowa - Prawo i Sprawiedliwość. Ktoś stwierdzi, że nie jestem obiektywny w ocenie liczby uczestników demonstracji, ale policja doskonale wytłumaczyła, że miała ułatwione zadanie liczenia, bo obie demonstracje były przed Trybunałem Konstytucyjnym. Opozycyjna manifa cała zmieściła się na ul. Szucha, rządowa demonstracja zapełniła także znaczący odcinek ulicy Al. Ujazdowskie. Ich było kilkanaście tysięcy, nas kilkadziesiąt. Zupełnie odwrotne proporcje, niż podawali urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz, którzy, nie wiemy dlaczego, tym razem statystyce policji nie zaufali. Jedno jest pewne, wyprowadzenie polityki na ulicę opozycji wyszło bardzo słabo.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał MW