Dramatyczne wydarzenia na Kapitolu, gdzie wskutek wywołanych przez zwolenników Donalda Trumpa zamieszek zginęło pięć osób, totalna opozycja w Polsce próbuje wykorzystać do antyrządowej polityki. Wydarzenia z USA komentuje również mec. Roman Giertych, który przekonuje w mediach społecznościowych, że… wygrana Joe Bidena jest „początkiem końca PiS-u”.

Giertych przyznaje w swoim wpisie na Facebooku, że w czasie prezydentury Donalda Trumpa Polska rzeczywiście wiele osiągnęła w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak w jego ocenie Jarosław Kaczyński postawił wszystko na ustępującego prezydenta, a po jego przegranej „znalazł się w pułapce”.

Prawnik jest przekonany, że kolejnych wyborów Prawu i Sprawiedliwości nie uda się wygrać.

- „Każdy rok oznacza bowiem kilkaset tysięcy młodych wyborców więcej, którzy w swej masie nienawidzą PiS i oznacza również odchodzenie starszych pokoleń, które raczej sprzyjały PiS (odchodzenie to przyspiesza ponuro nieudolna polityka dotycząca epidemii). W rezultacie za dwa lata nie ma takiej matematycznej możliwości, aby PiS mógł wybory wygrać” – pisze Giertych.

Zdradza, że powrót do polskiej polityki planuje szef EPL Donald Tusk, a nadzieję widzi również w nowym ruchu Szymona Hołowni.

- „Opozycja jest po klęsce Trzaskowskiego ciągle oszołomiona, ale na horyzoncie widać, że Donald Tusk z nową siłą zabiera się za politykę w Polsce, co może oznaczać zbudowanie jakiegoś sensownego rozdania przed najbliższymi wyborami. Wyrasta też świeża siła Hołowni, co daje szanse na przyciągnięcie do opozycji nowych wyborców” – podkreśla.

kak/Facebook, wPolityce.pl