Jaki finał może mieć eskalacja konfliktu rosyjsko-ukraińskiego?

Pozytywne jest to, że Ukraina się wreszcie obudziła – że po takim oddaniu tak naprawdę bez walki Krymu i tym, co się działo w Doniecku, po stronie ukraińskiej pojawia się w końcu inicjatywa. Pytanie, na ile zda się taka mobilizacja, kiedy ze wschodniej strony ci partyzanci, czy jak się mówi „zielone ludziki” dostają od Rosjan najnowocześniejszą broń. Takiej wojny nikt nie wygra, ona się będzie ciągnąć przez wiele lat, bo Rosja doprowadza do destabilizacji tego regionu przez dywersję. A świat Zachodu nie potrafi odpowiedzieć w zdecydowany sposób, wykazuje się jedynie odwagą w sferze słów, podczas gdy Ukraina już teraz pogrąża się w katastrofie humanitarnej. Spójrzmy na to, co się dzieje np. we Francji – mamy tam do czynienia z oportunizmem i ze stawianiem na pierwszym miejscu własnych biznesów.

Czy Polska może liczyć na skuteczną interwencję ze strony NATO w razie rozprzestrzenienia się rosyjskiej agresji?

Musimy wykorzystać to, co się dzieje w Europie aby obudzić naszych partnerów w NATO. Nie jest wcale tak, jak zapewniał min. Klich, że NATO ma strategię na każdą ewentualność. Gdyby tak było szef NATO nie zapowiadałby: „musimy zmienić strategię”. To znaczy, że tej strategii tak naprawdę nie było. Nie możemy dalej zamiatać tego problemu pod dywan, a musimy artykułować, w sposób mądry i przemyślany nasze potrzeby. Chodzi o to, żeby skłonić naszych partnerów do tego, żeby nie skończyło się znów tylko na deklaracjach, ale żeby w ślad za nimi poszły konkretne działania. Nikt bardziej niż Polska nie jest zainteresowany (no może jeszcze kraje nadbałtyckie Litwa, Łotwa i Estonia) tym, żeby NATO wypracowało rzeczywiście odpowiednią strategię obronną. Nie wymagajmy np. od Hiszpanii, aby walczyła o zmianę strategii, o budowę planów ewentualnościowych. To my musimy zabiegać, musimy przedstawiać propozycje i musimy być w tym bardzo aktywni.

W polskim dowództwie wojskowym pojawiają się też takie opinie, że nie NATO, a tak naprawdę największy koalicjant NATO – Stany Zjednoczone mogłyby nam zapewnić bezpieczeństwo. Rzeczywiście USA są zainteresowane zacieśnieniem współpracy militarnej z Polską?

To jest jakaś mrzonka, która gdzieś się w głowach pojawia, ale taka koncepcja nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Stany Zjednoczone się są zbyt zainteresowane tym, co się dzieje w Polsce. Jeżeli chodzi o kontakty z partnerami europejskimi, to dla nich zdecydowanie wyżej w hierarchii są Niemcy, Francja, kontakty tak naprawdę z Rosją. Oni patrzą przede wszystkim na własne narodowe interesy. Nie zmienia to faktu, że Stany Zjednoczone są dla nas bardzo ważnym sojusznikiem. Sądzę, że jedynym sposobem skłonienia go do współpracy, jest wykorzystanie tej platformy jaką jest struktura NATO, czyli wzmocnienie jednego silnego głosu w samej Europie. A nie budowanie czegoś co nie ma racji bytu, sojusz mrówki ze słoniem jest niemożliwy.

Oczywiście, musimy także dążyć do zwiększenia własnych rezerw  poza głównymi siłami, profesjonalnymi, które realizują zadania w siłach zbrojnych. Bo to, co nam zgotowali ministrowie tego rządu, to jest tak naprawdę degradacja armii. Składa się mnóstwo pięknych deklaracji, a jednocześnie obcinana się budżet, tworzy się struktury typu Narodowe Siły Rezerwowe, które tak naprawdę do niczego się nie nadają. To trzeba zmienić. Osobiście bardzo podoba mi się koncepcja budowy struktury rezerw, ale w oparciu o tradycję Armii Krajowej.

Niemcy nieoczekiwanie wycofały się z dostaw broni dla Rosji. Co mogło na tym zaważyć?

Tak naprawdę postawa Putina. Niemcy jednak zdały sobie sprawę, że Putin w żadnym stopniu nie jest obliczalny i nie zamierza iść na kompromis. Jednak pewne standardy obowiązują i jeżeli ktoś kłamie w tak prymitywny sposób jak Putin i realizuje dywersję w kraju sąsiednim, to takiego bandytę trudno dozbrajać. Szkoda, że Francuzi nie naśladują tej postawy Niemiec.

Rozmawiała Emilia Drożdż