Rosja wydała ponad 10 mld euro na gazociąg Turkish Stream. Miał zapewnić Rosji dominację w dostarczaniu błękitnego paliwa do Turcji. Teraz okazuje się, że może on okazać się całkowicie zbędny.

W marcu ubiegłego roku Rosja była najważniejszym dostawcą gazu na tureckim rynku. Rosyjski gaz zapewniał 33 proc. tamtejszego zapotrzebowania. Dane z marca tego roku jednak pokazują, że Gazprom ugina się pod konkurencją.

Udział rosyjskiej firmy w marcu tego roku spadł w tureckim rynku o 9,9 proc. w porównaniu z marcem ubiegłego roku. Turcja więcej gazu kupiła od takich krajów jak Azerbejdżan, Iran, Katar i Algieria. Udział tego pierwszego w dostawach w omawianym okresie wyniósł 23,5 proc. Katar odpowiadał za 20 proc. dostarczanego gazu, a Iran i Algieria, odpowiednio 14,2 proc. i 13,7 proc. Tuż za plecami Rosjan czają się Stany Zjednoczone, które też dostarczają do Turcji gaz, tyle że w postaci LNG. W marcu pokryły one zapotrzebowanie rynku w 9,4 proc.

W związku z tym ocenia się, że Gazprom utracił pozycję lidera na tureckim rynku. Tymczasem po Niemczech i Włoszech to Turcja właśnie była najważniejszym rynkiem eksportowym dla rosyjskiego koncernu. Budując Turkish Stream Gazprom zakładał, że połowa z planowanych 31,5 mld m3 gazu będzie trafiała nad Bosfor. Teraz okazuje się, że gazociąg ten jest wykorzystywany zaledwie w 25 proc. swoich zdolności, a więc nakłady włożone w jego budowę się nie zwrócą.

kak/wnp.pl