W programie Moniki Olejnik, "Kropka nad i" aktor Janusz Gajos, który w filmie "Kler" zagrał bodaj największego "Schwarzcharaktera", mówił m.in. o tym, dlaczego zdecydował się przyjąć tę rolę i czym jest właściwie film "Kler". 

Zdaniem aktora, nowy film Wojciecha Smarzowskiego jest "bardzo poważną rozmową z Polakami", w której trzeba wziąć udział. Pytanie, jak nazwać "poważną rozmową" obraz wyraźnie oparty na negatywnych stereotypach, przerysowany, nieprawdziwy, w którym wszystkie postacie noszące koloratkę są złe do szpiku kości? Gdyby była jakaś przeciwwaga dla zepsutych księży granych przez Gajosa, Braciaka, Więckiewicza i Jakubika- w porządku, jak najbardziej, ale tak... Film będący zbiorem zajadle antyklerykalnych żartów i stereotypów, odczłowieczający księży jest "poważną rozmową"? Chyba groteskowym monologiem, w dodatku w wykonaniu ateisty i antyklerykała... 

Janusz Gajos przyznał, że "Kler", tak jak i inne filmy Smarzowskiego, wywołał falę emocji. 

"A o to chodzi. (…) On nigdy nie robi filmów, które są o byle czym. Zawsze to jest strzał w dziesiątkę"-przekonywał aktor, zadowolony, że film obejrzało już milion widzów. 

Aktor ocenił, że obraz nie jest wymierzony ani w wiarę, ani nawet w Kościół jako duchowość, lecz w Kościół jako instytucję. 

"Na pewno jest przeciwko Kościołowi jako instytucji, która jest daleka od duchowości. To jest po prostu biuro, rodzaj teatru, który ma swoją kurtynę. A za kurtyną dzieją się różne rzeczy bardzo ludzkie"- ocenił. 

Widać, że Gajos raczej niewiele wie o Kościele, a oddzielanie tej "instytucji" od wiary jest dużym błędem. O tym, czy to, co zostało pokazane w filmie "Kler" jest "bardzo ludzkie" również można dyskutować. 

yenn/TVN24, Fronda.pl