Komentatorzy z kraju nad Loarą nie pozostawiają suchej nitki na prezydencie USA, oceniając jego postawę w sprawie wydarzeń w Afganistanie. Na wtorkowym zdalnym spotkaniu grupy G7, jej europejskie państwa członkowskie bezskutecznie próbowały przekonać Joe Bidena do wydłużenia terminu ewakuacji ludności pragnącej opuścić Afganistan.

„Biden, który za kulisami negocjuje z talibami, bardziej jest czuły na ich groźby, niż na prośby sojuszników” – stwierdził w radiowej debacie na antenie „France Info” dziennikarz telewizji publicznej Francois Beaudonnet. „Ma się wrażenie, że największa potęga świata podporządkuje się wymaganiom talibów” – dodał szef redakcji „La Provence” Guilhem Ricavy. Francuscy komentatorzy, ubolewając nad faktem, że europejscy uczestnicy szczytu G7 nie zostali wysłuchani przez prezydenta USA oraz, że głos Europy niewiele znaczy, głośno mówią o „hipokryzji lokatora Białego Domu”.

Do klubu najbogatszych państw świata, zwanego w skrócie G7, poza Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Japonią, należą też cztery kraje europejskie: Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy. Ich głos, domagający się od przywódcy USA wydłużenie okresu ewakuacji ludności pragnącej opuścić Kabul oraz nieuleganie presji talibów, którzy oświadczyli, że wojska sprzymierzone mają opuścić teren Afganistanu w nieprzekraczalnym terminie 31 sierpnia, został jednak całkowicie zignorowany przez Joe Bidena. Wywodzący się z partii demokratów prezydent Stanów Zjednoczonych zamierza zastosować się do ultimatum talibów i nie wydłużać czasu ewakuacji poza narzuconą przez nich datę.

 

ren/ PAP