Kilka dni temu Amerykanin Luke Marcinkiewicz w czasie spotkania wyborczego z Rafałem Trzaskowskim powiedział: „Powiedział pan, że znajomość języka angielskiego jest bardzo ważna, jeśli chce się być prezydentem. Moim zdaniem, tak jak powiedział premier, najważniejszym językiem jest język interesów Polski. Niestety, ma pan więcej kwalifikacji, żeby nie zostać prezydentem”. W odpowiedzi kandydat KO na prezydenta stwierdził, że akcent rozmówcy nie brzmi amerykańsko i bardziej przypomina mu język polski.

Wymiana zdań wywołała falę hej tu w stronę Amerykanina. Większość z nich koncentruje się na przypisywaniu Marcinkiewiczowi związków z TVP oraz bycie „udawanym Amerykaninem” i „opłaconym prowokatorem z TVP”.

Za pośrednictwem Twittera wypowiedział się sam zainteresowany: „Nie jestem zawodowym politykiem, nie mam treningów przed kamerami, każdy z nas ma prawo się zająknąć. Jestem skrytykowany za to, skąd jestem. Nie ma znaczenia, jaki paszport posiadam. Znaczenie ma to, co się ma w sercu i co się reprezentuje. Fala hejtu pod moim adresem bardzo mnie smuci i pokazuje niski poziom kultury politycznej w Polsce. Każdy atak na kogokolwiek, kto mówi z innym akcentem, w innym języku, kto wygląda inaczej niż my, to po prostu rasizm”.

ks/ Twitter