Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co Pani Poseł sądzi o zmianie retoryki Komisji Europejskiej?

Jadwiga Wiśniewska (Poseł do Parlamentu Europejskiego, PiS): Ciężko mówić o realnej zmianie stanowiska Komisji - wielokrotnie pokazywała już, że fikcyjny kryzys demokracji w Polsce jest dla niej wygodnym tematem zastępczym. Unia Europejska, która przeżywa największy w swojej historii kryzys, desperacko szuka sposobu na zamanifestowanie swojej siły. Środowa konferencja prasowa była po prostu kolejną odsłoną tego spektaklu. W opinii wielu komentatorów, mogła być formą nacisku na Polskę w spawie przyjęcia migrantów. Faktycznie, po bardzo mocnym stanowisku zaprezentowanym w Sejmie przez premier Beatę Szydło, ostatnie spotkania Fransa Timmermansa w Warszawie dawały wrażenie, że sprawy idą w dobrym kierunku. Teraz otrzymaliśmy kolejny dowód na to, że KE nie szuka porozumienia z Polską, a dużo bardziej atrakcyjne jest dla niej zaognianie sytuacji.

Czy decyzja, która zapadła jest decyzją przeciw Polsce?

Po pierwsze chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że środowe stanowisko Komisji jest jedynie opinią, której nie można mylić z formalną rekomendacją, przesuwającą procedurę na kolejny etap. Z całą pewnością jest to krok w kierunku odwrotnym od oczekiwanego, który pokazuje, że zamiast szukać kompromisu, Komisja woli prowadzić wojnę nerwów. Takie postawienie sprawy wiele mówi o sposobie, w jaki KE rozumie deklarowane poszukiwanie porozumienia - pokazuje, że w wydaniu brukselskim kompromis jest czymś niebezpiecznie nieelastycznym. To zaskakujące, że unijne instytucje wciąż nie dostrzegają, że właśnie takiemu podejściu UE zawdzięcza postępujący kryzys współpracy i nadchodzące referendum ws. Brexitu. Polska jest zainteresowana znalezieniem rozwiązania obecnej sytuacji, oczekuje jednak takiej samej gotowości ze strony Komisji. Na razie jej nie widać.

Czy Komisja jest stronnicza i stoi po stronie dzisiejszej opozycji czy może robi to z troski?

Odpowiedź na pytanie o to, po czyjej stronie stoi dziś Komisja Europejska jest dużo prostsza: troszczy się ona wyłącznie o interes unijnych instytucji. Opozycja jest w tej grze po prostu użyteczna, nic więcej. Dostarczyła unijnym komisarzom wygodnego pretekstu do podjęcia działań, bo taka sytuacja, jak donos na własną ojczyznę nie zdarza się przecież często. Pod tym względem polska opozycja jest zdecydowanie prekursorem.  W wielu państwach członkowskich obserwowano w ostatnich latach kryzysy polityczne - nawet w znajdującej się pod samym nosem unijnych komisarzy Belgii. Fakt, że w 2010 r. Belgowie przez ponad 500 dni - najdłużej w historii świata! - nie byli w stanie powołać rządu, nie budził zainteresowana UE. Dziś, gdy UE jest coraz bardziej bezwładna, każdy pretekst jest dobry, aby zamanifestować swoją siłę.

Co Polacy mają o tym wszystkim myśleć? Są już coraz bardziej zmęczeni tym sporem, zdają się wiedzieć coraz mniej, gdyż sprawa wydaje się komplikować i są rozdwojeni pomiędzy opinią rządową a opinią opozycji.

Opinia polska powinna być po prostu opinią zdroworozsądkową. Jeśli najwięcej do powiedzenia o funkcjonowaniu polskiego Trybunału Konstytucyjnego ma Holender, w którego ojczyźnie obowiązuje prawny zakaz kontroli konstytucyjności ustaw, to mamy do czynienia w najlepszym wypadku z hipokryzją. Próby mierzenia demokracji uniwersalną, wymyśloną w Brukseli miarką są po prostu kolejnym unijnym absurdem, do których zdążyliśmy już przywyknąć. Zupełnie naturalną rzeczą jest to, że państwa członkowskie mają odmienne modele ustrojowe - polski rząd jest otwarty na rozmowę i deklaruje gotowość zawarcia kompromisu szanującego pewne odgórne warunki brzegowe. Polacy nie powinni po prostu zapominać, że kompromis zakłada elastyczność obu stron i zastanowić się, czy stanowisko prezentowane przez KE rzeczywiście jest dowodem na taką elastyczność.

Dziękuję za rozmowę