Niemieckie władze są bardzo zaniepokojone ilością młodych obywateli kraju, którzy ulegają ekstremistycznej ideologii. Wiadomo na pewno, że z Niemiec wyjechało już 450 dżihadystów, przeważnie przez Turcję. Jak wyjaśnia Hans-Georg Maaßen, szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, 40 z nich już zginęło – sześciu podobno w samobójczych zamachach.

Niestety, jego zdaniem tak naprawdę niemieckich dżihadystów walczy na Bliskim Wschodzie o wiele więcej. Niemieckie służby są w stanie wyłapać tylko tych, którzy radykalizują się w grupach salafickich, obserwowanych przez władze. Jednak ci, którzy radykalizują się w domu, przeważnie przez Internet lub po rozmowach z przyjaciółmi, ale nie salafitami – są de facto nieuchwytni. Niemcy dowiadują się o nich dopiero wówczas, gdy sami się ujawniają, na przykład na filmach przesyłanych z Syrii lub Iraku.

Tak czy inaczej bardzo dużym wyzwaniem są właśnie salafici, a więc zwolennicy bardzo ekstremistycznej wersji islamu, odwołującej się do „czystości” religii, którą ma gwarantować powrót do jej rozumienia z czasów Mahometa. Salafitów jest w Niemczech obecnie 6200, szacuje się jednak, że pod koniec roku będzie ich już 7000. A to oznacza, że to najbardziej dynamicznie rozwijająca się grupa ekstremistyczna w Niemczech.

Choć salafici to tylko kropla w 4-milionowym muzułmańskim morzu w tym kraju, to stanowią rzeczywiste zagrożenie.  Uważa się, że miał z nimi kontakt aż co czwarty dżihadysta, który wyjechał z Niemiec na wojnę. Co więcej salafici prowadzą intensywną kampanię w internecie. Osoby, które szukają wiadomości o islamie bardzo łatwo trafiają na ich strony internetowe – choć wcale na to nie wygląda. W ten sposób ekstremizm szerzy się w Niemczech i władze tak naprawdę nie mają pomysłu, jak sobie z nim poradzić.

pac/deutsche welle