Na krótko przed odejściem ze stanowiska marszałka Sejmu, projekt wyjęła z sejmowej zamrażarki Ewa Kopacz.

Lansowany przez organizacje lesbijek, homoseksualistów, transwestytów i biseksualistów (LGTB) projekt daje w świetle prawa nawet niepełnoletnim niemal całkowitą swobodę w decydowaniu o swojej płci. Zakłada, że płeć społeczna (zależna w dużej mierze od przekonania danej osoby) jest ważniejsza niż płeć biologiczna. Według ustawy „tożsamość płciowa” to „intensywnie odczuwane doświadczenie i przeżywanie własnej płciowości, która odpowiada lub nie płci metrykalnej” (czyli wpisanej do metryki).

Dotychczas zmianie określenia płci w akcie urodzenia musi zdecydować sąd, jeżeli osoba występująca o zmianę płci poddała się odpowiednim procedurom medycznym. Projekt wspierany przez środowiska LGTB nie zawiera tych wymogów. Według jego autorów, „płeć metrykalna określana jest na podstawie pobieżnej oceny wyglądu narządów płciowych niemowlęcia”, ewentualnie w wyniku badań genetycznych, jednak to za mało. Ich zdaniem, o wiele ważniejsze jest to, co później odczuwają nastolatkowie. Proponują więc, aby decyzję o swojej tożsamości płciowej zapisywanej w metryce mogli decydować już 14-­latkowie.
 
Ta propozycja stwarza de facto nową kategorię płciową. W sytuacji, gdy u noworodka nie występują jednoznacznie określone organy płciowe, rodzice nie będą mogli decydować o zabiegach, które zmierzałyby do „ukształtowania cech płciowych dziecka”. O swojej płci ma zdecydować samo po ukończeniu 13. roku życia.
 
Ustawa Grodzkiej nie ogranicza także prawa osoby, która zmieniła wpis w metryce dotyczący swojej tożsamości płciowej, do zawarcia związku małżeńskiego. To oznacza, że mężczyzna, który zmieni płeć na żeńską (niekoniecznie zmieniając narządy), będzie mógł „wyjść za mąż”. Posiadanie dzieci nie będzie przeszkodą w zmianie płci.
 

ed/Gazeta Polska Codziennie