Sytuacja związana z nieprawidłowościami w reprywatyzacji warszawskich nieruchomości w ostatnich dniach nabrała tempa. Hanna Gronkiewicz-Waltz zwoływała konferencje, na których nerwowo tłumaczyła się z działań Ratusza w sprawie zwrotu w prywatne, niezbyt czyste ręce, najcenniejszych warszawskich nieruchomości, które 70 lat temu dekretem Bieruta zostały odebrane prawowitym właścicielom. Prezydent Warszawy poinformowała też o zwolnieniu  w trybie dyscyplinarym trzech podległych jej, wysokich rangą urzędników, jako głównych winowajców całej afery.

Najwięcej emocji wzbudza los niezwykle atrakcyjnej działki pod dawnym adresem Chmielna 70, wartej na dziś około 160 mln zł. Została zwrócona w prywatne ręce w 2012 roku, mimo że najprawdopodobniej wcześniej przyznano za nią odszkodowanie. W 1953 roku władze PRL podpisały z Danią umowę odszkodowawczą, a Polska wypłaciła 5 mln 700 tys. koron duńskich. Na tej podstawie rząd w Kopenhadze uznał wszystkie roszczenia za uregulowane.

Po prawie 60 latach, w październiku 2010 r. następuje nieoczekiwana zmiana planu zagospodarowania przestrzennego rejonu, który obejmuje działkę, a jesienią 2012 roku urzędnicy miejscy "zwracają" lukratywną nieruchomość trzem osobom, legitymującym się dokumentami, rzekomo odkupionymi od spadkobierców Duńczyka.

Miasto zwróciło nieruchomość "na podstawie decyzji Prezydenta m. st. Warszawy z 16.10.2012 i 15.11.2012",  jasne jest więc, że Hanna Gronkiewicz-Waltz musiała doskonale znać całą sprawę, bo nie chodzi tu wszakże o kiosk warzywny na przedmieściach, ale o jedno z najbardziej reprezentacyjnych i najdroższych miejsc w Warszawie.

Hanna Gronkiewicz-Waltz, na konferencji prasowej 26 sierpnia oświadczyła, że ,,działka była zwrócona pochopnie'' i  obciąża winą za takie rozstrzygnięcie swoich urzędników: dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami Marcina Bajko, jego zastępcę Jerzego Mrygonia oraz Krzysztofa Śledziewskiego z BGN pracującego przy decyzji zwrotowej dla Chmielnej 70.  Wszyskich trzech zwolniła w  trybie dyscyplinarnym.

Powód zwolnienia uzasadnia następująco: "Uważam w tej chwili, że urzędnicy mogli wykazać więcej starań i że nie wykazali wystarczającej dokładności i rzetelności"
Zgodnie z Kodeksem Pracy, zwolnienie dyscyplinarne może być dokonane w oparciu o zamknięty w pewnym sensie katalog przewinień, opisany w kilku podstawowych punktach. Musi być też poparte uzasadnieniem, a co najważniejsze w tej konkretnej sprawie - musi być dokonane w odpowiednim czasie, czyli w ciągu miesiąca od uzyskania informacji przez pracodawcę o ciężkim naruszeniu obowiązków pracowniczych. Jeżeli  pracownik nie zgadza się z decyzją szefa, może domagać się w sądzie przywrócenia do pracy lub odszkodowania.

Zwrot działki pod dawnym adresem Chmielna 70 został dokonany cztery lata temu, a nie w ciągu ostatniego miesiąca, tak więc gra na zwłokę, a właściwie - gra ,, na dyscyplinarkę'' to najprawdopodobniej techniczny wybieg, by wskazać szybko kozła ofiarnego i rzucić go na pastwę mediów i opinii publicznej. Prawdopodobnie urzędnicy jakoś się ,,wybronią'' przynajmniej w kwestii zwolnienia  z art. 52 pkt. 1 par. 1 KP, bo zarzucane im naruszenie nie kwalifikuje się do zwolnienia dyscyplinarnego z racji terminu ,,wykrycia'' przewinienia. Prezydent Miasta st. Warszawy być może uznała, że jej urzędnikom nie zaszkodzi sprawa, którą i tak prawdopodobnie wygrają, ale za to został osiągnięty efekt szumu i grozy wokół tych ,,ekstremalnych'', personalnych decyzji.. 

Przepisy Kodeksu Pracy w tej sprawie brzmią następująco:
Art. 52. § 1.  Pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika w razie:
1)  ciężkiego naruszenia przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych,
2) popełnienia przez pracownika w czasie trwania umowy o pracę przestępstwa, które uniemożliwia dalsze zatrudnianie go na zajmowanym stanowisku, jeżeli przestępstwo jest oczywiste lub zostało stwierdzone prawomocnym wyrokiem,  
3) zawinionej przez pracownika utraty uprawnień koniecznych do wykonywania pracy na zajmowanym stanowisku.  
§ 2.  Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika nie może nastąpić po upływie 1 miesiąca od uzyskania przez pracodawcę wiadomości o okoliczności uzasadniającej rozwiązanie umowy.

Nie trzeba być ekspertem z dziedziny prawa pracy, żeby dojść do wniosku, że zwolnieni dyscyplinarnie Marcin Bajko, Jerzy Mrygoń i Krzysztof Śledziewski zwrócą się najprawdopodobniej do sądu pracy o uznanie ich dyscyplinarek za bezzasadne, chociaż kto wie..  To okaże sie w czasie krótszym niż 14 dni.
Z punktu widzenia kodeksu pracy sprawę mogą wygrać, pytanie tylko czy zdecydują się walczyć z potężną szefową?

LDD