- Przywódcy Europy Wschodniej nie zrealizowali ideału kontroli i równowagi Montesquieu, ale ich działania są dalekie od nazizmu.

- To nie jest książka, ale raczej esej z „Atlantyku”, wydmuchany za 25 dolarów, z groteskowo dużym drukiem i komicznie szerokimi marginesami. Typografia rani oko prawie tak samo, jak treść umysł. Jest to ledwie spójny rant przeciwko byłym znajomym i przeciwnikom politycznym. To napad złości liberałki, która spodziewała się uniwersalizmu tysiąclecia po upadku komunizmu i ku swemu przerażeniu odkryła, że tożsamość narodowa wciąż ma znaczenie.

David P. Goldman, prezes Macrostrategy LLC, pisze kolumnę „Spengler” dla Asia Times Online i bloga „Spengler” w PJ Media oraz jest autorem książki You Will Be Assimilated: China's Plan to Sino-Form the World i Jak umierają cywilizacje (i dlaczego islam też umiera)

*****

W swojej najnowszej książce „Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu” Anne Appelbaum, żona byłego ministra spraw zagranicznych w Polsce za czasów Platformy Obywatelskiej, Radosława Sikorskiego, próbuje się rozprawić – jak się wydaje – z małymi Hitlerami, którymi w jej przekonaniu lub być może w próbie wykreowania im przez autorkę takiego wizerunku mają być dla przykładu premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro, Viktor Obran, ale także „stare prawo węgierskie, hiszpańskie, francuskie, włoskie, a także, z różnicami, brytyjskie i amerykańskie”.

Co ciekawe, listę małych Hitlerków Anne Appelbaum utworzyła wspominając kilku byłych przyjaciół, którzy mieli okazję brać udział w imprezie sylwestrowej 1999 w Polsce. Było to w czasie, kiedy jej mąż Radosław Sikorski był urzędnikiem MSZ. Wśród nich był także właśnie wspomniany premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.

Wydaje się jednak, że u podstaw rozumowania albo raczej nakłaniania czytelnika, żeby tak właśnie rozumiał, jest używania słowa „autorytarny” zamiast „nieliberalny”. Najprawdopodobniej autorka uważa, że czytelnik przyjmie, że oba te terminy można używać zastępczo, a nawet, że oznaczają one to samo. Jest to jednak po pierwsze czysty absurd, a po drugie pożywka dla raczej średniej wody intelektualistów, bardziej może dla widzów programów typu "Pytania na śniadanie".

O Węgrzech w swojej książce Appelbaum pisze:

- Propaganda na Węgrzech… upiera się, że Soros jest głównym inicjatorem świadomego spisku mającego na celu zastąpienie białych, chrześcijańskich Europejczyków - a zwłaszcza Węgrów – brązowoskórymi muzułmanami. Ruchy te postrzegają migrantów nie tylko jako ciężar ekonomiczny czy nawet zagrożenie terrorystyczne, ale raczej jako egzystencjalne wyzwanie dla samego narodu.

Samego Orbana Appelbaum próbuje przedstawiać jako antysemitę, ponieważ jest on przeciwny interesom Sorosa na Węgrzech, który jest żydem. Pomija ona całkowicie fakt, że premier Węgier przez okres dwudziestu lat jest zaprzyjaźniony się z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu. Orban zapewnia ponadto wiarygodne weto w stosunku do antyizraelskich rezolucji w ramach Wspólnoty Europejskiej, a także jest pierwszym europejskim przywódcą, który utworzył biuro rządowe w Jerozolimie.

Appelbaum przeszkadza sprzeciw takich krajów jak Wielka Brytania, Polska, i Węgry wobec masowej nielegalnej migracji forsowanej przez Unię Europejską. Wielka Brytania została zalana w sumie przez około 300 000 rumuńskich i bułgarskich imigrantów po przystąpieniu tych zubożałych krajów do Unii Europejskiej w 2014 r. Prośba Wielkiej Brytanii do KE o zwolnienie z masowej imigracji została odrzucona. Oczywiście o tym Anne Appelbaum w swojej książce nie wspomina nawet słowem.

Co więcej, Appelbaum uważa nawet, że premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson jest kryptofaszystą.

Kiedy natomiast Appelbaum pisze o kimś „nieliberalnym”, to ma na myśli kogoś, kto „chce podważyć sądy, aby dać sobie większą władzę”. Tutaj ma na myśli konkretnie partię Prawo i Sprawiedliwość, która, jak pisze sarkastycznie Goldman, „przez nikczemny sposób wygrania powszechnych wyborów odmówiła jej mężowi, Radkowi Sikorskiemu, upragnionego stanowiska ministra".

Taki tok narracji ma to zasugerować czytelnikowi, żeby wykonał przeskok myślowy od reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości do niemieckich obozów zagłady. Skąd pomysł na taką figurę „logiczną”? Jak się jednak okazuje po 1989 roku żadne mechanizmy kontroli i równowagi nie ograniczały polskiego sądownictwa. Skutkowało to tym, że sędziowie rekrutowali sędziów do wymiaru sprawiedliwości, których następnie awansowali na wyższe stanowiska w sądownictwie. Tworzyła się i rozwijała klika, państwo w państwie uzurpujące sobie stanie ponad prawem, a nawet spod tego prawa wyłączane.

Appelbaum uważa, że to było „zdrowe” i to właśnie sędziowie powinni pociągać innych sędziów do odpowiedzialności za ich występki.

Jak można było jednak zauważyć, „wybrana kasta” reagowała na przewinienia swoich członków, na przypadki korupcji, zarówno wielkie, jak i drobne bardzo powoli i nieefektywnie. Co więcej, przed rokiem 2015 nie istniała żadna procedura oskarżenia skorumpowanych sędziów, a polski Sąd Najwyższy był niewiarygodnie powolny w działaniach.

Appelbaum forsuje tezę, że obecny rząd w Polsce przekroczył dopuszczalne granice kontroli sądów i posiada nad sądami władzę większą nawet niż to jest w Stanach Zjednoczonych, a reformy szczególnie pogorszył minister Zbigniew Ziobro poprzez to, że jest jednocześnie Ministrem Sprawiedliwości i Prokuratorem Generalnym.

Appelbaum gardzi Polakami i Węgrami, którzy – można tak powiedzieć - wrócili z krawędzi reżimu komunistycznego. Przeszkadzają jej zapewne też wskaźniki dzietności, które są wyższe dzięki hojnym zachętom dla rodzin z dziećmi, a emigracja w tych krajach zaczęła się odwracać. Troska Polski i Węgier „o cywilizację zachodnią i kultury narodowe nie jest sentymentalną demagogią, ale raczej wyrazem chęci wytrwania" – jak pisze Goldman.

Podkreśla też dalej:

- Dla zmagających się narodów Europy Wschodniej Wspólnota Europejska jest hospicjum łagodzącym powolną, smutną agonię śmierci. Twierdzenie, że niewybieralni biurokraci z Brukseli są orędownikami demokracji przeciwko wybranym rządom „nieliberalnej” Polski czy Węgier, to bezczelność.

Podsumowuje także pisząc o odradzających się demokracjach w krajach narodowych:

- Mimo wszystkich swoich niepowodzeń dają nadzieję na odrodzenie narodowe. Kraje, które dziesięć lat temu znajdowały się w punkcie demograficznym, z którego nie ma powrotu, wykazują oznaki ożywienia. Nie potrzebują pani Applebaum, aby mówiła im, jak przywrócić ich reżimy.


Mariusz Paszko