Jeśli komuś się wydawało, że podpisana przez premierów Morawieckiego i Netanjahu deklaracja warszawsko-jerozolimska zakończy wojnę o prawdę historyczną, prowadzoną przeciwko Polsce od kilkudziesięciu lat, to dziś musi przełknąć kolejną żabę, serwowaną nam przez stronę żydowską. Instytut Yad Vashem w wydanym w tym tygodniu oświadczeniu stwierdza, że porozumienie „zawiera serię bardzo problematycznych stwierdzeń, które są niezgodne z obecną wiedzą historyczną obowiązującą w tej dziedzinie”, szef izraelskiego resortu edukacji i główny koalicjant premiera Izraela stwierdził wprost, że „wspólna deklaracja to hańba”, zażądał anulowania tego porozumienia, i podobno może zerwać koalicji rządową. Natomiast naczelny PR-owiec izraelski przy rządzie premiera Mazowieckiego, sierżant Jonny Daniels, doradza Polsce siedzieć cicho tej sprawie.

Po zapoznaniu się z oświadczeniami i wypowiedziami ważnych postaci strony izraelskiej można dojść do przekonania, że konflikt na tle polityki historycznej rozgorzeje na nowo. Nowelizacja Ustawy o IPN została przyjęta i podpisana przez prezydenta Dudę w trybie iście ekspresowym za cenę deklaracji, która może zostać jednostronnie zmieniona czy nawet wypowiedziana bez szczególnych konsekwencji dla Izraela. Niezwykle krytyczne stanowisko Instytutu Yad Vashem, zawierające takie stwierdzenia jak to, że poprzez „gloryfikację pomocy Żydom nastąpiła „próba pomniejszenia roli Polaków w prześladowaniach Żydów” oraz że stało się tak „nie tylko wbrew prawdzie historycznej, lecz również wbrew pamięci o heroizmie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”. Tym większe zdziwienie może budzić głos w podobnym tonie pochodzący z instytucji, która od dziesiątek lat bada świadectwa heroizmu Polaków w ratowaniu swoich żydowskich sąsiadów, i prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że lista Sprawiedliwych wśród Narodów Świata powinna obejmować, nie 6706 nazwisk ale ponad 100 tys. Tylko jak by to wyglądało w kontekście np. Stanów Zjednoczonych, gdzie na tej liście znajduje się 5 nazwisk, słownie pięć.

Znacznie ostrzej wypowiedział się w sprawie polsko-izraelskiego porozumienia minister edukacji Izraela i koalicjant w rządzie premiera Netanjahu, Naftali Bennett, który oświadczył, że „to hańba, która jest pełna kłamstw i szkodzi pamięci” ofiar Holocaustu. Powiedział też, że w szkołach w Izraelu dzieci nie będą się uczyć o zapisach tego dokumentu. Jest ministrem od edukacji, zatem wie co mówi. Sugeruje się również, że może on doprowadzić do rządowego kryzysu w Izraelu, jeśli zapisy czerwcowego porozumienia pozostaną w mocy. W lutym tego roku została odwołana jego oficjalna wizyta w Polsce m.in. z uwagi na wygłaszane przez niego stwierdzenia o odpowiedzialności Polaków za zamordowanie ponad 200 tys. Żydów w czasie II Wojny Światowej.

Jonny Daniels w dzisiejszym wywiadzie, udzielonym Onetowi stwierdza, że nie będzie zdziwiony, jeżeli „Netanjahu wycofa się z tej deklaracji” Dodał przy tym, że „na izraelskiej scenie politycznej trwa gra, w której Holokaust jest jednym z najważniejszych argumentów”, czyli, że są ważne, istotne powody, dla których deklaracja warszawsko-izraelska może zostać zerwana. Przy okazji pan Daniels raczył nas zapewnić, że ostre wypowiedzi polityków i instytucji żydowskich „to dopiero początek”.

Cała akcja wygląda na wypuszczanie balonów próbnych, które mają przetestować, jak na reset porozumienia, z którego tak dumny był premier Morawiecki, zareagują polskie władze i społeczeństwo. Przygotowania do korekty dokumentów i zmiany kursów ruszyły pełną parą. Stronę żydowską najbardziej razi to, że strona polska o porozumieniu i zawartych tam konkluzjach chce mówić bardzo głośno.

A Polska ma milczeć. Jeśli oświadczenie jerozolimsko-warszawskie zawiera prawdziwe twierdzenia, czego można się spodziewać z uwagi na złożone tam podpisy, a Polska nie może nagłaśniać znajdujących się tam stwierdzeń, to znaczy, że nasz kraj ma milczeć na temat prawdy historycznej. Do tworzenia, propagowania i nagłaśniania swoich, najczęściej kłamliwych narracji na temat Polski upoważnieni są jedynie polskojęzyczni pseudohistorycy pochodzenia żydowskiego, Muzeum Polin, organizujące szereg antypolskich konferencji, politycy izraelscy, swoimi wypowiedziami obrażający zdrowy rozsądek, naczelny rabin Polski i oczywiście Szewach Weiss. Tak, właśnie Szewach Weiss i Jonny Daniels mogą mówić w Polsce i o Polsce wszystko, co im tylko ślina na język przyniesie, bo to są nasi wielcy przyjaciele.

Podobnie jak przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, prezydent Francji Chirac, uprzedzał, że Polska „zmarnowała okazję, żeby siedzieć cicho”, tak dziś naczelny PR-owiec izraelski przy rządzie premiera Morawieckiego sugeruje, że to idealny moment na to, żeby Polacy morda w kubeł i nie dyskutować.

Ośmiomilionowy Izrael, znajdujący się w permanentnym kryzysie od momentu utworzenia w 1948 roku próbuje Polskę dyscyplinować ale też próbuje ją zdominować i robi to chcąc osiągnąć bardzo precyzyjnie określone cele. Te cele państwa Izrael i diaspory żydowskiej dla polskiego rządu i polskiego prezydenta, działających przecież w imieniu i na rzecz Rzeczpospolitej Polskiej, powinny być jasne i klarowne, skoro jasne i klarowne są dla zwykłego publicysty. Jednak wiadome wszystkim, oficjalne działania polskich władz zdają się potwierdzać tezę, że postanowiły one udawać, że nie wiedzą o jakie stawki prowadzona jest wobec naszego kraju gra.

„A mówiłaś, że to okazja” z rezygnacją stwierdza jeden z bohaterów filmu Vinci, który za falsyfikat Damy z Łasiczką zapłacił szesnaście miliony Euro. „A teraz ani Da Vinci, ani w kosmos nie polecę.” Tak najprawdopodobniej skończy się awantura z nowelizacją ustawy o IPN, uchwaloną i podpisaną drogą elektroniczną przez polskiego prezydenta: ani ochrony prawnej dobrego imienia Polski, ani Nobla dla prezesa Kaczyńskiego i podniosłych zapisów w podręcznikach historii, o wiekopomnym porozumieniu warszawsko-izraelskim. Oddaliśmy ustawę za oświadczenie, z którego zapisów strona izraelska może się jednostronnie w części wycofać lub anulować je w całości. Bez szczególnych dla siebie konsekwencji. I albo za ten stan rzeczy zwalą winę na Polskę, albo uczynią to z ważnych, obiektywnych powodów wewnętrznych i dla dobra utrzymania sojuszniczych relacji wzajemnych. Sorry, panowie, taki mamy w Izraelu klimat.


Paweł Cybula