21-letnia Sarah P. dowiedziała się, że jej biologicznym rodzicem nie jest mężczyzna ją wychowujący. Rozpoczęła poszukiwanie informacji o ojcu w placówce, w której matka poddała się sztucznemu zapłodnieniu. Wyższy Sąd Krajowy w Hamm orzekł, że Sarah ma prawo do tak istotnej informacji” – podaje Rzeczpospolita”.

 

To bardzo ważna informacja, nie tylko dla przeciwników wszelkiej mechanicystycznej i nihilistycznej procedury reprodukcyjnej jaką jest In vitro, ale sygnał, że dawcy spermy będą wreszcie zmuszeni do odpowiedzialnego postępowania.

 

W Polsce ze względu na brak regulacji prawnych odnośnie In vitro, można „uruchomić postępowania o ustalenia ojcostwa połączone z żądaniem alimentów na rzecz dziecka”.

 

„Ustalenie ojcostwa jest kluczowe, tymczasem jedyny polski przepis wspominający o tych sprawach – art. 68 kodeksu rodzinnego – mówi tylko, że zaprzeczenie ojcostwa nie jest dopuszczalne, jeśli mąż matki dziecka wyraził zgodę na poczęcie dziecka dzięki zabiegowi medycznemu. – Ale  mąż może nie wiedzieć o zabiegu, mogła się mu poddać też kobieta niebędąca w związku małżeńskim, wreszcie samo dziecko może żądać ustalenia ojcostwa (biologicznego) i może przy tym korzystać z pomocy prokuratora przy poszukiwaniu informacji o dawcy nasienia (w banku spermy) – wskazuje dr Witold Kabański, adwokat z Warszawy”.

 

W tym całym moralnie niegodnym procederze (In vitro, bank spermy) wreszcie zaczyna się doszukiwać pewnych naturalnych przyczyn, m.in. uznania prawa dziecka poczętego metodą nienaturalną do informacji o rodzicach, co jest jej podstawowym prawem człowieka. Oczywiście powstanie za niedługo wiele dyrektyw środowisk In vitro o tym, by nie umoralniać pewnych utylitarnych metod, które nie służą do wywoływania problemów psychicznych (większość dzieci poczętych metodą In vitro, nie znających jednego z rodziców mają poważne problemy tej natury). Ale ważne jest to, że prawda na temat sztucznego zapłodnienia zaczyna powoli docierać do opinii publicznej.

 

Sebastian/Rzeczpospolita