Dominika Wielowieyska, dziennikarka Gazety Wyborczej, jako postępowa katoliczka popełniła artykuł, w którym apeluje o nawrócenie do biskupów i wiernych w sprawie tęczy. Bo ta, w jej ocenie, nie kłóci się z wiarą. Pani redaktor słusznie na początku twierdzi, że w Biblii jest wiele sprzeczności czy niemądrych stwierdzeń i katolicy sami uznawali wiele razy, że nie należy wszystkiego brać dosłownie. Później jednak w związku z tym stawia tezę, że Kościół powinien uznać związki homoseksualne, bo jakie rzeczywiste zło miałoby tkwić w tym, że dwóch mężczyzn lub dwie kobiety kochają się, uprawiają seks i tworzą związek. A na koniec dodaje, że adopcja dzieci przez takie pary też byłaby OK, bo na pewno dla dzieci lepszy jest pełen miłości dom niż dom dziecka. I orientacja seksualna nie ma tu znaczenia. I pani Redaktor pointuje, że Jezus, gdyby obecnie żył, nauczałby zapewne tak, jak ona sama myśli w tej sprawie.  

Trzeba powiedzieć, że pani Dominika ma odwagę, a może nawet tupet, aby wbrew nauczaniu Kościoła interpretować, co powiedziałby Pan Jezus o dzisiejszych czasach. Faktem jest, że Kościół też interpretuje nauczanie Jezusa w związku z nowymi okolicznościami w historii, niemniej pewne rzeczy są w nim niezmienne (ani jedna kropka, ani jedna jota nie zmieni się w Prawie...).  Po prostu przyjmuje pewną fundamentalną ciągłość Objawienia, które otrzymał od Boga Izrael na przestrzeni swoich dziejów, a które Jezus przyszedł wypełnić, a nie je zmienić.

Jezus bronił człowieka, ale grzech potępiał. I tak wygląda Jego nauczanie odnośnie kwestii homoseksualizmu. Jezus, jako Syn Izraela, wpisywał się w historię tego ludu, który jako jedyny w historii starożytnej radykalnie odrzucił homoseksualizm jako grzeszny, a przez wieki uwznioślił monogamiczne małżeństwo między kobietą a mężczyzną, czyniąc je nawet, ba!,  znakiem trwałej miłości Boga do ludzkości. Dlatego Jezus bronił jawnogrzesznicy przed kamieniowaniem (podobnie broniłby homoseksualisty), ale mówił jej potem, aby już więcej nie grzeszyła. Twierdził też, że na początku Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, aby stali się małżeństwem i nie zalecał rozwodów, choć faryzeusze byli tym mocno zawiedzeni, bo poprawił Mojżesza. Ponadto w miastach gdzie Go nie słuchano, Jezus prorokował, że będzie im gorzej w dzień sądu niż Sodomie (wiadomo co i za co ją spotkało).

Jezus raczej stawiał wymagania, niż obniżał poprzeczkę, i nie przytakiwał widzi mi się i popędom swoich słuchaczy, bo twierdził, iż  wąska jest ścieżka, która prowadzi do życia i niewielu jest takich, którzy ją znajdują, szeroka zaś jest droga, która prowadzi do zatracenia. Dlatego interpretując dzisiaj nauczania Jezusa, i rozważając co by powiedział o naszych czasach, warto zachować trochę pokory. Na pewno Jezus znał i zna problemy tych, którzy zmagają się ze swoją tożsamością seksualną i do nich kieruje słowa, aby wzięli swój krzyż na każdy dzień. Do nich też można odnieść Jego słowa, że bywają tacy bezżenni, którzy dla Królestwa Niebieskiego uczynili się takimi, mimo, że urodzenie czy ludzie mogli się przyczynić do zaburzenia ich orientacji. Ukierunkowanie uczuć i chęć uprawiania seksu to jednak za mało, żeby Jezus zrobił tu wyjątek. Podobnie jak i w wielu innych casusach. Tak można by przecież usprawiedliwić odejście męża i ojca do kochanki, kazirodztwa, związki swingerskie,  czy choćby wielożeństwo obecne przecież wśród muzułmanów.

Pani Dominika prezentuję teologię postępową, która widzi w Panu Jezusie dobrotliwego psychoterapeutę, przytakującego naszym niewłaściwym wyborom moralnym, a nie dawcę ostatecznej Prawdy, który w imieniu kochającego Ojca mówi: to czyń, a będziesz żył. Oczywiście, człowiek jest wolny i może mieć postawę młodszego syna względem Boga,  który mówi: daj mi co moje i spadaj.  Biorę moją inteligencję, zmysłowość, istnienie i robię z nimi co mi się podoba, a ty mi pobłogosław na mój wybór. Nie zapominajmy jednak, że Pan Jezus jawiący się w Ewangeliach jako miłosierny jest w Apokalipsie przedstawiony jako Sędzia, który będzie sądził fałszywych proroków, jak również tych, których Stary Testament nazywał psami czy wróżbitów, rozpustników, zabójców, bałwochwalców i każdego kto kocha kłamstwo i nim żyje.

Popieranie obecnie publicznie tęczowej idei już dzisiaj prowadzi w Stanach i na Zachodzie do lawinowego wzrostu zaburzeń tożsamości seksualnej wśród dzieci i młodzieży i ich dramatów z tym związanych. A Biblia przecież niezmienne broni życia dzieci, Ewangelia zaś ostro ostrzega przed gorszeniem maluczkich. Czy pani redaktor Wielowiejska o tym nie wie? Czy jest tak naiwna, że nie łączy faktów?  Czy jednak świadomie i bez względu na konsekwencje popiera postęp, który uderza w naszą cywilizację z takim wysiłkiem uformowaną? A co do tego, że w Grecji tęcza nikomu nie przeszkadzała, to po pierwsze nie prawda (vide Plutarch), a po drugie, tak jak pisał Chesterton, pogaństwo było największą rzeczą na świecie zanim przyszło chrześcijaństwo, które było jeszcze większe. Wszystko po nim jest już tylko mniejsze.

Dariusz Kwiecień