Fronda.pl: Co Pan sądzi o ostatnich napięciach na linii USA – Korea Północna?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, że w tych relacjach koreańsko-amerykańskich chodzi tak naprawdę o rywalizację amerykańsko-chińską. Chiny prowadzą bardzo ekspansywną politykę, głównie ekonomiczną. Za chińską gospodarką idzie duży potencjał wojskowy. Mam tu na myśli szczególnie obszar Morza Południowochińskiego. Przy czym trzeba zwrócić uwagę na jedną rzecz. Otóż Chiny mają świadomość, że Amerykanie będą robili wszystko, by nie dać się wypchnąć ze stref, w których do tej pory dominowali. To chyba jednak kwestia przyszłości, w której Chiny będą robiły wszystko, by ekonomicznie i politycznie te tereny opanować. Korea Północna zawsze była wspierana przez Chińczyków i funkcjonowanie tego kraju Koreańczycy mogą zawdzięczać tylko Chinom. Kością niezgody dla Amerykanów w Azji jest Korea Północna. Chińczycy natomiast grają Koreą.

W jaki sposób?

Moim zdaniem Chińczycy wykorzystują Koreę Północną jako element nacisków na Stany Zjednoczone, tak żeby Amerykanie skupili się na współpracy z Chinami, a nie na rywalizacji. To może mieć spore konsekwencje na przyszłość wpływów Amerykanów w tej strefie świata. Być może ceną jest spokój z Koreą Północną, bo przywódcy Chin mogą wywrzeć wpływ na dyktatora z Fenianu, by ten się uspokoił i zaczął zachowywać normalnie. Chiny to jedyne państwo, które może doprowadzić do uspokojenia w tym rejonie świata i Korea Północna Chińczyków posłucha. Amerykanie muszą w to uwierzyć, bo jeśli w to nie uwierzą, to rzeczywiście może dojść do jakiegoś konfliktu.

Wierzy Pan w taki konflikt?

Nie. Za sznurki w Korei Północnej pociągają Chińczycy. W grze przeciw Amerykanom Fenian jest po prostu wykorzystywany przez Pekin.

Wiceprezydent USA Mike Pence mówił ostatnio, że era cierpliwości wobec Korei Północnej minęła. Jak Pan ocenia tę wypowiedź?

Korea zagraża swoim potencjałem militarnym na tyle, by naruszyć równowagę w regionie, bo przecież nie wywoła wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Moim zdaniem Amerykanie mają rację, że próbują wymusić uległość Korei. Tu jednak, jak wspominałem, główną rolę odgrywają Chiny. Każdy komunikat wobec Fenianu jest de facto informacją dla Chin, że Stany Zjednoczone takiego stanu rzeczy tolerować nie będą.

Z kolei koreański szef MSZ zapowiada, że testy rakietowe będą nadal przeprowadzane. Jak traktować takie zapowiedzi?

Koreańczycy zawsze postępowali w ten sposób i będą tak postępować nadal. Niezależnie od tego, że w tej chwili nic nie zrobią przeciw Amerykanom, bo Chińczycy im na to nie pozwolą, to cały czas będą podgrzewali atmosferę. To podgrzewanie atmosfery jest w interesie Chin, po to, by Amerykanie mieli świadomość, że to Chińczycy są w tym regionie głównym graczem.

Czy tak duża koncentracja Amerykanów na Azji nie sprawi, że nie starczy im sił i środków dla zaangażowania w Europie?

Konfliktu zbrojnego wywołanego przez Koreę Północną nie będzie, natomiast uwaga Amerykanów i tak skupia się na Azji od co najmniej kilku lat, bo widzą, że są z niej wypierani przez Chińczyków. Nikt nie wypycha Amerykanów z Europy, czują się tu jak u siebie, a nie widzą też zagrożenia dla Europy ze strony Rosji. Widzą za to, że zagrażają ich interesom w Azji Chińczycy. Stąd dla nich sojusznikiem w tych interesach będzie Rosja. Moim zdaniem niedługo będą chcieli się dogadać właśnie z Rosją.

Podsumowując, wojny amerykańsko-koreańskiej nie mamy się co spodziewać?

Moim zdaniem taka wojna nie wybuchnie, gdyż byłaby ona powodem zniszczenia tego kraju i nigdy już Korea Północna nie odrodziłaby się taka jaka jest w tej chwili. Przywódcy Korei mają tego świadomość, a poza tym jak wspomniałem, są elementem w rękach Chin w ich rozgrywce o wpływy w Azji.

Dziękuję za rozmowę.