Single – to określenie wdarło się do języka i stało się na tyle powszechne, że samo zjawisko zaakceptowaliśmy chyba zbyt łatwo. Czy „singlowanie” nie powinno wejść do rachunku sumienia?

Na początek rozróżnijmy jednak: wśród dorosłych singli wielu jest takich, którzy naprawdę chcą z kimś być, chcą kochać, być kochanymi, wziąć ślub i stworzyć dobrą rodzinę. Marzą o tym, ale z różnych powodów się nie udaje. Tak bywa i nie ma co do tego wątpliwości.

Sporą jednak część singli stanowią tacy, którzy uczynili z „singlowania” styl życia. Tutaj również możemy rozróżnić: jedni po prostu bawią się swoją „wolnością”: wolą luźne, niezobowiązujące związki, nie myślą o ślubie; to amatorzy tzw. „korzystania z życia”. Ci oczekują na moment życiowej autorefleksji. Drudzy zaś – i na nich warto zwrócić szczególną uwagę – mimo iż są blisko Kościoła (może nawet należą do wspólnot i wyznają chrześcijańskie wartości) to wciąż pozostają niezamężni, nieżonaci. W czym problem?

Grzech zaniedbania popełnić można zarówno wówczas, gdy zaniedbujemy sprawy, jakie do nas należały, a tego nie zrobiliśmy, ale też – gdy nie podejmujemy rozwijania siebie i swoich relacji z ludźmi. Chodzi przede wszystkim o odpowiedzialność. Kiedy bowiem jestem pewien, że to właśnie małżeństwo jest moim powołaniem i przed samym sobą przyznaję się do tego pragnienia, a nie podejmuję żadnych kroków w tym kierunku, to czy nie jest to zaniedbanie? Współmałżonek nie wyskoczy nam z kapelusza ani nie wyczarujemy go z kociołka.

By zapobiec marnowaniu czasu, biernemu przyglądaniu się innym bądź wmawianiu sobie, że to może jeszcze poczekać – radzimy zadbać o poziom realności w świecie i przejść do działania. Jedną z pomocy w odkrywaniu tego, w jaki sposób budować dobre związki na poziomie emocjonalnym jest idea pięciu języków miłości, którą opisał w ciekawy sposób jej twórca, Gary Chapman w książce „Pięć języków miłości dla singli”.

Co takiego pisze Chapman? Samodoskonalenie się i praca nad sobą w pojedynkę – nie wystarczą; można całe życie jeździć na rekolekcje, słuchać mądrych rad i mimo tego nie podjąć najważniejszych kroków. Największe szczęście w życiu znajdziemy w dobrych relacjach, a najgłębsze rany – zawsze są wynikiem relacji złych. Nigdy nie jest jednak za późno, by podjąć ten wysiłek miłości, znaleźć swój ojczysty język jakim wyrażam to uczucie i nauczyć się tak posługiwać wszystkimi jego odmianami, by nie tylko wziąć odpowiedzialność za siebie, ale i za tego drugiego, na którym mi zależy!

Idea pięciu języków miłości, opisana w książce Gary’ego Chapmana, nie dotyczy zresztą tylko singli: dzięki nauce wyrażania uczuć poprzez podarunki, dobry dotyk czy drobne przysługi – możemy także poprawić kiepskie relacje z rodzicami czy rodzeństwem, ze współlokatorami, a nawet – kolegami z pracy. Nauka może trochę potrwać i kosztować nas obnażenie naszych słabych punktów. Ale czy zaniedbanie ważnych relacji kogokolwiek uszczęśliwiło? 

„Singlowanie” - choć może wydawać się pociągające - tak naprawdę jest nudniejsze od małżeństwa. Wystarczy zapytać, przeczytać, a najlepiej – osobiście sprawdzić.

Autor korzystał z książki Gary’ego Chapmana „Pięć języków miłości dla singli”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit.

LDD/Esprit/Fronda