Fronda.pl: Czy sygnały płynące do nas z USA, np. to, że Rex Tillerson, człowiek, który otrzymał od Putina medal przyjaźni będzie sekretarzem stanu, są dla nas w jakiś sposób groźne?

Prof. Romuald Szeremietiew: Trudno odpowiedzieć na to pytanie, dlatego, że to co będzie się działo w polityce międzynarodowej za sprawą Stanów Zjednoczonych jest ciągle niejasne. Wiemy tyle, że nie będzie tak jak było do tej pory. Od dłuższego czasu pojawiały się jednak zasadnicze - z naszego punktu widzenia - pytania dotyczące nie tylko Donalda Trumpa, ale i jego poprzedników. Mianowicie, w którym momencie Stany Zjednoczone mogą dojść do wniosku, zwłaszcza w razie konfrontacji z Chinami, że trzeba będzie sięgnąć po pomoc takiego kraju jak Rosja. Wiadomo, że Rosja jeśli podejmuje się jakiejś współpracy z Zachodem, to nie robi tego za darmo, stara się coś uzyskać dla siebie. Podejrzewa się zasadnie, czy nie, że celem polityki rosyjskiej jest odbudowa dawnej strefy wpływów, a to oznaczałoby, że w zainteresowaniu Rosji znajduje się też Polska. Pojawia się wątpliwość, czy Stany Zjednoczone będą utrzymywać pozycję gwaranta obecnego ładu międzynarodowego, czy może pod rządami prezydenta Trumpa zechcą tą odpowiedzialnością podzielić się np. z Federacją Rosyjską? Obawa po polskiej stronie jest uzasadniona.

Gdyby USA uprawiały jakiś rodzaj polityki izolacjonizmu – nasze wydatki na armię są wystarczające? Na ile stać nas żeby zbroić się bardziej?

W razie konfliktu Polski z mocarstwem każda wielkość jej wydatków na wojsko będzie niewystarczająca. II RP wydawała 35 proc. budżetu państwa na siły zbrojne. Polska była, jeśli idzie o nakłady na obronność, na pierwszym miejscu w statystykach Ligi Narodów. Jednocześnie ten wielki wysiłek stanowił jedynie 5 proc. tego co hitlerowska III Rzesza przeznaczała na zbrojenia. Wielkość wydatków na obronę, biorąc pod uwagę wyzwania jakie Polskę czekają, będzie zawsze niedostateczna skoro nie jesteśmy mocarstwem. Kluczową kwestią nie jest jednak ilość wydawanych pieniędzy, ale na co je wydajemy. A o tym powinna przesądzać strategia obrony kraju w której powinien być zawarty sposób zagwarantowania bezpieczeństwa w obliczu materialnej przewagi agresora. Ciągle postuluję, aby zbudować system obrony, który wytworzy takie wrażenie po stronie ewentualnego agresora, że będziemy krajem bardzo trudnym do zdobycia. Wtedy on nie odważy się na atak. Tak przygotowywała się do obrony Szwajcaria w czasie II wojny światowej i tak postępowała Szwecja w latach „zimnej wojny” Zachodu z blokiem sowieckim. Szwecja stworzyła własny przemysł obronny dostarczający armii nowoczesne uzbrojenie i rozbudowała siły obrony terytorialnej, które stawiłyby powszechny opór w razie najazdu. Podkreślmy - to nie kwestia wielkości nakładów na wojsko, ale znalezienia sposobu na obronę kraju w warunkach braku własnej przewagi materialnej nad agresorem jest najważniejsza.

Wspomniał Pan o okresie międzywojennym. Stawialiśmy wówczas na sojusze, które niestety nas zawiodły. Czy mamy prawo się bać, że obecnie może być podobnie?

Strach jest złym doradcą. Nie należy rozważać kwestii bezpieczeństwa narodowego z takiej perspektywy. Trzeba natomiast realistycznie oceniać położenie i wyciągać wnioski z przeszłości. Rzeczywiście w okresie międzywojennym sojusze nas zawiodły, chociaż będąc w koalicji z Anglią i Francją mieliśmy ogromną przewagę nad III Rzeszą i to Niemcy, a nie Polska, powinny były przegrać we wrześniu 1939 r. Obecnie znowu liczymy na sojusz i jesteśmy przekonywani, że tym razem sojusznicy Polski nie zawiodą. Czy tak rzeczywiście będzie przekonamy się dopiero wtedy, kiedy zajdzie potrzeba, aby sojusz zadziałał. Co będzie jeśli znowu nie zadziała? Oczywiście można liczyć na sojusznicze wsparcie, ale trzeba przygotowywać się do obrony także w sytuacji, gdy wsparcia nie będzie. Teoretyk sztuki wonnej gen. Clausewitz, wymieniając pięć środków, które ma państwo do obrony, na końcu wykazał pomoc sojuszników. Tymczasem, w koncepcji obrony przyjętej w naszym kraju, sojusznicy są na pierwszym miejscu, a wszystko inne na dalszym planie. Przy tym, co najmniej połowa środków niezbędnych dla obrony kraju, które zalecał Clausewitz, nie znajduje się w naszych przygotowaniach obronnych. Zabiegając o sojusz i umacniając go, trzeba pamiętać, że pomoc sojusznicza będzie tym pewniejsza, im bardziej sami będziemy zdolni do obrony naszych granic.

Dziękujemy za rozmowę.