W Lanciano w 700 roku, w Sienie w 1730, a w Buenos Aires w 1996 roku Hostia zamieniła się w kawałek mięśnia sercowego. A tych cudów było o wiele więcej… W namacalny sposób Bóg daje odczuć poprzez nią Swoją obecność nie tylko dotykając wierzących i praktykujących, ale także powalając z nóg liberałów i ateistów…

Powalające Światło

Paryż. Dwudziestoletni chłopak wchodzi do kaplicy z Najświętszym Sakramentem. Powód był błahy – chciał poszukać kolegi. Żadnych innych motywacji. To, co potem się wydarzyło, brzmi jak z filmów since fiction, a jednak jest rzetelną relacją późniejszego znanego dziennikarza i pisarza chrześcijańskiego, który, aby jego przekaz był wiarygodny postanowił poczekać z odsłonięciem swojego doświadczenia kilkanaście lat. W pisanych przez siebie książkach chciał opisać to doświadczenie ciągle obijając się o nieporadność ludzkiego języka. – „Otwierając żelazne drzwi klasztoru byłem ateistą […]Religia była starą chimerą, a chrześcijaństwo gatunkiem opóźnionym na drodze historycznej ewolucji…” – rozpoczyna relację ze swego nawrócenia  Frossard w książce „Bóg i ludzkie pytania”. Przekroczył próg i powaliła go światłość. – „Coś w rodzaju słońca promieniowało wewnątrz kaplicy. Nie wiedziałem, że to był  Najświętszy Sakrament”. Co ciekawego – Boga nie szukał, uczył się w liberalnej szkole, nie przeżywał wewnętrznych rozterek. Po prostu wszedł do kaplicy bez żadnych oczekiwań czy ciekawości, a gdy wychodził był już nie tylko wierzącym, ale stu procentowym katolikiem: „Jeszcze dzisiaj widzę tego dwudziestoletniego chłopca, którym wtedy byłem. Nie zapomniałem jego osłupienia, kiedy nagle wyłonił się przed nim z głębi tej kaplicy świat, inny świat – o blasku nie do zniesienia, o szalonej spoistości, którego światło objawiało i jednocześnie zakrywało obecność Boga, tego samego Boga, o którym jeszcze przed chwilą przysięgałbym, że istnieje tylko w ludzkiej wyobraźni […] To było światło duchowe, tzn. światło pouczające – jakby żar prawdy. Odmieniło ono definitywnie porządek rzeczy. Od chwili, kiedy je ujrzałem mógłbym powiedzieć, że dla mnie tylko Bóg istnieje, a wszystko inne jest tylko hipotezą”.

Po nawróceniu całe godziny spędzał na modlitwie, szukał drogi, którą chce prowadzić go Bóg. W końcu został światowej sławy pisarzem i dziennikarzem, który swoje doświadczenie opisywał w licznych książkach: „Bóg istnieje. Spotkałem Go”, „Istnieje inny świat”, „Bóg i ludzkie pytania”.

Uzdrawiająca miłość

Pascal opisał spotkanie z Bogiem Żywym, jako doświadczenie ognia, pewności… I świadectwa wielu osób pokazują, że ten żar ukryty w Eucharystii nie tylko  objawia Jego obecność, ale wypala… ból, nędze, brak miłości…

Kilkanaście lat zażywania narkotyków. Wyniszczony organizm, wszy we włosach, zropiałe strupy na nogach. – Wtedy uświadomiłem sobie, ze jeszcze kilka razy „przywalę” sobie w żyły i zdechnę jak pies na ulicy – opowiada Andrzej, współzałożyciel chrześcijańskiej wspólnoty „Pójdź za mną”. Życie pozbawiło go złudzeń – zaczęło się od „zioła”, potem kumple namówili go na heroinę, a zakończyło poważnym uzależnieniem. Imprezy, zespól punkowy… i jakoś wszystko szło do „przodu” – prosto w otchłań. W opłakanym stanie spotkała go koleżanka na ulicy; użyczyła mu dachu nad głową i zaprosiła na rekolekcje. Dostał ultimatum – pomodlą się nad nim, a on dostanie kasę na wyjazd. Przystał na warunki. Cały Kościół modlił się, a on tak klęczał i  patrzył na ten biały opłatek, w którym ludzie modlący się za nim widzieli Boga. Wiedział tylko, że całe jego życie to bagno, które go wciąga. Trawił go głód narkotyczny i marzył tylko, aby znowu „przygrzać”. – W czasie tej modlitwy stało się coś niezwykłego – zaczęły przechodzić mnie dreszcze, niesamowite gorąco, które przeszywało całe moje ciało. I minął głód narkotyczny. Przeszedł ból wątroby i stawów, przestałem się pocić – wspomina. Nie wiedział, co się z nim dzieje. To, że Bóg go dotknął, Bóg, który mieszkał w tym niepozornym kawałku opłatka, dowiedział się później zgłębiając świadectwa spisane przez o. Tardifa. Gdy zrozumiał, co się stało, zapłakał… Płakał nad niesamowitą tajemnicą Miłości, która dotknęła właśnie jego, który gardził nią całe życie.

O doświadczeniu ogromu miłości w czasie modlitwy przed Najświętszym Sakramentem opowiedział mi także Przemek. Jego ojciec był mocno uzależniony od alkoholu. Wracając do domu, przewracał się albo awanturował. Raz Przemek był świadkiem jak mocno popchnął jego matkę, tak  że przewróciła się. Była akurat w ciąży, o mało co nie poroniła. – To wszystko spowodowało, że już w wieku kilkunastu lat byłem mocno uzależniony od narkotyków i miałem w sobie taką nienawiść, że osoby, które widziały mnie na ulicy, przechodziły na drugą stronę. Nigdy nie rozmawiałem z ojcem; był on dla mnie jakby obcą osobą, z którą nie miałem żadnych relacji – opowiada. Do tego problemu doszła jeszcze oschłość od strony matki. Była zmęczona tą sytuacją, nie miała czasu, aby zajmować się dziećmi. Ciążyła jej codzienność. – W sumie nie miałem ani ojca ani matki – wyznaje. Trafił do ośrodka dla uzależnionych. Tam zaczął odsłaniać się przed nim inny świat. Zaczął przystępować do sakramentu pokuty, pomalutku zbliżać się do Boga… Jednak wciąż w jego sercu była doskwierająca pustka braku miłości i to powodowało, że nie potrafił wejść w głębszą relację z żadną kobietą. – Pojechałem ze wspólnotą na rekolekcje. Tam było czuwanie połączone z adoracją. W pewnym momencie podszedł do mnie ksiądz z Najświętszym Sakramentem. Cały świat odszedł gdzieś w cień, czas się zatrzymał. Przez moje ciało przeszła jakby błyskawica, poczułem takie cudowne ciepło jakby całe moje życie ktoś przytulał. Już nie czułem się sierotą. Wszystkie zranienia, które były spowodowane brakiem miłości, zniknęły. Poczułem jak to jest, gdy trzyma cię ktoś na kolanach, gdy cię przytula, głaszcze, całuje… Miałem poczucie bezpieczeństwa, absolutnej miłości i bezwarunkowej akceptacji.

Dzisiaj ma szczęśliwą rodzinę, jest uzdrowiony z braku miłości, po spotkał… Miłość – zalewającą i zdumiewającą swoją hojnością.

Andre Frossard, Andrzej, Przemek… i wielu innych. „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów” – podpowiada św. Teresa z Lisieux. 

Natalia Podosek