Wśród bohaterów filmu Cristiada (tytuł ang. „For Greater Glory: The True Story of Cristiada”) w reżyserii Deana Wrighta uwagę zwraca postać 14-letniego cristero, jednego z głównych bohaterów opowieści. W jego rolę wcielił się nastoletni aktor meksykański Mauricio Kuri. Grany przezeń bohater zgłasza się na ochotnika do armii gen. Enrique Gorostietty Velarda. Podczas jednej z potyczek zostaje schwytany przez żołnierzy federalnych. Jest torturowany przez policyjnego oprawcę. Wreszcie ginie w publicznej egzekucji. Jego ostatnie słowa to okrzyk: „He viva Cristo Rey!”.

Pierwowzorem filmowego bohatera jest bł. José Luis Sánchez del Río. Młody bojownik za wolność wiary i Kościoła został wyniesiony na ołtarze wraz z dwunastoma innymi męczennikami prześladowań meksykańskich przez Benedykta XVI 20 listopada 2005 r. w meksykańskiej Guadalajarze. Mszy beatyfikacyjnej przewodniczył legat papieski José Saraiva Martins.

Nie był to oczywiście pierwszy beatyfikowany męczennik tego okresu. Na ołtarze wyniesionych zostało w sumie czterdzieści ofiar prześladowań reżimu rewolucyjnego w Meksyku z lat 1915-1937, przy czym ogromna większość z nich została zamordowana w okresie tzw. pierwszej cristiady, tj. w latach 1926-1928. W 1988 r. beatyfikowany został o. Miguel Pro SJ. W 1992 r. Jan Paweł II beatyfikował męczenników cristiady – bł. Krzysztofa Magallanesa Jarę i dwudziestu czterech towarzyszy. Osiem lat później, w 2002 r., zostali oni wszyscy kanonizowani przez tego samego papieża. W 1997 r. Paweł SkibińskiFoto: materiały prasowe do filmu Cristiada.

Do grona błogosławionych dołączyła jeszcze jedna ofiara administracji antyklerykalnego prezydenta Plutarco Eliasa Callesa.

 

NIE BYŁ W STANIE UNIEŚĆ KARABINU

 

Film Wrighta bardzo realistycznie i bez niedomówień oddaje prześladowania Kościoła. Widzimy zabójstwa księży, profanacje kościołów, zbiorowe egzekucje dokonywane przez siły rządowe. Jednak bodaj największe wrażenie na widzach robi dramatyczna scena męczeństwa nastoletniego bł. José Luisa Sáncheza del Río... Kim był nastoletni cristero?

Urodził się 28 marca 1913 r. w niewielkim mieście Sahuayo w meksykańskim stanie Michoacan, położonym na zachodzie kraju. Był synem Macario Sáncheza Sáncheza i jego żony Marii del Río, trzecim z czworga dzieci tego małżeństwa. Była to uboga, choć bardzo pobożna rodzina. Tam został ochrzczony i przyjął Pierwszą Komunię Św. oraz bierzmowanie, zgodnie z ówczesnym zwyczajem w krajach Ameryki Łacińskiej. W tym samym mieście uczęszczał do szkoły i wstąpił w szeregi ACJM (Asociación Católica de la Juventud Mexicana – ACJM), organizacji młodzieży katolickiej założonej w roku przyjścia na świat przyszłego błogosławionego. Hasło tej organizacji to: Pobożność, Nauka i Działanie, a zawołanie: Por Dios y por la Patria – Za Boga i za Ojczyznę.

W czasie prześladowań religijnych wszczętych przez prezydenta Plutaco Eliasa Callesa w okresie pierwszej cristiady ponad ośmiuset członków tej organizacji zostało zamordowanych przez władze. Po wybuchu wojny domowej w 1926 r. starsi bracia José Luisa – Macario i Miguel – przyłączyli się do oddziałów katolickich. 13-letniemu wówczas José Luisowi matka zabroniła wstąpienia do partyzantki. Odmówił mu także generał cristeros Prudencio Mendoza, którego chłopiec prosił o zgodę na przyłączenie się do oddziału.

José Luis był jednak uparty. Odbył m.in. pielgrzymkę na grób jednej z ofiar prześladowań rządowych, lidera ACJM bł. Anacleta Gonzaleza, który także został przedstawiony w filmie Wrighta. Zdaniem chłopca, walka w oddziale partyzanckim była najlepszą okazją, by oddać życie za Chrystusa i pójść do Nieba. W końcu matka uległa namowom syna, gdy usłyszała od niego: „Nigdy nie było łatwiej dostać się do nieba niż teraz! Nie mogę stracić takiej okazji”. Ostatecznie do swojej decyzji udało mu się także przekonać gen. Mendozę. José Luis Sánchez del Río przyłączył się więc do jego oddziału. Przez pierwsze siedem miesięcy pobytu w oddziale miał zakaz używania broni, wykonywał jedynie czynności pomocnicze. Towarzysze broi lubili go. José Luis znany był z pogody ducha, którą zachowywał nawet w najtrudniejszych warunkach wojny partyzanckiej. Wyróżniał się też pobożnością – prowadził w oddziale modlitwy różańcowe. Zyskał wśród cristeros przydomek Tarsicio – Tarsycjusz, na pamiątkę męczennika z czasów rzymskich, który wolał polec z rąk pogan, niż oddać im Najświętszy Sakrament. Święty Tarsycjusz był też patronem Akcji Katolickiej oraz ministrantów. Ostatecznie José Luis został przydzielony jako adiutant do gen. Luisa Guízara Morfina.

 

U PROGU MĘCZEŃSTWA

 

6 lutego 1928 r. doszło do potyczki z oddziałami rządowymi pod miejscowością Cotija. Cristeros zostali zaskoczeni przez przeważające siły rządowe. W czasie walki pod gen. Guízarem Morfinem, dowódcą oddziału, w którym znajdował się José Luis, padł koń. José Luis oddał mu swoje zwierzę, dzięki czemu generał wydostał się z pola bitwy. Miał też wówczas wypowiedzieć do generała następujące słowa: „Pan jest bardziej potrzebny sprawie niż ja”. Chłopiec ostrzeliwał się przed żołnierzami aż do ostatniego naboju, ale w końcu został przez nich pojmany.

Doprowadzony przed dowódcę wojsk rządowych – gen. Anacleto Guerrero – chłopiec okazał zdecydowanie i spokój. Zwrócił się do generała: „Zostałem aresztowany, ponieważ skończyły mi się naboje, ale się nie poddałem!”. Oficer zaproponował mu jako „odważnemu chłopcu” przyłączenie się do jednostek federalnych. Na tę propozycję przyszły męczennik powiedział: „Nigdy! Wolę umrzeć, niż przyłączyć się do wrogów Chrystusa Króla! Ja jestem ich przeciwnikiem! Proszę mnie rozstrzelać!”.

Początkowo José Luis przetrzymywany był w piwnicy lokalnej parafii w Cotijo. Stamtąd napisał ostatni list do matki. Pisał w nim: „Moja droga mamo, zostałem wzięty do niewoli w dzisiejszej potyczce. Myślę, że teraz idę na śmierć, ale to nieważne, mamo. Poddaj się woli Boga. Umieram bardzo szczęśliwy. (...) Nie martw się tym, że umrę, bo to dopiero sprawia, że cierpię. Powiedz obu moim braciom, żeby poszli za przykładem swego najmłodszego brata. Czyń wolę Bożą, miej odwagę i pobłogosław mnie wraz z tatą. Pozdrów wszystkich po raz ostatni ode mnie i po raz ostatni przyjmij serce swego syna, który tak bardzo cię kocha i pragnąłby cię jeszcze zobaczyć przed śmiercią”.

Chłopak został przewieziony do Sahuayo, miejsca swych narodzin, i zamknięty w miejscowym kościele parafialnym w dyspozycji miejscowego deputowanego Rafaela Picazo Sáncheza. Kościół ten został zamieniony w stajnię, a prezbiterium stało się kurnikiem, w którym trzymano koguty wykorzystywane do walk. Młody człowiek oburzony zbezczeszczeniem świątyni miał wyłapać i wydusić ptaki, a konia wyprowadzić. To zachowanie jeszcze wzmogło gniew przedstawiciela antyklerykalnych władz. José Luis został zmuszony towarzyszyć egzekucji innego młodocianego cristero o imieniu Lazaro. Lazaro jednak w cudowny sposób ocalał, ponieważ oprawcy nie sprawdzili, czy żyje, i pozostawili nieprzytomnego na miejscowym cmentarzu, skąd udało mu się ostatecznie uciec.

Ojciec José Luisa podjął w tym czasie dramatyczną próbę wykupienia syna z rąk żołnierzy, ale zażądano niebotycznej na owe czasy sumy pięciu tysięcy pesos w złocie, a deputowany Picazo wprost odmówił prośbie. Ojciec zaofiarował w zamian za życie José Luisa swój dom, meble i wszystko co miał, jednak rozśmieszyło to tylko oficera wojsk federalnych. José Luis poprosił ojca, by nie płacił za jego uwolnienie ani grosza. Odmówił propozycji oprawców, by uciekał za granicę i tam wstąpił do rządowej szkoły wojskowej.

Dramat trwał kilka dni. 10 lutego 1928 r. wieczorem chłopiec został odstawiony do miejscowych koszar Mesón del Refugio. Oznajmiono mu, że czeka go śmierć. Pozwolono napisać mu do ciotki, aby przyniosła mu wiatyk. Został poddany torturom. Oprawcy zdarli mu m.in. skórę z podeszw stóp i w ten sposób chłopiec był prowadzony przez nich boso przez miasto. Próbowano skłonić go do zaparcia się wiary i apostazji. Bez skutku. Podczas tego marszu młody cristero miał wznosić okrzyki ku czci Chrystusa Króla i Najświętszej Maryi Panny z Guadalupe. Płacząc z bólu, ale jednocześnie modląc się, został zaprowadzony nad wykopany dlań grób. Miał poprosić, by mu go dokładnie wskazano, żeby oszczędzić oprawcom trudu przenoszenia ciała. Tam został powieszony i zadźgany przez żołnierzy. Konającego chłopca zdjął z drzewa jeden z oprawców, kapitan Rafael Gil Martinez („El Zamorano”). Kpiąco zapytał wówczas José Luisa, co chce, by powtórzono jego rodzicom. Ten miał odpowiedzieć: „Niech żyje Chrystus Król i Najświętsza Panienka z Guadalupe! Zobaczymy się w niebie!”. Zamorano dobił męczennika strzałem z pistoletu. Była godzina 23.30 w piątek 10 lutego 1928 r.

 

PAMIĘĆ O ZAMĘCZONYM CHŁOPCU

Ostatnia faza jego męczeństwa odbywała się publicznie – José Luis został zamordowany na oczach swych sąsiadów i matki, która szlochając, modliła się za duszę syna. Został pogrzebany wprost w ziemi, bez trumny. Kilka lat później jego ciało zostało ekshumowane i przeniesione do ekspiacyjnego kościoła Najświętszego Serca Jezusowego. Obecnie jego relikwie znajdują się w kościele św. Jakuba Apostoła w Sahuayo. José Luis Sánchez del Río jest bodaj jedynym spośród męczenników cristiady, który walczył osobiście z bronią w ręku przeciwko prześladowcom Kościoła. Historia dopisała swoisty komentarz do dziejów beatyfikowanego żołnierza Chrystusa.

Ulica w Sahuayo, na której przyszedł na świat przyszły błogosławiony i która nazywała się wówczas Tepeyac, nosi dziś imię Rafaela Picazo, deputowanego z dystryktu Jiquilpan, który odpowiadał za represje przeciwko cristeros w tym dystrykcie. Uhonorowany został więc oprawca, a nie ofiara. Tego rodzaju krzyczącą niesprawiedliwość znamy także doskonale z naszego, polskiego podwórka.Kościół oddał mu jednak ostateczną sprawiedliwość. W 2005 r. ofiara administracji prezydenta Callesa została wyniesiona na ołtarze, a dzień po beatyfikacji – 21 listopada 2005 r. – w jego rodzinnym mieście odbyła się triumfalna procesja dziękczynna za wyniesienie na ołtarze młodego męczennika, która powtórzyła ostatnią wędrówkę umęczonego przez żołnierzy nastolatka.Podczas tej uroczystości kardynał José Saraiva Martins powiedział m.in.: „Jak można sobie wytłumaczyć, że tak wielka była wiara i miłość do Jezusa w tej jeszcze tak młodej duszy? Błogosławiony Józef jest cudem łaski, jest dowodem na wielkość swego chrześcijańskiego powołania (...). Podobnie jak inni młodzi ludzie w całej historii, ten chłopiec – urodzony tutaj, ochrzczony tutaj, umęczony tutaj – wskazuje nam drogę świętości i zaprasza nas, byśmy ją przeszli, naśladując Chrystusa (...) Błogosławiony Józef powinien być przykładem dla wszystkich (...) dla dzieci i młodzieży, takiej jak José Luis Sánchez del Río, aby czuli się – jak on – powołani do szeregów Chrystusa Króla, wybrani, by żyć blisko Niego, powołani do największej miłości, przekonani, aby nadać sens swemu życiu, kochając Jezusa jak On nas umiłował”. We wspomnienie bł. José Luisa, które przypada na dzień jego śmierci – 10 lutego, w całym Meksyku Kościół modli się za wstawiennictwem dzielnego chłopca i prawdziwego cristero.

Paweł Skibiński

artykuł ukazał się pierwotnie w 67 numerze kwartalnika Fronda