Od [...] od piątku 20 stycznia AD 2017, Stany Zjednoczone Ameryki Północnej mają 45. z kolei prezydenta. Ale prezydentura Donalda Johna Trumpa nie jest wewnętrzną sprawą USA ‒ nawet jeśli on sam tak myśli.

Waszyngton nie zrezygnuje ze swojej mocarstwowej roli ‒ bo tego nie chce amerykański Kongres, ani Pentagon, ani lobby zbrojeniowe. Trump też nie powinien tego chcieć ‒ nie jest na pewno politycznym samobójcą, myśli przecież o drugiej kadencji. A przecież obiecywał, że uczyni „Amerykę znów wielką”. A USA nie mogą być znów potęgą, jeśli przestaną być globalnym mocarstwem i gospodarczą oraz militarną „siłą nr 1”.

Przeciętny Mr Smith ‒ wyborca Trumpa nie chce zapewne, aby Ameryka była frajerem, który daje się doić spryciarzom z Europy, nie chcących płacić na własne bezpieczeństwo we własnym zakresie. Ale ten sam Mr Smith chce, aby jego ojczyzna wciąż była właśnie światowym „Number One”.

 

I jeszcze jedno: każdy prezydent USA i za czasów ZSRR i obecnie na początku swojej kadencji składał rytualne zaklęcia poprawy stosunków z Moskwą. A potem i tak robił to, czego wymagał amerykański interes. Tak będzie i teraz. Miejmy nadzieję.

Ryszard Czarnecki 

Gazeta Polska Codziennie 21 I 2017