Trzęsienie ziemi w Azji 26 grudnia 2004 r. spowodowało katastrofę zaliczaną do siedmiu największych tragedii w dziejach ludzkości.

Uroczystości Bożego Narodzenia A.D. 2004 przebiegły w świecie dość spokojnie. Nic nie zakłóciło ich także w Azji Południowo-Wschodniej, dokąd udało się - jak co roku - wielu zamożnych Europejczyków. Mogli w tzw. raju godnie uczcić kolejną rocznicę narodzin Jezusa, gdyż nawet tam, pośród wielkich religii islamu, hinduizmu i buddyzmu, funkcjonują kościoły chrześcijańskie, jak choćby słynna bazylika Maryjna w Vailankanni w Indiach. Dla tysięcy turystów była to ostatnia szansa w życiu. Nazajutrz bowiem ziemia gwałtownie zatrzęsła się, a cała planeta zawirowała jak dzwon wokół swej osi. Na powierzchni 1200 km wody wzbiły się do góry, tworząc ogromną falę. Tsunami uderzyło następnie w wybrzeża państw Oceanu Indyjskiego, powodując straszliwe zniszczenia i śmierć ok. 300 tys. ludzi. Katastrofę tę zaliczono do siedmiu największych tragedii w dziejach ludzkości.
Kataklizm
Największe straty poniosła indonezyjska wyspa Sumatra, znajdująca się w epicentrum trzęsienia o sile wybuchu 8 stopni w skali Richtera, gdzie zginęło 240 tys. osób. Kilka godzin po wybuchu fala tsunami rozprzestrzeniła się dalej, docierając do wybrzeży Sri Lanki (ponad 31 tys. ofiar), Tajlandii (6 tys.), Indii (11 tys.), Malezji, Malediwów, a nawet afrykańskiej Somalii.

Na skutek ruchów tektonicznych dno morza przesunęło się o 15 m na obszarze o szerokości 500 km i długości 1200 km. Przemieściły się olbrzymie masy wody i powstała rozchodząca się koliście fala. Epicentrum wybuchu było na granicy płyt tektonicznych, które przesunęły się względem siebie. Zmienił się też rozkład naprężeń na granicach również innych płyt tektonicznych, co może wywołać wstrząsy w odległych regionach. Największe zagrożenie występuje w północno-wschodnich Indiach i Indonezji, gdzie skorupa ziemska jest pokryta plątaniną większych i mniejszych pęknięć. Naprężenia te mogą zostać uwolnione w ciągu kilku lat.

Sam termin "tsunami" jest pochodzenia japońskiego i stanowi w tym języku zlepek dwóch słów-znaków: "tsu" - port oraz "nami" - fala. Dosłowne ich tłumaczenie oznacza "falę portową". Tego dwuwyrazowego terminu nie próbuje się jednak tłumaczyć na poszczególne języki, lecz pozostawia w wersji oryginalnej.

Na pełnym morzu przejście fali tsunami, poruszającej się z wielkimi prędkościami (do 900 km/h), może być nawet niezauważone, jako że jej długość dochodzi do kilkuset kilometrów, a wysokość do kilkudziesięciu centymetrów. Dopiero w strefie brzegowej może ona osiągnąć wysokość kilkudziesięciu metrów, niszcząc nadbrzeżne miejscowości. Najczęściej występuje w basenie Oceanu Spokojnego. Równie groźna jest także po drugiej stronie półkuli, czego doświadczyliśmy ostatnio. Najczęściej fala tsunami powstaje na skutek wstrząsów tektonicznych dna morza. Jeśli trzęsienie ziemi jest silne, występuje na dnie oceanu i w pobliżu wybrzeży kontynentu, powstaje wtedy największa fala, która zalewa okoliczne wybrzeża.

Szczególnie niebezpieczne trzęsienia występują w tzw. strefie ognia, która otacza Ocean Spokojny. Obejmuje ona nieomal ciągły pas rowów oceanicznych oraz wulkanicznych łańcuchów górskich, nazywany także okołopacyficznym pasem sejsmicznym. Zdarza się tutaj około 81 proc. większych trzęsień ziemi. Sumatra znajdowała się w tej strefie.

Naturalne przyczyny ostatniego trzęsienia ziemi mogły też być wzmocnione wybuchami jądrowymi w Oceanie Indyjskim. Amerykański uczony Merils Cansi podał, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy Indie przeprowadziły siedem prób atomowych, w których uczestniczyli amerykańscy i izraelscy specjaliści. Ich celem miało być wsparcie indyjskiego programu jądrowego jako przeciwwagi dla pakistańskiego. Ostatnią taką próbę Izrael i Indie przeprowadziły tego samego dnia, w którym doszło do trzęsienia, czyli 26 grudnia 2004 r. Eksperymenty te są tym bardziej niebezpieczne, że wykonuje się je w niestabilnej "strefie ognia", na granicy płyt tektonicznych. Od 1992 r. sejsmolodzy i geolodzy Wielkiej Brytanii, Turcji i innych państw żądali zaprzestania dokonywania jakichkolwiek prób w rejonie Oceanu Indyjskiego, ale - jak widać - bezskutecznie.

Cud w Vailankanni

Najbardziej zdumiewa w całej tej tragedii fakt zatrzymania się ogromnej fali na progu kościoła w Vailankanni, w którym znajdowało się ponad dwa tysiące wiernych. Kościół ten położony jest zaledwie 100 m od plaży i leży na tym samym poziomie co inne budynki wokół. Znamienne jest, iż fala, która wróciła się sprzed jego progów, popłynęła w głąb na odległość pół kilometra, zalewając wszystko dokoła i uśmiercając ponad tysiąc osób. "Zajezdnia autobusowa znajduje się 500 m od morza, a jednak została zalana, tak samo jak domy i hotele, które zostały zalane falą dwunastometrowej wysokości. Tą samą falą, która zatrzymała się przed bramami sanktuarium" - opowiadał biskup miejsca Devadass Ambrose.

Aby zrozumieć, czym jest Vailankanni dla hinduskich katolików, należy sięgnąć do historii - aż do roku 1550, kiedy doszło tu do pierwszych objawień Maryjnych. Widzącym był mały pastuszek, który niósł mleko dla swego pana, gdy nagle ujrzał Niewiastę z Dzieckiem na ręku, a nad Ich głowami świetliste aureole. Pani poprosiła go o poczęstunek dla Syna. A kiedy przybył z niepełnym dzbankiem do swego pana, ten zauważył, że mleko w odstawionym na bok garnku zaczyna przybierać, a po chwili wylewa się z naczynia. Pan, przybywszy na miejsce objawienia, uwierzył. Od tej pory miejsce to zaczęto nazywać "Zbiornikiem Matki Bożej".

Pod koniec XVI w. Pani z Dzieckiem objawiła się w tym samym miejscu chromemu dziecku, które sprzedawało na drodze maślankę, i również poprosiła o poczęstunek. Dziecko spełniło życzenie niezwykłej Klientki. Po chwili usłyszało polecenie: chłopiec miał udać się do pewnego katolika mieszkającego w Nagapattinam i przekazać mu, że Ona, Matka Najświętsza, życzy sobie kaplicy w miejscu, w którym właśnie się ukazuje. Ale dziecko było kaleką, obie nogi miało pokręcone. Gdy Maryja mówiła te słowa, chłopiec spojrzał na swe chrome nogi i ujrzał, że są zdrowe! W tym samym momencie Pani znikła. Rozradowany ozdrowieniec pobiegł pod wskazany adres. Ów katolik, wsparty pomocą innych mieszkańców miasta, zbudował przy "Zbiorniku Matki Bożej" kaplicę. Maryję zaś zaczęto tam czcić, nazywając Ją Matką Bożą Dobrego Zdrowia.

W XVII wieku portugalski statek handlowy, który płynął z Makao do Chin, spotkał ogromny sztorm w Zatoce Bengalskiej. Mały żaglowiec tonął. Bezradni marynarze zaczęli wzywać na ratunek Maryję Gwiazdę Morza. Złożyli też ślubowanie, że jeśli ocaleją, tam, gdzie przybiją do brzegu, wzniosą na Jej cześć kościół. W tym momencie wiatr ucichł i 8 września, w dniu święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, statek bezpiecznie przybił do brzegu w pobliżu Vailankanni. Żeglarze opuścili pokład, wyszli na brzeg i zobaczyli małą, pokrytą strzechą kaplicę wzniesioną na cześć Matki Najświętszej! Zrozumieli, że Maryja przyprowadziła ich na wskazane miejsce: mieli zamienić lichą kaplicę (obok) w piękny kamienny kościół.

Taki był cel potrójnego objawienia w Vailankanni - w wybranym przez Matkę Bożą miejscu miało stanąć sanktuarium, w którym ludzie mogliby doznawać łaski uzdrowienia i daru niebieskiej pociechy w chorobach. Podczas następnej wizyty Portugalczycy ozdobili ołtarz porcelanowymi płytami przedstawiającymi sceny biblijne. Dziś otaczają one tron cudownej figury Matki Bożej Dobrego Zdrowia, umieszczonej nad głównym ołtarzem.

W 1962 r. Ojciec Święty Jan XXIII podniósł sanktuarium do rangi bazyliki. Uczynił to z trzech powodów: ze względu na objawienia Matki Bożej, z powodu cudów, jakie dokonują się w Vailankanni, w uznaniu niezwykłego piękna wzniesionej tam świątyni. Dziś jest ono znane milionom ludzi jako miejsce, w którym Matka chrześcijańskiego Boga rozdaje swym dzieciom łaskę zdrowia. Ostatnie wydarzenia dopisały do tej listy cud darowania życia tysiącom wiernych, którzy w czasie tsunami znajdowali się w kościele. Biskup diecezji Thanjore, Devadass Ambrose, wydał 27 stycznia 2005 r. komunikat w tej sprawie, określając ten fakt właśnie mianem cudu.

za: adonai.pl