No to marszałek Senatu Tomasz Grodzki strzelił sobie w stopę! Przedstawił na dzisiejszej konferencji prasowej nagranie z relacją swojego "świadka", który twierdził, że cała sprawa z łapówkami jest grubymi nićmi szyta. Problem w tym, że "świadek" Grodzkiego to... były instruktor szkoleniowy UB.

 

"Przyszedł do mnie człowiek, który zaproponował pieniądze za napisanie oświadczenia, w którym oskarżę prof. Grodzkiego o to, że żądał ode mnie łapówki za przyjęcie do szpitala" - to słowa, jakie w rozmowie z "Onetem" wypowiedział 90-letni Tadeusz Staszczyk. Grodzki wyemitował nagranie z jego udziałem na konferencji w Senacie. Problem w tym, że Staszczyk to były funkcjonariusz bezpieki ze Szczecina. Pracował w wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego - stalinowskiej jednostce terenowej Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Działalność w UB rozpoczął w 1950 roku jako referent, zakończył jako oficer szkoleniowy.

"Oświadczam, że 30 grudnia 2019 przyszedł do mnie do domu wysoki dość tęgi mężczyzna podający się za pracownika szpitala w Zdunowie. Ponieważ jestem przed wizytą u Gastrologa i Gastroskopia myślałem, że przyszedł w tej sprawie. Nie znałem go wcześniej. Tymczasem on bez ogródek wyjął portfel i powiedział, że da mi 5000 zł jeśli napiszę oświadczenie, że prof. Grodzki domagał się ode mnie pieniędzy za operację. Ponieważ jest to oczywista nieprawda, zdenerwowałem się bardzo i wyrzuciłem go za drzwi. Nie byłem w stanie go zatrzymać i wezwać policji ponieważ byłem sam w domu" - oświadczył rzekomy "świadek" Grodzkiego.

bsw/TVP Info