Dostaję zapytania o Dorotę Wellman bluzgającą w TV. Co się stało
itd? A skąd ja mam wiedzieć co się stało? Z Dorotą lubimy się, ale nie przyjaźnimy. Nie bywamy u siebie w domach, nie siadujemy przy winie, żeby pogadać. Wszystkie nasze spotkania były zawsze zawodowe i zawsze kulturalne oraz niezwykle profesjonalne. Dlatego odpowiadałem na Jej zaproszenia do wielu programów (szczególnie do "Podróży z żartem") i dlatego też trzy miesiące temu ucieszyło mnie, że Empik wybrał Dorotę Wellman do poprowadzenie premiery mojej książki.

Co się stało w czasie tych trzech miesięcy? Nie wiem. Czy to
jednorazowy wybryk, czy jakaś odmiana na zawsze - nie mam pojęcia. A co zrobię w tej sytuacji?

Mój stosunek do wulgaryzmów znany jest od czasów "WC Kwadransa" i niezmienny. Nigdy nie przeklinam. Słowa na k, ch, p, ani na s nigdy nie pojawiają się w moich ustach. Nigdy! Nawet 
w największych nerwach, ani w największym rozluźnieniu zabawowym. Moi pracownicy, ani współpracownicy nie przeklinają 
w moim towarzystwie. Wystarczy, że raz im powiem, że sobie tego nie życzę. Ekipy budowlane, które zatrudniam przeklinają wszędzie indziej - wiem o tym, czasami słyszę ich z daleka - ale nigdy 
u mnie. I nie stosuję kar w tym zakresie, wystarczy jedno spojrzenie, uniesiona brew.

Kiedy słyszę, że ktoś plugawi mowę polską czuję się jakby lał
szambo na groby naszych przodków, którzy poszli na Sybir zesłani tam za obronę polszczyzny. Cóż więc zrobię w tej sytuacji z Dorotą Wellman? Środki dobiera się do okoliczności. Nie sądzę, bym w najbliższym czasie miał mieć jakąkolwiek okoliczność z Dorotą. Jak pisałem - nasze spotkania były zawsze zawodowe i tyle. Gdyby ktoś z Jej redakcji zadzwonił dzisiaj z zaproszeniem do programu, to odmówiłbym wyraźnie PODAJĄC POWODY. Przemawianie w miejscu publicznym na temat własnej macicy uważam za niekulturalne, opatrywanie tego słowami na k, również, a sama treść tego konkretnego wystąpienia była dodatkowo niemoralna.

Wojciech Cejrowski/Facebook