Rada Parafialna przy parafii, którą – zgodnie z decyzją abp Hosera – ks. Wojciech Lemański będzie zarządzał do 14 lipca, wystosowała list otwarty do nuncjusza apostolskiego w Polsce. Mieszkańcy Jasienicy zwracają się do abp Celestino Migliore z prośbą o „o przypomnienie ks. arcybiskupowi (Henrykowi Hoserowi – przyp. red.) na czym powinna polegać posługa biskupia w stosunku do powierzonej mu „owczarni”. Ordynariuszowi warszawsko-praskiemu zarzucają, że „w żaden sposób nie szanuje i nie troszczy się o dobro parafian w Jasienicy”. Dowodem na to ma być odwołanie ks. Lemańskiego z funkcji proboszcza parafii i uprzednia jednostronna korespondencja z abp Hoserem.

Co było przedmiotem tej korespondencji? Jasieniccy parafianie skarżyli się na nieprawidłowości w dziekanacie tłuszczańskim, a następnie upominali się o przywrócenie misji kanonicznej ks. Lemańskiemu. Ich apele nie doczekały się reakcji ze strony kurii warszawsko-praskiej. Mało tego, niebawem będą musieli rozstać się ze swoim duszpasterzem. I chociaż pisząc ostatni list w obronie ks. Lemańskiego i zbierając pod nim ponad 1300 podpisów, deklarowali „posłuszeństwo ostatecznej decyzji Kościoła w tej sprawie”, dziś zdają się już tego nie pamiętać. „Za prowokacyjne uważamy żądanie przekazania kluczy do parafii księdzu Trojanowskiemu, który nas obrażał. Ta postać jest dla nas nie do zaakceptowania” - piszą w liście otwartym do nuncjusza apostolskiego.

Co więcej, zarzucają abp Hoserowi, że nigdy nie przyjechał do parafii nie zapoznał się z realnymi problemami Jasieniczan, a swoje decyzje podejmował pod wpływem donosów „Semki, Terlikowskiego, Mazurka i anonimowych forumowiczów”. „Kim są Ci ludzie dla mieszkańców Jasienicy? Dlaczego to oni mają decydować, co jest dobre dla jasienickich parafian? Na jakiej podstawie za nas mają decydować? Czy byli w Jasienicy, widzieli dzieła wykonane przez księdza Lemańskiego, czy słuchali jego rekolekcji?” - rozpaczliwie pytają mieszkańcy Jasienicy.

Ja także nie słuchałam rekolekcji głoszonych przez ks. Lemańskiego. Ba, nawet nigdy w życiu go nie spotkałam. Ale to tak naprawdę nie ma nic do rzeczy. Bo jeśli kapłan występuje przeciwko swojemu bezpośredniemu przełożonemu, a tym jest łamanie zakazu wypowiedzi w mediach, to choćby głosił najlepsze kazania i był najlepszym spowiednikiem, może spodziewać się stosownej kary w przypadku łamania „reguł gry”.

Staram się zrozumieć żale jasienickich parafian, którzy z dnia na dzień zostają pozbawieni duszpasterza. Zrozumiała jest dla mnie gorycz, z jaką piszą o pozostających bez odpowiedzi, kilkakrotnie ponawianych zaproszeniach abp Hosera do Jasienicy. Mam jednak wrażenie, że rozgoryczeni parafianie stawiają akcenty nie tam, gdzie trzeba. A ich deklaracje – czy te zawarte w liście otwartym do nuncjusza, czy te histeryczne przedstawiane w reportażu „Wyborczej” budzą niepokój i rodzą pytania o ich intencje. Bo jeśli tak naprawdę zależy im na dobru swojego duszpasterza, to może powinni spasować? Może zamiast płonnych deklaracji o apostazjach czy przegonieniu widłami nowego administratora parafii powinni zamilknąć i pozwolić swojemu księdzu odsapnąć od mediów? Może ks. Lemańskiemu potrzebny jest czas na przemyślenia swojego nie tylko zachowania, ale w ogóle kapłaństwa i zaciszny dom emeryta będzie sprzyjającym ku temu miejscem? Przeczytałam wczoraj opinię, że decyzja abp Hosera może być szansą na świętość dla ks. Lemańskiego. Być może sama nie użyłabym tak mocnych stwierdzeń, ale coś w tym jest. Pytanie tylko, czy ks. Lemański tę szansę wykorzysta i czy jego parafianie mu na to pozwolą...

Z ich deklaracji wynika jednak, że nie. „Ta wątpliwa troska (abp Hosera – przyp. red.) sieje zamieszanie w parafii od 3 lat. Wprowadziła zamieszanie w trakcie roku szkolnego tuż przed egzaminami gimnazjalnymi. Od 3 lat nie wiemy czy coś się nie wydarzy. Jest to celowe nękanie parafian i Proboszcza. Co pół roku zastanawiamy się, jakie jeszcze spreparowane zarzuty zostaną przedstawione naszemu Proboszczowi” - piszą w liście do nuncjusza apostolskiego. „Nie oddamy księdza, bo to kapłan z przekonania” - deklaruje w rozmowie z „Gazetą” jedna z parafianek ks. Lemańskiego. „Nie oddamy księdza!” - wtóruje jej inna. I hardo uzupełnia: „Jeśli który ksiądz to przyjdzie, to z kijami wyjdziemy i nie oddamy. Pogonimy następnego księdza. Tego nie oddamy”. Parafianie zgodnie zapewniają, że nowemu administratorowi nie oddadzą kluczy do parafii.

Deklaracje te nijak mają się do wcześniejszych zapewnień parafian o „posłusznym przyjęciu ostatecznej decyzji Kościoła”. Co więcej, widzę w nich może nie tyle realne niebezpieczeństwo odłączenia się od wspólnoty Kościoła, co po prostu „pompowanie” buntowniczej postawy samego ks. Lemańskiego, który wie, że murem staną za nim nie tylko przyjazne media, ale i parafianie. A jak trzeba będzie, to chwycą za kije. Ale czy naprawdę o to chodzi ks. Lemańskiemu  kiedy na zaimprowizowanej konferencji prasowej (a jakże!) deklaruje, że zależy mu na dobru Kościoła? Bunt rodzi bunt, a zbuntowane owieczki i ich duszpasterz wzajemnie nakręcają się w kontestacji decyzji kościelnych hierarchów, zupełnie zapominając, że w Kościele nie ma demokracji i jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, by to parafianie decydowali o tym, kto ma być ich proboszczem...

Marta Brzezińska-Waleszczyk

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Rowiński: O co chodzi księdzu Lemańskiemu? Między prawdą a strategią