Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Kurs rubla wraca do poziomu sprzed 24.02, kiedy to Rosja bezzasadnie napadła na Ukrainę. Dlaczego tak się dzieje? Czy są to manipulacje samej Rosji, czy odbywa się to w kooperacji agresora z establishmentem Unii Europejskiej?

Bronisław Wildstein: To, że kurs rubla wraca jest symptomem stanu gospodarki rosyjskiej, dlatego że kurs waluty w dużej mierze stanowi taki miernik. Świadczy to, że nałożone sankcje są zwyczajnie nieskuteczne. W każdym razie jak do tego pory. Pierwotnie nastąpiła ostra dewaluacja rubla, co odzwierciedlało lęk inwestorów. Teraz natomiast okazało się, że Rosja nie ma się specjalnie czego obawiać, ponieważ sankcje te są – mówiąc kolokwialnie – dziurawe. W efekcie inwestorzy wracają, co niesie ze sobą powrót rubla do poprzedniego poziomu. W tym wszystkim jest oczywiście udział rosyjskiej polityki gospodarczej, co wskazuje, że oni jednak przygotowali się na tę wojnę, a więc również na ekonomiczne restrykcje, które do tej pory mieliśmy. Nie są jednak, bo nie mogą być moim zdaniem, przygotowani na sankcje poważne, które w dłuższej perspektywie musiałyby wstrząsnąć gospodarką Rosji. Obecne restrykcje nie są w krótszym terminie w stanie doprowadzić do tego, a więc tym bardziej podkopać militarnie Rosji. Ich niekonsekwencja jest wyborem Unii Europejskiej i jej najważniejszych krajów, tzn. Niemiec, Francji, Holandii oraz establishmentu unijnego, gdyż postawa europejskich biurokratów jest identyczna co polityków. Obie te grupy nie chcą zbyt mocno uderzyć w Rosję. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, dzieje się tak nie dlatego, że obawiają się Rosji. Nic podobnego. Oni się obawiają o Rosję. Osłabienie Rosji wzmocni w Europie Stany Zjednoczone, a oni definitywnie tego nie chcą.

Ten wybór polityczny wynika z obecnego kształtu Unii Europejskiej - imperium, którym rządzi centrum, głównie Niemcy ze swoim francuskim junior-partnerem a prowincje mają ich słuchać. To imperium próbuje grać na skalę światową i dystansuje się do Ameryki w układzie z którą byłoby skazane na podrzędność. Z tego wynika chęć utrzymania takich samych stosunków z USA, jak z blokiem chińsko – rosyjskim. Obecnie Unia takich samych jak wcześniej stosunków z Rosją ze względów prestiżowych nie może formalne utrzymywać, ale ta wojna jeszcze trochę potrwa, będą utrzymywane i reklamowane dziurawe sankcje, będzie dużo retoryki oburzenia, a następnie przejdzie się do „business as usual”, polityka wróci na poprzednie tory i będzie można odbudowywać relacje z Moskwą, po to żeby zarządzane z Berlina imperium europejskie uprawiało globalną politykę, której celem jest budowa pozycji Niemiec równorzędnych wobec Stanów Zjednoczonych.

Rosyjski ambasador w Szwecji Wiktor Tatarincew w rozmowie z miejscowym dziennikiem "Aftonbladet" odnosząc się do groźby nałożenia sankcji jeszcze przed agresją na Ukrainę użył mało dyplomatycznego języka mówiąc, że oni mają „w d..ie ich sankcje". Czy mogłoby to oznaczać, że te sankcje mogły być wcześniej uzgodnione?

To nie są sprawy, które są oficjalnie uzgadniane. Gdyby tak było, to niewygodne informacje mogłyby wypłynąć i skompromitować zainteresowanych. Polityka jest rzeczą bardziej skomplikowaną. Polega na niedopowiedzeniu i wzajemnej świadomości tego, co się robi. Rosjanie wiedzą doskonale jakie są postawy niemieckie, Niemcy z kolei wiedzą to samo o Rosji i w ten sposób grają obie strony. Deklaracja natomiast jest zawsze niebezpieczna. Są to jednak politycy demokratyczni i oburzenie na to, co robi Rosja – te akty ludobójcze, niczym nie uzasadniona agresja w środku Europy, brutalna wojna przeciwko Ukrainie – jest powszechne. Europejczycy na swoich ekranach widzą, co Rosjanie wyprawiają. Demokratyczni przywódcy są więc naciskani przez swoje społeczeństwa i – co jest bardzo znamienne i charakterystyczne zwłaszcza w Niemczech – także przez media. Nawet w takim pacyfistycznym kraju, jakim są obecnie nasi zachodni sąsiedzi nasila się nacisk na poważniejszą pomoc Ukrainie.

Musimy wziąć pod uwagę także, że zmiany w społecznym nastawieniu bywają szybsze niż przestawienie politycznych strategii. Politycy sprawdzają czy mogą przeczekać powszechne oburzenie. Jeśli trwałoby ono długo a społeczeństwo domagałoby się rozliczenia polityków, to zmieniliby oni swoje działania, ponieważ w innym wypadku przegraliby kolejne wybory.

Teraz czekają, bo doskonale wiedzą, że takie oburzenie jest sprawą doraźną, a ludzie dość szybko się do nawet najbardziej dramatycznych wydarzeń przyzwyczajają. Politycy liczą więc, że w miarę szybko uda im się wytłumaczyć społeczeństwu, że przecież chodzi o to, żeby był pokój bo pokój jest najważniejszy, z Rosją trzeba rozmawiać, ponieważ w innym wypadku tego pokoju nie będzie i tak dalej…

To więc nie są to żadne deklaratywne uzgodnienia, ale wzajemna świadomość swojej polityki. De facto Niemcy dali Ukrainę Rosji – nazwijmy to po imieniu – ale to nie odbyło się w ten sposób, że coś zadeklarowali albo podpisali. Całe te „porozumienia mińskie” i Format Normandzki były stopniowym domaganiem się od Ukrainy, żeby szła na ustępstwa wobec Rosji. Taka jest właśnie postawa Niemiec i w dłuższej perspektywie jest to oddanie Ukrainy Moskwie oraz próba sfinlandyzowania naszego regionu łącznie z Polską. To są dalekie cele i oczywiście nikt ich na piśmie nie sformułował, nie podpisał i nie nazwał. Gdyby przyjrzeć się poważnym wypowiedziom rozmaitych polityków, to można by je zinterpretować i do takich wniosków dojść, ale nie wprost.

Natomiast ich praktyka pokazuje jak sprawa wygląda. Obie strony to wiedzą i prowadzą politykę zgodnie z oczekiwaniami jak zachowa się strona druga.

Czy potrzebna była aż rosyjska masakra na ukraińskiej ludności cywilnej w Buczy i jej bardzo mocne medialne nagłośnienie, żeby poruszyć sumienia Europejczyków i żeby kraje zaczęły w ogóle na tę wojnę reagować?
Ambasadorzy rosyjscy są wydalani po kolei ze wszystkich krajów, ale była kanclerz Niemiec Angela Merkel, która z Francją wstrzymała proces przystąpienia Ukrainy do NATO, nadal jest temu przeciwna. Pomimo tego wszystkiego, co się dzieje i jest bardzo mocno nagłaśniane przez wszystkie światowe media.
Jak to się potoczy dalej?

To jest to, na co już zwracałem uwagę. Naiwność jest zdecydowanie ostatnią rzeczą, którą można politykom zarzucić. Oni doskonale wiedzą, jak Moskwa prowadzi wojnę i kim jest Putin. Każdy, kto się interesuje działaniami Rosji wie, że takie masakry robiła już ona w Czeczenii czy Syrii. Decyzje liderów Niemiec czy Francji nie zależą od tego, czy Rosjanie masakrują Ukraińców, ponieważ ich to nie obchodzi.

Czym innym są zwykli obywatele, którzy nie są do tego przyzwyczajeni, nie znają rosyjskiej praktyki. Zachodnie społeczeństwa i niektóre ośrodki opiniotwórcze rzeczywiście przeżywają szok. Pojawia się pytanie czy przekształci się on w trwałe nastawienie i na ile społeczności oraz ośrodki opiniotwórcze będą się domagały, żeby za bestialskie działania wyciągnąć wobec Rosji konsekwencje? Jeśli to będzie bardziej trwałe, to – ponieważ ci politycy są jednak demokratyczni – nie będą mogli tego ignorować. Myślę jednak, że zrodzone oburzeniem postawy będą stopniowo, co naturalne, słabły a więc politycy tylko po części będą musieli zmieniać swoje dotychczasowe podejście, a będą starali się robić jak najmniej dostosowując się do nacisku społecznego, który z czasem będzie słabł.