Prezydent USA Donald Trump poparł wprowadzanie w szkołach lekcji biblijnych. W kilku amerykańskich stanach rozważa się właśnie prowadzenie zajęć szkolnych dotyczących historycznego i literackiego znaczenia Pisma Świętego. Popierają to konserwatyści, przekonując, że Biblia odgrywa w amerykańskiej kulturze rolę prawdziwie kapitalną. Socjaliści twierdzą oczywiście, jakoby było inaczej. Prezydent Donald Trump popiera zdecydowanie tych pierwszych.

,,Szereg stanów wprowadza lekcje literatury biblijnej, dając uczniom możliwość studiowania Biblii. Czy to zwrot w tył? Świetnie!'' - napisał dosłownie Trump.

Według krytyków Donalda Trumpa próbuje on w ten sposób doprowadzić do wzmocnienia związku państwa z Kościołem, co miałoby rzekomo naruszać jakieś współczesne standardy. Chodzi prawdopodobnie o ateistyczne regulacje wprowadzane w niektórych państwach, których kultura chyli się ku upadkowi, jak europejska Francja.

Inni uważają z kolei, że Trump jest nieszczery; znana jest jego grzeszna przeszłość, cechująca się małżeńską niewiernością. Odpowiadamy tylko tym ostatnim krytykom, bo liberalni demokraci i tak swoich chorych zapatrywań nie zmienią. Otóż osobista cnota nie jest konieczna dla głoszenia prawdy. Niejeden papież był w historii człowiekiem nurzającym się wręcz w grzechu, za co Bóg, być może, surowo go pokarał; zarazem nie przeszkadzało to we właściwym promowaniu doktryny i moralności katolickiej.

bb/lifesitenews