Konflikty o importowane surowce wybuchają między Mińskiem a Moskwą co pięć lat. I za każdym razem odbywa się to na tle nadchodzącej kampanii wyborczej Alaksandra Łukaszenki - informuje portal Belsat.eu.

 

W artykule poświęconym rosyjsko-białoruskiemu sporowi naftowo-gazowemu czytamy: "

"W 1995 roku Rosja zrezygnowała z pobierania cła eksportowego na surowiec dostarczany na Białoruś. Podpisano wtedy porozumienie, na którego mocy ustalono „tryby, synchronizujące ustanowienie cła eksportowego na produkty naftowe”. Środki pozyskane z cła podzielono między oba kraje – do białoruskiego budżetu trafiało 15 proc., a rosyjskiego – 85 proc.

Jednak po sześciu latach Białoruś jednostronnie wycofała się z tego porozumienia i zaczęła samodzielnie ustanawiać stawki ceł eksportowych. Były one 2-3 razy niższe od rosyjskich. Aż do 2006 r. Moskwa bezskutecznie czekała, że Mińsk powróci do poprzednich ustaleń". 

Dalej Belsat. eu cytuje ówczesnego rosyjskiego ministra przemysłu i energetyki, Wiktora Christenkę. "Doprowadziło to do tego, że ten kierunek stał się pewnego rodzaju offshorem, odkurzaczem, który stwarzał w nieuzasadniony sposób przewagę wyłącznie białoruskim rafineriom" - mówił w 2007 roku.

"Podczas tego samego spotkania szef resortu finansów Aleksiej Kudrin oznajmił, że od roku 2001 do 2006 rosyjski budżet nie doliczył się 3,5-4 mld dolarów z powodu działalności „białoruskiego offshore’u naftowego”" - wskazuje Belsat.eu.

Dalej czytamy:

"W pierwszym kwartale 2006 r. Moskwa postanowiła zamknąć ten interes i rozpoczęła rozmowy w sprawie powrotu do wszystkich trybów regulacji – „w tym dostępu rosyjskich firm do białoruskiego rynku, na zasadach porozumienia z r. 2005”.

A 19 marca Alaksandr Łukaszenka został po raz trzeci wybrany prezydentem Białorusi.

– Do końca 2006 r. Białoruś kupowała rosyjski gaz za mniej więcej 15 proc. ceny rynkowej oraz pozostawiała sobie cały zysk z eksportu produktów naftowych na rynki światowe, importując Rosji surowiec po cenach wewnątrzrosyjskich – wyjaśniał ten schemat dyrektor ośrodka białoruskiego badawczego IPM Alaksandr Czubryk w swoim artykule „Ropa w zamian za wszystko”.
Cena rosyjskiej ropy. Czy będzie ceną białoruskiej niepodległości?

W listopadzie 2006 r. Rosja obwieściła Białorusi, że ma zamiar przejść na zwykłe zasady dostaw ropy, które nie przewidują żadnych preferencji. 8 grudnia wprowadzono cło na ropę dla Białorusi. A gaz Mińsk zaczął kupować dwa razy drożej. Musiał też za 2,5 mld dolarów sprzedać Rosjanom 50 proc. udziałów przedsiębiorstwa Biełtranshaz".

Według portalu wojen naftowych było więcej. Drugą Belsat.eu nazywa wojną "Żegnaj Biełtranshazie!".

"Ta wojna zaczęła się z kolei mniej więc rok przed czwartymi wyborami prezydenckimi z udziałem Alaksandra Łukaszenki. I z różną intensywnością trwa praktycznie od 5 lat. Konflikt rozgorzał z powodu cen za gaz i kosztu jego tranzytu przez Białoruś. Jednocześnie zaś Mińsk i Moskwa toczyły negocjacje na temat tego, jak ma działać Unia Celna i Wspólny Obszar Ekonomiczny.

Od 2010 r. Rosja zaczęła eksportować ropę na Białoruś według cen światowych (po niższej, preferencyjnej sprzedała tylko 6,3 mln ton – na „użytek wewnętrzny”.) Przejęła też drugą połowę akcji Biełtranshazu. Oprócz tego, dochody z ceł za białoruski eksport produktów naftowych pochodzących z rosyjskiej ropy, zaczęły wpływać do rosyjskiego, a nie białoruskiego budżetu.

19 grudnia 2010 r. Alaksandr Łukaszenka znów został prezydentem" - podaje portal.

"W ciągu ponad 4 lat (od 2008 do 2012 r.) Białoruś zajmowała się faktycznym reeksportem rosyjskiej ropy, traktując ją jako produkty ropopochodne, które nie podlegają cłu. Moskwa przymykała na to oczy, ale w końcu oskarżyła Mińsk o „przemyt”. Rosyjski rząd oszacował straty na kilkaset milionów dolarów i wstrzymał dostawy ropy na Białoruś" - czytamy w artykule.

Wyróżnikiem trzeciej wojny naftowej był "manewr podatkowy".

"W r. 2014 Rosja podejmuje decyzję o wprowadzeniu „manewru podatkowego”. Ma on zamienić cła eksportowe na ropę i produkty jej przetwarzania na podatek od wydobycia surowców naturalnych. Dla Rosji oznacza to próbę zachęcenia przedsiębiorstw do inwestycji w przetwarzanie ropy naftowej. Dla Białorusi – wzrost cen na importowaną z Rosji ropę. Wiceszef Białoruskiego Państwowego Koncernu Naftowo-Gazowego Andrej Bunakou oznajmił w ub.r., że straty Białorusi z tego powodu wyniosą 4,8 mld dolarów w latach 2019-2024" - wskazuje Belsat.eu.

I cytuje Alaksandra Czubryka, który pisał: "W 2024 roku cena gazu dla Białorusi wynosiła 51,2 proc. ceny, za którą Rosja eksportowała go do „reszty świata”. W 2015 – 61,7 proc., a w 2016 – 85,9 proc, czyli historyczne maksimum".

"Spadek światowych cen na ropę i kryzys walutowy w Rosji w latach 2015-2016 zaniepokoił wszystkich. Ponieważ ceny za gaz w Rosji i na Białorusi się różniły, Mińsk rozliczał się z Moskwą według wprowadzonych w jednostronnym trybie własnych wyliczeń, które uznał za „sprawiedliwe”. Wynikające z tego niedobory Rosja dopisywała do białoruskiego długu…

Trudne rozmowy zakończyły się kompromisem. Podpisano porozumienie o zrekompensowaniu Białorusi strat – poprzez mechanizm podwójnych ceł i anulowanie zadłużenia. Formuła ceny na gaz pozostała niezmienna – Mińsk uzyskał prawo do importu przez trzy lata 24 mln ton rocznie według wynegocjowanej, stałej ceny" - pisze portal.

Czy w czwartej z kolei wojnie pomoże oligarcha? "Na początku roku 2020 Rosja zawiesiła dostawy ropy na Białoruś, a porozumienie na temat ceny gazu zawarto zaledwie na dwie godziny przed północą.

W sprawie dostaw ropy zawarto jedynie umowę tymczasową, gwarantującą dostawy do końca stycznia. Co dalej nie wiadomo. Z jednej strony zgodził się ją dostarczać rosyjski oligarcha i przyjaciel Łukaszenki Michaił Gucerijew, a z drugiej – z Kremla dochodzą informacje, że zabroniono ją eksportować na Białoruś nawet prywatnym dostawcom.

A nie później niż do 30 sierpnia tego roku Alaksandr Łukaszenka będzie się ubiegać o reelekcję w kolejnych, już szóstych wyborach prezydenckich" - kwituje Belsat.eu.

bsw/Belsat.eu