Jak zauważa prof. Jaroszyński "reklamy to już nie tylko ogłoszenia, ale cały przemysł, który w oparciu o znajomość ludzkich reakcji atakuje z coraz większą siłą i podstępem wszędzie tam, gdzie można zdobyć klienta, wyborcę, zwolennika".

"Czasem nie wiadomo, jak się od nich opędzić, bo tak są natrętne" - stwierdza na swoim blogu. Prof. Piotr Jaroszyński reklamy przyrównuje do psychologicznego terroru.

"Momentami odnosi się wrażenie, że reklama to nie jest informacja czy zachęta do kupowania lub wybierania, ale wręcz psychologiczny terror, jakaś wojna kulturowa, jakaś tresura wielkich mas ludzkich, które poruszając się po mieście, nie mogą reklam nie widzieć. Bo reklamę w telewizji można ominąć, wyłączając w ogóle odbiornik albo zmieniając kanał, ale miejskich reklam ominąć się nie da, są tak ustawione, że czy pieszy, czy kierowca musi je widzieć, jeśli chce bezpiecznie dotrzeć do celu" - czytamy we wpisie.

Impulsem do powstania felietonu prof. Jaroszyńskiego stała się jedna z reklam jaką od pewnego czasu "zdobi" warszawskie ulice.

"Od pewnego czasu Warszawa przeżywa po raz kolejny atak barbarzyńców. Strach wyjść na ulicę. Nie dość im pornografii, to jeszcze oblepili miasto plakatami człowieka bez skóry. Nie ma dla nich ani wstydu, ani smaku. Człowiek to dla nich przedmiot, rzecz, można go obedrzeć ze skóry i tryumfalnie pokazywać jak łup wojenny: niech patrzą dorośli, niech patrzą dzieci. Człowieka trzeba pozbawić intymności i godności, rozebrać do gołej skóry albo nawet ściągnąć zeń skórę. To dopiero ubaw. Ubaw godny troglodytów" - ocenia efekt pracy twórców reklamy prof. Piotr Jaroszyński.

Ab/naszdziennik.pl