Angole Farage'a posłuchają albo i nie, kilku najbardziej zaczadzonych da się być może przekonać, że w imię europejskiej solidarności kilkuprocentowa strata to wkład na miarę krwi przelewanej przez ojców na frontach drugiej wojny. Idę jednak o zakład, że Ruskie gremialnie zaczną swoje pieniądze przepompowywać w inne miejsca. A najprawdopodobniej już zaczęli, tylko nikt o tym nie mówi, żeby nie wywoływać paniki.
A'propos niemówienia przypomniał mi się pewien stary dowcip z czasów stanu wojennego:
Po ulicy biega facet wyglądający jak modelowy wariat i rozrzuca puste kartki. Zaczepiony przez ZOMOwca, któremu na widok gołego papieru bez jednego słowa pała ze zdziwienia w ręce zamarła, wyjaśnia ze stoickim spokojem:
– A po cholerę coś drukować i wypisywać, skoro i tak wszyscy wszystko wiedzą???
I tak właśnie działają polskie mainstreamowe media.
Po co pisać czy gadać o rzeczach ważnych, ludzie i tak wszystko wiedzą. Lepiej napychać im głowy Palikotem, Grodzką, Biedroniem i związkami partnerskimi, od czasu do czasu pokazać jakąś gwiazdkę co to jej spódnicę zadarło, pochwalić Pana Premiera, dzięki któremu nadal możemy pozostawać zieloną wyspą i pokazać posła Niesiołowskiego opowiadającego o szczawiowych żniwach. A że gdzieś tam w Europie za chwilę padną banki? Że na łeb zaczęły spadać akcje największych instytucji finansowych? Że szef eurogrupy (czyli ministrów finansów eurozony) uznał operację cypryjską za wzorcową i możliwą do zastosowania w innych państwach? Że euro leci na pysk? A kogo to obchodzi? Kto się interesuje to już wie i gadać mu nie trzeba, a jak się kto nie interesuje to i tak lepiej, żeby nie wiedział bo jeszcze się wkurzy. Gawiedzi nie należy denerwować, w końcu sam superredaktor Lis oznajmił, że „ludzie nie są tacy głupi jak nam się wydaje. Są głupsi.”
Na koniec chciałem tylko zauważyć genialny niemiecki manewr.
Otóż spanikowani inwestorzy wycofując z banków pieniądze zagrożone unijnym planem ratunkowym kupują jedyne w Europie obligacje, co do których mają pewność, że nie staną się one w krótkim czasie papierem toaletowym. Niemieckie obligacje. W dodatku kupują je często zgadzając się na ujemne oprocentowanie! Znaczy to tyle mniej więcej, że kiedy nastąpi termin wykupu dostaną za nie mniej niż zapłacili. Postępowanie teoretycznie kretyńskie, ale właściwie w nic innego inwestować nie mogą. Banki padają, euro leci na pysk, giełda pikuje... Dla nich jedyną szansą na ocalenie majątku to powierzyć go Niemcom i jeszcze im za to zapłacić. Dodatkowym bonusem dla niemieckiej, nastawionej na eksport gospodarki jest owo taniejące euro.
Stara maksyma znana z powieści kryminalnych średniej klasy głosi, że zawsze winien jest ten, kto odnosi korzyść.
Alexander Degrejt