Spróbujmy trochę zmienić nasz sposób myślenia o głównej bohaterce Adwentu, jaką jest Maryja Dziewica. Warto zacząć od dogmatu o Niekopalnym Poczęciu. W potocznym rozumieniu Niepokalane Poczęcie to jest przywilej. W języku polskim to słowo kojarzy się z czymś, co daje same korzyści, z jakimś orderem. Od razu rodzi się pytanie: dlaczego Ona dostała, a ja nie? Posługując się tym pojęciem, mówiąc też o przywileju wniebowzięcia czy dziewictwa, z Matki Bożej robimy nadczłowieka i nie wiadomo teraz za bardzo, co z tą Matką Bożą zrobić. Po co Ona w ogóle jest? Ktoś może powiedzieć: wystarczy mi Pan Jezus, bo On jest jedynym Zbawicielem.

Tymczasem o wiele lepiej nie mówić o przywileju tylko o znaku Niepokalanego Poczęcia. Łacina zna takie słowo, munus, które trudno na język polski przetłumaczyć. Ten rzeczownik oznacza dar, który otrzymuję, ale z którym wiążą się też pewne konkretne, wynikające z niego obowiązki. To jest coś dobrego, ale też coś, co otrzymuję w konkretnym.

Na przykład dwoje ludzi, chłopak i dziewczyna, mają się ku sobie. Chłopak chodzi z dziewczyną i mówi w końcu do niej „wyjdź za mnie”. Jeśli usłyszy „tak”, to wiadomo, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale otrzymuje od tej kobiety munus bycia jej narzeczonym, potem mężem. Oczywiście jest to wielki zaszczyt zostać mężem tej oto kobiety i żoną tego oto mężczyzny, ale niesie to ze sobą określone konsekwencje i konkretne zadanie do wykonania. Małżeństwo to charyzmat, jaki otrzymuję. I nie można się go wyrzec. Według nauki katolickiej nie można się wyrzec bycia mężem i żoną. Jak już się przysięgło – ważnie oczywiście – to już do śmierci. Tak samo, jak się nie można wyrzec bycia ojcem jakiegoś dziecka czy matką. To zostaje na całe życie. Na dobre i na złe. Kapłaństwo tak samo.

Niepokalane Poczęcie to munus jakie otrzy­mała Matka Boża. Żaden order. Można powiedzieć jeszcze bardziej dosadnie, że Pan Bóg daje każdemu człowiekowi to, co jest mu potrzebne. I to, że Matka Boża otrzymała przywilej, czy właśnie munus Niepokalanego Poczęcia, znaczyło, że właśnie to Jej było potrzebne. Nam nie. To szokujące, prawda? Matce Bożej Niepokalane Poczęcie było potrzebne? Nam nie jest, bo jak by było, to Pan Bóg by nam to dał. Ale nie dał, czyli tego nie potrzebujemy. A Matka Boża z jakiś względów tej pomocy od Pana Boga potrzebowała. Kiedy patrzymy na Maryję, przez pryzmat Niepokalanego Poczęcia, możemy patrzeć od strony indywidualnej. Czyli właśnie: po co je otrzymała? Bo było Jej potrzebne, dla zbawienia, osobistego uświęcenia. Ale można patrzeć od strony globalnej, czyli co to tak naprawdę znaczy to dla nas.

Sens tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, o której mówimy polega na tym, że mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa Matka Boża została zachowana od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego.

Człowiek zaczyna się zmagać z jakimś grzechem. Nie mówię o takich grzechach powszednich, tylko o wejściu w pewien nałóg. Jego wizja siebie samego była taka, że u początku czy u fundamentu jego życia leży grzech. Jak człowiek zaniedba życie łaski – spowiedź, życie sakramentalne, modlitwę, trochę zapomni o Panu Bogu, to może mu się wydać na jakimś etapie, że grzech jest dla niego naturalnym środowiskiem bytu. Jak woda dla ryby. A Niepokalane Poczęcie mówi nam, że nie. Jest piękny tekst Świętego Pawła w Liście do Efezjan. Paweł mówi, że Bóg w Chrystusie wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1,3–4). Za każdym razem, kiedy ogarnia nas zwątpienie, to właśnie znak Niepokalanego Poczęcia jest nam dany po to, ażeby człowiek sobie przypomniał, że zanim stał się grzech, człowiek istniał w pragnieniu Boga, w Jego zamiarze. Każdy z nas. I był bez grzechu, i był niepokalany. Ale Matka Boża nie jest nam pokazana jako ikona do podziwiania, że Jej się udało, a my musimy się męczyć sami z sobą. Ona Jest nam pokazana jako ikona celu – kiedyś Bóg tak cię oczyści, że będziesz wolny od zła. Już teraz do tego się przygotowujemy, kiedy idziemy do konfesjonału i dokonujemy sądu sami nad sobą, czyli próbujemy rozdzielić dobro od zła. Wiadomo, że różnie nam to idzie. Choć szczerze próbujemy się uwolnić, to bardzo często wracamy w stare koleiny. A tajemnica Niepokalanego Poczęcia mówi nam, że Bóg kiedyś tak nas właśnie oczyści. Takie jest Jego pragnienie. Ważną rolę pełni tutaj regularny rachunek sumienia. Nie jest on litanią do wszystkich naszych grzechów, tylko pomocą w odkryciu, kim naprawdę jesteśmy i w którym miejscu naszej drogi się znajdujemy. To jak zerkanie do atlasu podczas podróży. Popatrzmy, jak wyszło to św. Józefowi. Po ślubie z Maryją dowiedział, że jego żona jest w ciąży, ale on zgoła nie wiedział z kim. Co ma zrobić w tej sytuacji? Nagle młody chłopak, z jakiejś zapadłej dziury – bo taki był Nazaret, zresztą do dzisiaj jest – odkrył w sobie niesamowitą wrażliwość: pozwoli Jej odejść i weźmie winę na siebie. Wtedy Pan Bóg objawił mu tajemnicę poczęcia Jezusa z Ducha Świętego. W ten sposób św. Józef stanął oko w oko przed Panem Bogiem i odkrył swoją prawdziwą naturę, zmagając się ze swoim sumieniem.

To jest wielkie zadanie: praca rachunku sumienia, żeby człowiek się dokopał do tego, jaki jest naprawdę. A z drugiej strony obietnica Boga: „Będziesz wolny od zła, Ja ci to obiecuję”. Aby lepiej zrozumieć to tajemnicze pragnienie wolności, przeczytajmy tekst Thomasa Mertona cytowany i komentowany w książce śp. ojca Jacka Bolewskiego SI.

Kilka dni byłem przypadkiem w pobliskim mieście, co zdarza się u nas bardzo rzadko. I szedłem sam po ożywionej ulicy. Nagle rozpoznałem, że wszyscy ludzie są wyrazem mądrości. I że w nich wszystkich jaśnieje niezwykła piękność, czystość i nieśmiała godność, chociaż do końca nie wiedzą, kim są. A potem to było tak, jak gdybym ujrzał tajemnicze piękno ich serc, te przepastne zakątki, dokąd ani grzech, ani żądza, ani samowiedza nie docierają. Jądro ich rzeczywistego bytu, to czym te osoby są naprawdę w oczach samego Boga.

Ojciec Bolewski tak to wyjaśnia: to było niemal mistyczne doświadczenie tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, które jednak nie ograniczyło się tylko do Maryi Dziewicy, lecz wyraziło prawdę bytu każdego z nas. Od upadku pierwszych rodziców Biblia opisuje pogłębiający się grzech człowieka. O tym mówi nam cały Stary Testament: człowiek ciągle wraca w te same koleiny grzechu. I nagle – tak to ojciec Jacek odczytuje – następuje przełom: Bóg podejmuje na nowo dzieło stworzenia. Pamiętamy, że przez Ojców Maryja jest nazywana nową Ewą, tak jak przez św. Pawła Chrystus nowym Adamem. Bóg rozpoczyna stwarzanie świata na nowo: stwarza Nową Ewę, Niepokalanie Poczętą. To jest początek zupełnie nowego rozdziału w dziejach świata. I można powiedzieć, że tajemnica Niepokalanego Poczęcia, ten cud, jaki się wydarzył, że jedna dziewczyna z zapomnianej przez wszystkich ludzi na świecie dziury w Galilei, została poczęta bez grzechu pierworodnego. To jest z jednej strony punkt wyjścia. A z drugiej strony to jest ten punkt, do którego zmierza historia świata.

Kiedy mówimy, że Maryja jest dla nas matką, jest dla nas wzorem, jest dla nas opiekunką, mamy na myśli to, że nam pokazuje, kim jesteśmy naprawdę w oczach Boga. Najgorsze rzeczy, które się w życiu robi, to patologiczna próba realizacji naszego bycia niepokalanymi, wolnymi od nieszczęścia i frustracji. Każdy chce być szczęśliwy, wolny od zła, ale drogi, które obieramy, nie zawsze są słuszne, ponieważ nie zaglądamy wcześniej do atlasu, nie robimy rachunku sumienia, albo temu sumieniu nie jesteśmy wierni.

Niepokalane Poczęcie ma jeszcze jeden wymiar. Nasze czasy są dotknięte chorobą nieumiejętności podejmowania decyzji. A jak już podejmiemy, to ciężko nam jest w niej wytrwać. Czasami, jak przychodzą kandydaci do klasztoru, to mówią: „To ja się jeszcze zastanowię. Mam 37 lat, mam 35 lat, ale się jeszcze zastanowię; nie podejmę żadnej decyzji”. Człowiek jest jak sparaliżowany, nie jest w stanie przekroczyć Rubikonu. Te osoby, których życie tutaj rozważamy, łącznie z Matką Bożą, pokazują nam pewne piękno wyboru, czyli straty. Bo każdy wybór to jest strata. Maryja godzi się na to, że będzie Matką Boga, czyli na to, że zostanie dziewicą i będzie matką tylko jednego Dziecka. Józef godząc się na to, że bierze do siebie Maryję, musi zaakceptować i to, że nigdy nie będzie miał własnych dzieci i nigdy nie zbliży się do Maryi, tak jak mąż zbliża się do żony. Zyskuje coś, ale też coś traci. Czy ta strata go zubaża? Czyni go bardziej ułomnym, bardziej nieszczęśliwym? Para tych młodych ludzi pokazuje nam piękno wyboru. Właśnie przez taką pogodną akceptację swoich charyzmatów, swoich munus, między innymi również tego charyzmatu Niepokalanego Poczęcia. Przyjęcie tego, co niesie życie, zawsze łączy się ze stratą. Nie można mieć wszystkiego. Fajnie jest odprawiać mszę, spowiadać ludzi, mówić kazania, ale wiąże się to z tym, że nigdy nie będę miał syna. Nigdy nie powiem do nikogo „drogie dziecko”. Fajnie mieć żonę, dzieci i tak dalej, ale to się wiąże z tym, że nigdy nie powiem „i ja odpuszczam tobie grzechy”.

To wszystko uczy nas też, żeby cieszyć się z tego, co druga osoba wnosi do mojego życia. Chociaż nie mam osobistego udziału w pewnych charyzmatach, to jednak ubogaca mnie Kościół, wspólnota, w której żyję. Mogę się cieszyć z tego, że moi bracia, moje siostry mają to, czego nie posiadam ja. Jesteśmy rzeczywiście jakby jednym ciałem, jedną rodziną. Idziemy razem do Pana Boga. Matka Boża w tajemnicy swojego Niepokalanego Poczęcia również pokazuje nam tę tajemnicę jedności, która brzmi w tym zamyśle stwórczym Pana Boga.

Pomyślmy o tajemnicy, która pokazuje nam, kim naprawdę jesteśmy i jak olbrzymia jest świętość każdego człowieka, nawet jeśli jest przysypana odpadkami grzechu. To, co pisał Merton: pewien punkt nieskalany, którego nic nie jest w stanie zniszczyć, to podobieństwo do Boga, które jest w każdym z nas. Z drugiej strony, że dokopanie się do tego skarbu oznacza wybór, czyli pewną stratę. Zyskanie czegoś zawsze oznacza pewną stratę. Wyrzeczenie, które otwiera człowieka na takie perspektywy, że mu się w głowie kręci.

Fragment darmowego e-booka „Apokalipsa Bożego Narodzenia”

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła „Pomiędzy grzechem a myślą” oraz o praktyce modlitwy nieustannej „Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie”.