Manewry Zapad 2017 miały cele przede wszystkim polityczne. To wirus wpuszczony do systemu odpornościowego NATO - pisze Andrzej Talaga na łamach ,,Rzeczpospolitej''.

,,Im więcej ćwiczeń, które są rzekomo wstępem do wojny, tym łatwiej będzie w przyszłości ukryć rzeczywiste przygotowanie do agresji, tym bardziej zostaną też rozmiękczone zachodnie społeczeństwa, w tym polskie'' - wyjaśnia.

Jak wskazuje autor, wszystkie przestrogi dotyczące manewrów, które miały być rzekomo wstępem do wojny - czy to przeciwko Białorusi, czy Polsce, czy Ukrainie - okazaly się niewiarygodne i nieprawdziwe.

,,W efekcie, podczas kolejnych manewrów przy granicy NATO trudniej będzie już formułować radykalne ostrzeżenia, a następne nie wzbudzą nawet zainteresowania opinii publicznej. O to właśnie chodzi'' - pisze Talaga. Jego zdaniem media stały się mimowolnie ,,narzędziem w wojnie hybrydowej'' Rosji.

Jak tłumaczy Talaga, Rosja może stoczyć z NATO jedynie bardzo szybką wojnę - ograniczona ofensywa, zajęcie terytoriów i negocjacje. Szybki przerzut wojsk i natychmiastowe przejście do ofensywy - to właśnie ćwiczą Rosjanie, a w ten sposób można byłoby przeprowadzić atak na państwa bałtyckie i Polskę. ,,Najlepszą zaś przykrywką do uderzenia są i będą w przyszłości manewry. Rosji opłaca się podnosić napięcie przed każdymi z nich, by raz po raz udowadniać, że obawy są bezzasadne, i uderzyć, kiedy nikt już nie będzie wierzył w ostrzeżenia'' - ostrzega Talaga.

Autor wskazuje, że ten scenariusz nie musi się ziścić - jest jednak jedną z opcji, w którą Moskwa inwestuje. ,,Rosja jest wrogiem i tak należy ją traktować'' - kończy.

mod/Rzeczpospolita.pl