Tomasz Wandas, Fronda.pl: W Białymstoku, Lublinie i Rzeszowie odbyły się przysięgi ok. 400 pierwszych żołnierzy Wojski Obrony Terytorialnej. Ochotnicy, czyli osoby które wcześniej nie miały kontaktu z wojskiem i nie odbyły zasadniczej służby wojskowej, przeszli 16-dniowe szkolenie podstawowe. Czy po szesnastu dniach szkolenia jest się gotowym do złożenia przysięgi?

Andrzej Talaga: Przysięgę można złożyć bez szkolenia, zatem jest to niezbyt dobrze postawione pytanie. Sedno sprawy w ogóle nie jest zależne od tego, po ilu dniach młodzi ludzie złożą przysięgi – problemem jest system szkolenia. Istotne jest to, że to szkolenie jest wieloetapowe, które zakłada kilku/kilkunastodniowe szkolenie w ciągu całej służby. Młodzi ludzie po szesnastu dniach jak najbardziej są zdolni do złożenia przysięgi, byliby też zdolni i po dwóch, natomiast nikt nie mówi, że są zdolni do działań operacyjnych.

Natomiast czy po pełnym okresie szkolenia są zdolni do walki?

I tak i nie. Dlatego, że jest to zbyt krótki okres, aby mogli być porównywani z żołnierzami zawodowymi czy żołnierzami wojsk operacyjnych. Natomiast na miejscu wydają się być zdolni do spełnienia swojej funkcji, czyli do podjęcia walki z wrogiem „na miejscu”, kiedy miałoby dojść do ewentualnej agresji nieprzyjaciela. Nie jest to armia, która jest przygotowywana do przełamania, odbicia ziem, do ich utrzymania – (w sensie kontrolowania miast) – i odpierania ataków wroga, zupełnie nie – oni się do tego nie nadają.

Do czego zatem głównie mają służyć?

Do pozostania na miejscu i do kąsania wroga na tyłach. Zobaczymy jak będą wyglądać one w praktyce, natomiast w teorii takie szkolenie ma przechodzić do partyzanckich działań.

Szef MON powiedział, że na terenie całego kraj chęć dołączenie do WOT zdeklarowało 20 tys. osób, o czym to świadczy?

Jest to sporo, dlatego świadczy to o ogromnym zaangażowaniu społecznym, co naprawdę cieszy. Docelowo jednak WOT będzie miał liczyć znacznie więcej.

Natomiast, aby wzmocnić wojska operacyjne, aby kąsać wroga kiedy przekroczy granicę, kiedy wojska operacyjne będą musiały się wycofać – a będą musiały to zrobić aby ocaleć – to jest zawsze coś, zatem WOT jest z punktu widzenia obronności niezbędny.

Czy nazywanie Wojsk Obrony Terytorialnej "wojskiem partyjnym", czy "wojskiem Macierewicza" nie jest krzywdzące dla ludzi, którzy złożyli przysięgi?

Oczywiście, że jest to krzywdzące określenie dlatego, że to co dziś się uformuje zostanie po Macierewiczu na długie lata. WOT to wojsko Rzeczypospolitej Polskiej, a to, że nawiązuje do tradycji Partyzantki Antykomunistycznej jest czymś lepszym niż nawiązywanie do tradycji pierwszej dywizji Ludowego Wojska Polskiego.

Czy Pana zdaniem WOT podzielił prezydenta Dudę i ministra MON, Antoniego Macierewicza. Dopytuję, gdyż niektóre media podawały inf., że właśnie z powodu WOT doszło do konfliktu na linii Macierewicz-Duda?

Z powodu WOT doszło do konfliktu w armii w ogóle, dlatego wśród krytyków sposobu zakładania WOT panuje przekonanie, że te siły terytorialne konsumują środki i zasoby z wojsk operacyjnych, co oczywiście mogłoby być groźne.

Czy mógłby Pan podać jakieś konkrety?

Na przykład oficerowie są przekierowywani do Wojsk Obrony Terytorialnej, wyposażenie w pierwszej kolejność takie jak nowe karabiny będą używane przez wojska WOT, nowe systemy broni przeciwpancernej krótszego zasięgu również tam będą kierowane i tam używane – zatem coś jest na rzeczy, że te wojska powstają kosztem wojsk operacyjnych.

Z czego to wynika, z błędnej strategii?

Wynika to raczej z „krótkiej kołdry”, to znaczy nie ma po prostu pieniędzy na rozwój jednego i drugiego rodzaju sił zbrojnych. Zapytanie prezydenta szło właśnie w tym kierunku, czy WOT nie konsumuje wojsk operacyjnych? Jednak taki niepokój pojawił się nie tylko u prezydenta, lecz i u wielu wojskowych, czy analityków zajmujących się wojskowością.

Dziękuję za rozmowę.